7,5 tys. dolarów kary zapłaci ten, kto podnajmuje mieszkanie lub choćby pokój na okres krótszy niż 30 dni. Na nowym prawie zyskają hotelarze.
7,5 tys. dolarów kary zapłaci ten, kto podnajmuje mieszkanie lub choćby pokój na okres krótszy niż 30 dni. Na nowym prawie zyskają hotelarze.
Portal Airbnb oferujący alternatywne wobec hoteli mieszkania i prywatne pokoje wynajmowane na krótki czas ma kłopoty w USA. Pod koniec października gubernator stanu Nowy Jork (a dawniej, w administracji Billa Clintona, sekretarz ds. mieszkalnictwa i rozwoju miast) Andrew Cuomo podpisał ustawę, która przewiduje kary dla osób wynajmujących swoje mieszkania na okres poniżej 30 dni. W praktyce może to wyeliminować Airbnb z tego miasta. Korporacja oddała sprawę do sądu. To nie pierwsze kłopoty firmy. Podobnie jest traktowana w Amsterdamie, Berlinie, Barcelonie i na amerykańskim Zachodnim Wybrzeżu.
Na mocy nowojorskich przepisów władze mogą ukarać właściciela lub najemcę mieszkania za używanie platformy takiej jak Airbnb karą nawet do 7,5 tys. dol. Prawo na agendę wnieśli demokraci. Jej autorka Linda B. Rosenthal twierdzi, że nowe przepisy mają służyć ochronie programu tanich mieszkań.
W pozwie, który złożyli prawnicy Airbnb, jest napisane, że nowojorska ustawa narusza gwarantowane przez pierwszą poprawkę do konstytucji prawo do swobodnej wypowiedzi (komercyjne oferowanie swojego mieszkania jest jego formą). Dalej jest mowa o tym, że przepisy w stopniu znaczącym przynoszą szkodę platformie internetowej. Rzecznik gubernatora stanu Nowy Jork Rich Azzopardi odpiera ten zarzut, tłumacząc, że przygotowana ustawa zakłada wyłączną odpowiedzialność wynajmującego, a nie Airbnb.
– Trudno zrozumieć argumentację, że Airbnb uderza w system mieszkań komunalnych. Swoje mieszkania bądź ich części wynajmują turystom zwykle ludzie, których budżet nie spina się do pierwszego. Ustawa raczej uderza w niezamożnych – mówi nam Angh Wu, jeden z gospodarzy oferujących pokój w mieszkaniu na dolnym Manhattanie. To tylko jedna strona medalu.
Jeżeli ktoś dysponuje lokalem w ramach programu „rent control”, czyli niskich, nierynkowych czynszów, warto by się zastanowić, czy wolno mu komercyjnie udostępniać tę przestrzeń turystom. Manhattan jest wyspą, więc się nigdy nie rozrośnie. Dlatego w Nowym Jorku zawsze będzie głód takich mieszkań. To dotyczy też wielu innych metropolii, w tym Warszawy. Można się rzeczywiście zastanowić, czy krótkookresowego wynajmu nie uregulować jakimiś obostrzeniami i zakazami. Problem w tym, że nowojorska ustawa uderza we wszystkich tak samo – tych, którzy przekraczają granice i wynajmują tanie mieszkania komunalne, i tych, którzy tego nie robią, bo wystawiają na rynek pokój we własnościowym mieszkaniu.
Airbnb proponuje alternatywę. I proponuje nową ustawę, która nie będzie karać na oślep. Raczej precyzyjnie tropić pseudohotele, czyli komunalne mieszkania, które najemcy przerabiają na niewidoczny dla fiskusa wysokodochodowy biznes.
– Lobby związane z branżą hotelową wydało dziesiątki milionów dolarów na przeforsowanie tej ustawy w stanowej legislatywie. Tu w ogóle nie chodzi ani o ochronę miejskich mieszkań, ani o prawa ubogich do ich wynajmu. Chodzi o zmowę cenową, żeby utrzymał się horrendalnie drogi rynek tradycyjnych nowojorskich hoteli – tłumaczy nam Josh Meltzer, rzecznik nowojorskiego oddziału Airbnb.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama