Tak wynika z raportu „Liderzy rewolucji technologicznej w polskim eksporcie” opracowanego przez Polski Instytut Ekonomiczny. Jego autorzy porównali potencjał eksportowy firm działających w obszarze nowoczesnych technologii ze „zwykłym” przetwórstwem przemysłowym pod kątem m.in. inwestycji, tworzenia wartości dodanej (czyli „ile” produktu powstaje na miejscu, w danej firmie, a ile jest efektem kolejnych etapów obróbki w różnych podmiotach), stosowanych technologii i jakości oferowanych produktów. Konkluzja jest taka, że jest on znacznie większy niż u „przeciętnego” polskiego eksportera.
Czasami nawet znacznie większy. W firmach sklasyfikowanych w raporcie jako „wdrażające nowe technologie” (innowacyjny biznes podzielono na kilka klas) jest on według ekspertów nawet o połowę większy niż w przypadku typowego biznesu sprzedającego za granicę. W przypadku innych kategorii firm, tj. „bazujące na kwalifikacjach”, był on o 20 proc. większy, zaś w przypadku firm „wytwarzających unikalne produkty” – o 6 proc. większy.
– Wyniki polskiego eksportu w ostatnich latach potwierdzają pozytywną ocenę wykorzystania potencjału w tej grupie przedsiębiorstw. W sprzedaży zagranicznej znów rośnie udział wyrobów zaawansowanych technologicznie. Teraz jednak nie za sprawą inwestorów zagranicznych, lecz głównie dzięki zaangażowaniu firm z kapitałem krajowym – mówi Janusz Chojna, szef zespołu handlu zagranicznego w instytucie.
Jak pomagają, to bierzemy
W Polsce od dawna trwa dyskusja na temat wspierania innowacyjnych przedsiębiorstw. Firmy coraz chętniej sięgają po takie wsparcie – zwłaszcza te o nowoczesnym profilu działalności. W gronie zwykłych eksporterów po ubezpieczenia eksportowe sięgało w 2017 r. 43,5 proc. przedsiębiorstw (w 2013 r. było to 34,1 proc.). W firmach innowacyjnych 59,4 proc. sięgnęło po takie instrumenty.
Innowacyjny biznes chętnie robi użytek z funduszy unijnych. W przetwórstwie przemysłowym jedna trzecia firm sięga po pieniądze z Brukseli. W przypadku przedsiębiorstw wdrażających nowe technologie ten odsetek w 2017 r. wyniósł 46,9 proc.
– Zawsze będzie istnieć grupa przedsiębiorstw, które instrumentami wsparcia eksportu nie będą zainteresowane, gdyż z uwagi na doświadczenie oraz potencjał organizacyjny, kadrowy i finansowy dają sobie radę bez angażowania się w biurokratyczne z natury rzeczy procedury związane z ubieganiem się o wsparcie publiczne – tłumaczy Chojna.
Jesteśmy w tyle, inni z regionu są lepsi
Wsparcie to będzie potrzebne, jeśli innowacyjne firmy mają się jeszcze bardziej rozepchnąć w polskim eksporcie. W 2017 r. udział produktów wysokiej techniki w sprzedaży za granicę wyniósł 8,5 proc., 10 lat wcześniej było to 3 proc. Średnia unijna przez ten czas pozostała na mniej więcej stałym poziomie (16,1 proc. w 2007 r., 18,1 proc. w 2017 r.). Odbiegamy nie tylko od niej, ale też od innych krajów regionu. Na Węgrzech udział zaawansowanych produktów to 15,7 proc., w Czechach – 15,3 proc. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą przemysłu motoryzacyjnego. Produkcja aut jest tam wyższa niż u nas, co podnosi łączny poziom zaawansowania technologicznego eksportu.
Mamy sukcesy, na przykład w druku 3D
Ale i Polska może się pochwalić innowacyjnymi sukcesami: między 2012 a 2016 r. trzynastokrotnie zwiększył się eksport wyrobów i usług biotechnologicznych (z 77,5 do 998,6 mln zł). Wraz z nim rosło znaczenie sprzedaży zagranicznej w firmach je oferujących – z 5,4 proc. do 30 proc.
Szacuje się także, iż Polsce udało się wykroić ok. 10 proc. globalnego rynku druku 3D. Nie jest to jednak wynik dany na zawsze. W branży aktywna jest konkurencja ze Stanów Zjednoczonych, Chin, Tajwanu, Holandii i Niemiec.
Naszemu krajowi jest daleko do światowej czołówki również jeśli idzie o sektor wysokich technologii. W Korei Południowej sprzedaż innowacyjnych produktów od wielu lat stanowi mniej więcej jedną czwartą eksportu. 17 proc. eksportu tego kraju stanowią układy scalone, a więc procesory czy pamięci do komputerów – produkty, których nad Wisłą nikt nie potrafi wytworzyć (i które wymagają olbrzymich nakładów kapitałowych).