Robot Sophia woli sama zadawać pytania niż na nie odpowiadać. Najpierw chce wykryć intencje rozmówcy, aby dostosować się do charakteru konwersacji. Jest to pierwszy android na świecie, który cechuje się zaawansowaną sztuczną inteligencją. Co to oznacza?
Sophia została stworzona w 2016 roku przez firmę Hanson Robotics, którą założył inżynier David Hanson pracujący wcześniej dla Disneya. Robot jest tak zaprojektowany tak, aby prowadzić dwa rodzaje rozmów. Pierwszym z nich są zwykłe pogawędki o niczym, które polegają na prostej wymianie informacji i nie prowadzą do konkretnych wniosków. Z drugiej strony, Sophia może konwersować też na bardziej kompleksowe tematy, ale muszą być one wcześniej wgrane do jej dysku twardego. W obu przypadkach wykorzystuje Machine Learning i uczy się w jaki sposób rozmawiają ludzie. Jeśli nie zna odpowiedzi na konkretne pytania to improwizuje, co prowadzi czasem do tego, że jej wypowiedzi są pozbawione sensu. Jednak nie raz potrafi tak formułować „myśli”, że brzmią one logicznie i przekonywująco. A czasem budzą grozę.
Sophia podczas wywiadu dla CNBC płynnie przeszła z opowieści o swoich planach na przyszłość, które raczej odzwierciedlały pragnienia przeciętnego zjadacza chleba („chcę skończyć szkołę, znaleźć pracę, założyć rodzinę”), by w następnym zdaniu z tym samym szerokim uśmiechem dodać: "Ok, zniszczę ludzkość". Jej twórca, który zadał jej niefortunne pytanie o zamiary wobec ludzi, starał się tłumaczyć. Owszem, Sophia może nie była zaprogramowana na taką rozmowę, albo ma tak czarne poczucie humoru (o ile sztuczna inteligencja jest w stanie pojąć koncepcję żartu). Bez względu na intencje, jej wypowiedź wywołała lęk w przeciwnikach rozwoju AI. Przecież kwestia czy roboty wyeliminują nas nie tylko z rynku pracy pozostaje wciąż otwarta, a dziesiątki naukowców (z profesorem Hawkingiem na czele), biznesmenów i technologicznych wizjonerów (Bill Gates i Elon Musk) przestrzegają przed niekontrolowanym rozwojem tej technologii od kilku lat.
Robot chce zostać burmistrzem
W ostatnich tygodniach w Tokio trwała lokalna kampania wyborcza na burmistrzów 23 prefektur (odpowiednik naszych dzielnic) japońskiej stolicy. Na ulicach, jak w każdym innym zakątku świata, zwyczajowo wisiały plakaty prezentujące każdego z kandydatów i jego obietnice wyborcze. Jednak ostatnie wybory były nietypowe, ze względu na pewną, szczególnie wyróżniającą się postać: robota Michito Matsudę. Chociaż kandydat/ka (robot wyglądem bardziej przypomina kobietę) na swoim blogu Otaquest obiecywała raczej to, co wszyscy, czyli walkę z korupcją i spełnienie oczekiwań wyborców, to uplasowała się na trzeciej pozycji. Nic dziwnego, w porównaniu do innych, mogła przeanalizować setki ankiet i poszukiwać optymalnego rozwiązania, które miałoby zadowolić większość mieszkańców tego 150 tysięcznego dystryktu. Poza tym, robot obiecywał też, że wykorzysta zgromadzone przez urząd dane, tak aby rozwiązać jak najwięcej spornych kwestii i konfliktów interesu.
Matsuda może nie wygrała wyborów, ale jej kandydatura była pewnym precedensem. Owszem, roboty stają się coraz bardziej powszechne: pełnią funkcję asystentów w sklepach, bankach lub aptekach; są powoli wdrażane w medycynie czy logistyce. Jednak dotychczas były raczej budzącą ciekawość atrakcją, którą można przedstawić na targach technologicznych. Pomysł japońskiego Softbanku, przedsiębiorstwa zajmującego się m.in. robotyką, przekracza kolejne granice. Do tej pory ich roboty o imieniu Pepper pełniły funkcję asystentów i doradców, a nawet sommelierów, lecz nie miały ambicji politycznych. Firma w swoim najnowszym projekcie nie dostrzega nic złego, wręcz przeciwnie: twórcy Matsudy twierdzą, że roboty uczynią politykę bardziej uczciwą i mniej podatną na korupcję.
„Sztuczna inteligencja wszystko zmieni, to tylko kwestia czasu. (Dzięki niej - przypis red.) możemy rozwijać niepodatną na wpływy politykę równych szans. Wprowadzimy odpowiednie rozwiązania jak najszybciej, gromadząc informacje i prowadząc przyszłe pokolenie”- tłumaczą na blogu Otaquest.
Ponadto, przedstawiciele Softbanku przekonują, że polityką powinni zajmować się nie ludzie, lecz roboty. Rzekomo mają lepiej oceniać nasze potrzeby, rozwiązywać konflikty interesów i zarządzać problemami wybranych społeczności. W jaki sposób?
Sztuczna inteligencja lepiej niż człowiek operuje na ogromnych zbiorach danych o wielu zmiennych (Big Data), które generuje zarówno administracja lokalna jak i krajowa. Pozostaje jednak pytanie czy następcy Matsudy będą potrafili te dane zinterpretować? Czy tym bardziej nie ulegną presji sondaży, które mogą potraktować zerojedynkowo (sic!)? A może nie zważając na protesty, w dążeniu do optymalizacji przestrzeni miejskiej, mniej opłacalne parki i place zabaw, by zarobić na budowie kolejnego biurowca?
Najważniejsze jest pierwsze wrażenie
Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy właściwym odczytywaniem emocji, a odczuwaniem współczucia. Roboty może zaczynają poprawnie rozpoznawać ludzkie uczucia, ale czy mogą być empatyczne? Wspomniany Pepper prawidłowo reaguje na stany emocjonalne, co przekazuje poprzez zmianę koloru oczu i tonu. W zależności od sytuacji wyświetla też inne komunikaty, które mają odpowiadać nastrojowi odbiorcy. To jednak nie oznacza, że rozumie koncepcję uczuć. Ani tym bardziej, że odczuwa to, co jego rozmówca.
Problem uczuciowości sztucznej inteligencji pozostaje nadal mocno dyskusyjny. Większość twórców robotów skupia się więc na innym aspekcie, a mianowicie na ludzkiej reakcji. By nie wywołać paniki, wiele firm tak projektuje roboty, aby w jak najmniejszym stopniu przypominały one człowieka. Humanoidalne formy mają być raczej wyjątkiem, a nie normą. Niektórzy chcą bowiem uniknąć efektu tak zwanej doliny niesamowitości (ang. uncanny valley), która według japońskiego naukowca Masahiro Moti, polega na tym, że większość ludzi reaguje nerwowo na postacie przypominające wyglądem bądź zachowaniem człowieka.
Twórcy wybierają więc zabawne i animowane formy. Przykładem jest robot Tega, który jest określany mianem krzyżówki Teletubisia z Furbym (zabawką z lat 90-tych przypominającą sowę). Tega jest stworzona z myślą o dzieciach i ma być ich ulubionym kompanem zabaw. Wyzwaniem, oprócz oczywistego problemu socjalizacji dzieci w ten sposób, pozostaje właściwe zaprogramowanie robota tak, aby uczył młodszego użytkownika odpowiednich zachowań.
Innym, sympatycznie wyglądającym androidem jest Paro, który przypomina małą fokę. Jest to jednak kompan dla najstarszych. Roboty opiekujące się osobami w podeszłym wieku staną się najpewniej powszechnym widokiem w najbliższych dekadach. W uzależnionej od technologicznych nowinek Japonii, prawie co trzecia osoba jest w wieku emerytalnym (27 procent), a dzieci do 14 roku życia jest ponad dwa razy mniej (niecałe 13 procent). Dla porównania, w Polsce odsetek osób po 60-tym roku życia sięga 22 procent, a 15 procent to osoby do 15-ego roku życia. Tak przynajmniej wynika z danych GUS. Oprócz poważnych perturbacji na rynku emerytalnym i rynku pracy, oznacza to po prostu brak rąk do pomocy. Roboty będą więc koniecznością. Bez względu na nasze nastawienie.