Z roku na rok gry stanowią coraz ważniejszą gałąź przemysłu rozrywkowego. Według agencji Reuters branża ta warta jest obecnie ponad 66 miliardów dolarów. Nie dziwi więc fakt, że najsłynniejsze dzieła elektronicznej rozrywki spotykają się z coraz większym zainteresowaniem ze strony Hollywood. Sęk w tym, że mariaż kina i gier rzadko rodzi udane produkcje. Przedstawiamy cztery grzechy główne filmowych adaptacji gier.
Kiepski reżyserResident Evil: ExtinctionTrudno myśleć o udanej produkcji w sytuacji, gdy za obiektywem kamery staje człowiek, który o sztuce reżyserskiej nie ma najmniejszego pojęcia. Natomiast jeśli tym reżyserem jest Uwe Boll, to katastrofa jest wręcz gwarantowana. 48-letni Niemiec jest „wrogiem numer 1” dla milionów graczy na całym świecie. Wszystko za sprawą fatalnych ekranizacji gier, które popełnił w ciągu 20 lat swojej reżyserskiej „kariery”. „Alone in the Dark”, „Dungeon Siege” i „Far Cry” to znakomite gry, które sprzedały się na świecie w milionach egzemplarzy. Boll zamienił je natomiast w bezbarwne filmowe karykatury. Trudno znaleźć inną psychiczną torturę, która byłaby porównywalna z wieczorem filmów Bolla. W 2006 roku gracze wystosowali do reżysera petycję z prośbą o zaprzestanie kręcenia filmów. Bezskutecznie. Sam Boll swoje umiejętności reżyserskie ocenia natomiast bardzo wysoko, porównując swoje filmy do dzieł Lyncha i Leone…Majstrowanie przy fabule Max PayneFabuła gry „Max Payne” była materiałem na doskonały mroczny thriller. Świetnie zarysowane postacie, sporo zwrotów akcji i duża dawka czarnego humoru. Niestety scenarzyści filmowej adaptacji gry zdecydowali się pójść inną drogą. Dokonali kilku kluczowych zmian w fabule, usunęli ważne postacie, a na ich miejsce wprowadzili inne. Nie popisał się również Mark Wahlberg, który wcielił się w rolę tytułowego bohatera. Filmowy Max zupełnie stracił swoją charyzmę i sarkazm. Zabrakło desperacji, która w grze była motorem napędowym głównego bohatera. „Max Payne” nie był filmem złym, a w porównaniu z innymi adaptacjami gier, zdecydowanie wyróżniał się klimatem i – mimo wszystko – przyzwoitym aktorstwem. Sęk w tym, że gdyby nie "kombinatorstwo" scenarzystów, mogła to być pierwsza wybitna ekranizacja gry.Po drugiej stronie barykady stoją gry, w których fabuła jest szczątkowa lub wręcz nie istnieje. Producenci bardzo często myślą, że wystarczy przenieść na kinowy ekran naszych ulubionych bohaterów, i to w zupełności wystarczy, aby zapełnić kinową salę. Zupełnie nie przejmują się więc fabułą i wkładają w usta bohaterów dialogi na poziomie filmów klasy C. Dlaczego nie? Przecież taki tytuł, jak „Mortal Kombat” czy „Doom” sprzeda się na wielkim ekranie bez najmniejszego wysiłku. Nie, nie sprzeda się. Gra pozbawiona fabuły obroni się dobrą mechaniką, wysokim poziomem grywalności i oprawą wizualną. Filmu pozbawionego fabuły nie uratuje nic.Wygórowane oczekiwaniaLara Croft: Tomb RaiderSztandarowym przykładem nadmiernych oczekiwań ze strony widzów są dwa filmy oparte na bestsellerowych grach akcji – „Tomb Raider” oraz „Prince of Persia”. Oba tytuły nie aspirowały do miana arcydzieł współczesnej kinematografii. Ot, dwie opowiastki o odwiecznej walce dobra ze złym. Ich problem polegał na tym, że zostały zrealizowane na motywach gier kultowych. Tytułów, które pokochały miliony graczy na całym świecie. Oni oczekiwali natomiast czegoś więcej niż kolejny sztampowy blockbuster. Oczekiwali filmów, które przykują ich do kinowych foteli, ta jak pierwsze spotkanie z bohaterem ulubionej gry.Niestety kino nie potrafi udźwignąć tych oczekiwań. Gra wymaga od nas zaangażowania i aktywności. Mamy również wpływ na rozwój jej fabuły, a główny bohater staje się naszym drugim „ja”. W kinie jesteśmy natomiast biernymi świadkami tego, co dzieje się na ekraniePG 13Hitman Przysłowiowym „gwoździem do trumny” dla filmowej adaptacji gry może być również hollywoodzki system klasyfikowania filmów MPAA, który ma ochronić najmłodszych widzów przed dostępem do niewłaściwych treści. Wszystko zaczyna się od prostego założenia, z którego wychodzi 90 proc. producentów filmów: gry to rozrywka dla dzieci. A skoro tak, to również ich ekranizacje powinny być adresowane do najmłodszych. Dzięki temu zabiegowi „Max Payne” i „Hitman” trafiły do kategorii PG13, a ich twórcy musieli usunąć z filmowego świata wszystkie elementy, które w jakikolwiek sposób naruszyłyby wrażliwość "niewinnego" trzynastolatka. Co dalej?Prince Of Persia Jak dotąd najlepiej ocenianą ekranizacją gry komputerowej był film „Mortal Kombat” z 1995 roku, który w serwisie MetaCritic.com otrzymał 58 punktów. Pozostali konkurenci nawet nie zbliżyli się do tego wyniku. Niechlubnym rekordzistą pozostaje natomiast „dzieło” Uwe Bolla „Alone In The Dark”, któremu recenzenci przyznali katastrofalne 9 punktów.Studia filmowe nie zniechęcają się jednak porażkami i już dziś planują kolejne debiuty gier na wielkim ekranie. W 2014 roku w kinach pojawi się ekranizacja serii „Need For Speed” z Michaelem Keatonem i Aaronem Paulem w rolach głównych. Zdecydowanie bardziej gracze wyczekują jednak innej produkcji – „Assassin’s Creed”. Premiera filmu opowiadającego historię asasyna Altaira planowana jest na rok 2015. Szczegóły dotyczące filmu wciąż owiane są tajemnicą, ale wszystko wskazuje na to, że w rolę tytułowego bohatera wcieli się Michael Fassbender.Jeśli nie kino, to telewizja – z takiego założenia wszedł Microsoft. Podczas niedawnej prezentacji Xbox’a One, gigant z Redmond zapowiedział produkcję telewizyjnego serialu opartego na legendarnej serii „Halo”. W jego produkcję miałby być zaangażowany sam Steven Spielberg. Czy będzie to wreszcie ekranizacji, która zadowoli nawet najbardziej sceptycznych graczy?