Legalizacja samowoli to nie jednorazowa abolicja, tylko mechanizm. Nawet zbrodnie się przedawniają, a samowola budowlana – według obowiązujących przepisów – nigdy - mówi Artur Soboń, wiceminister inwestycji i rozwoju.
Niedawno zakończyły się konsultacje projektu zmian w prawie budowlanym. Przewiduje on uproszczony tryb legalizacji samowoli budowlanych, co wzbudza pewne emocje. Niektórzy wskazują, że zdarza się, że na działce rolnej czy leśnej budowane są bloki mieszkalne i nie powinny być legalizowane, bo to obniża morale. Jakie są argumenty resortu?
Przyjmując taki przerysowany przykład, musielibyśmy przyjąć, że przez 20 lat tym blokiem w polu nikt się nie zainteresował, bo to jest wymóg sine qua non rozpoczęcia procedury legalizacyjnej. Wyszliśmy z zupełnie innej strony – nie od strony ładu przestrzennego, tylko od strony obywatela. Obywatel często nawet nie wie, że jego budynek w jakimś zakresie jest nielegalny. A gdy chce go rozbudować, przebudować, cokolwiek z nim zrobić, okazuje się, że nie może, bo jest tam jakiś element samowoli. Zastrzegamy w ustawie, że jeżeli w sprawie danego obiektu toczą się jakiekolwiek postępowania – jeśli nadzór budowlany, sąsiad, samorząd miały jakiekolwiek obiekcje – to nie obejmujemy go legalizacją w uproszczonej ścieżce dla „starych samowoli”. Przyjęliśmy, że jeśli budynek stoi 20 lat i nikomu to nie wadziło, to może podlegać uproszczonej procedurze legalizacji i być normalnie eksploatowany. Nawet zbrodnie się przedawniają, a samowola budowlana – według obecnych przepisów – nigdy.
Zresztą odkąd przyszedłem do ministerstwa, już w kilku ustawach wprowadziłem terminy przedawnień, np. w ustawie o gospodarce nieruchomościami, jeśli chodzi o zwroty nieruchomości (od maja dawni właściciele wywłaszczonej nieruchomości i ich spadkobiercy mają rok na występowanie o jej zwrot – red.). Chcemy wprowadzić też termin, po którym nie można wzruszyć decyzji o pozwoleniu na budowę i użytkowanie (5 lat). Teraz mamy sytuację taką, że możemy mieszkać kilkanaście lat, mieć wydane pozwolenie na budowę zgodnie z prawem i ktoś może zakwestionować legalność obiektu, co może się zakończyć nawet nakazem rozbiórki. Wprowadzamy terminy, żeby ustabilizować stosunki prawne.
Ale dziś postępowania legalizacyjne często kończą się rozbiórką.
Rozbiórkę wybierają inwestorzy, którzy chcą uniknąć wysokich opłat legalizacyjnych. A do tego nie wszystkie nakazy są realizowane. Zaś jeśli chodzi o wpływy z opłaty legalizacyjnej, to wynoszą one ok. 25 mln zł rocznie, a więc legalizacja jest obojętna budżetowo. I żeby było jasne, jeśli mówimy, że wczoraj ktoś postawił nielegalny budynek i stoi on w miejscu, w którym miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego tego nie przewiduje i w ogóle jest jakimś skandalem, to nadzór będzie miał pełną determinację, żeby ten budynek podlegał rozbiórce – tu się nic nie zmienia. Mówimy o ludziach, którzy odziedziczyli dom, kupili go, sami sobie coś dobudowali i teraz jest kłopot, ale nie ma żadnego postępowania nadzoru, sytuacja podatkowa w samorządzie jest uporządkowana, a legalizacja nikomu nie wadzi. To nie jest jednorazowa abolicja, tylko mechanizm.
Ale są sytuacje chociażby w Warszawie, gdzie ludzie kupili mieszkania, a potem okazało się, że inwestor nie miał pozwolenia na budowę i tak naprawdę za duże pieniądze nabyli samowolę budowlaną. Co wtedy?
Wówczas jest to oszustwo. Wtedy albo nadzór ma dążyć do legalizacji, jeśli się da – i to za grubą kasę od inwestora, albo egzekwuje się rozbiórkę. Są na to odpowiednie przepisy. Zdarzają się oczywiście patologie, gdzie buduje się strychy niezgodnie z miejscowym planem czy pozwoleniem na budowę lub gdy inwestor, posługując się sfałszowanym projektem, sprzeda ludziom antresolę jako dwie kondygnacje, a teraz je przerabia i taką sprawę podaliśmy do prokuratury. To przypadek z jednej z warszawskich dzielnic. Z pełną bezwzględnością wszelkie patologie będą ścigane. W proponowanej przez nas uproszczonej procedurze legalizacji nie o takie przypadki chodzi.
Rozumiem, że chodzi też o to, aby wiedzieć, ile tych samowoli jest. Bo ci ludzie zaczną się zgłaszać.
Na to liczymy.
A co z resztą samowoli?
Ich legalizacja będzie się odbywać na dotychczasowych zasadach. Wprowadzamy jedną zmianę, że teraz legalizacja będzie na wniosek. Do tej pory było tak, że organ sam z siebie wszczynał procedurę legalizacyjną, mimo że właściciel mógł w ogóle tego nie chcieć, tylko przejść do rozbiórki. Teraz będzie wybór.
Zamierzeniem zmian proponowanych w prawie budowlanym jest przyspieszenie procesu otrzymywania pozwolenia na budowę. O ile ma on szansę przyspieszyć?
Gdy zmiany wejdą w życie, znacznie zmniejszy się ilość dokumentów potrzebnych przy ubieganiu się o pozwolenie na budowę. Dzięki temu urzędy zostaną odciążone, a decyzje o pozwoleniu na budowę będą mogły być wydawane szybciej i sprawniej. Jest też kwestia zgody na odstępstwa od przepisów techniczno-budowlanych dla budynków. Zniesienie wymogu uzyskania upoważnienia ministerstwa przyspieszy tę procedurę o 1,5–2 miesiące. Po zmianach wydziały architektoniczno-budowlane starostw nie będą musiały występować do resortu, żeby móc udzielić zgody na określone odstępstwo. Dzisiaj wszystko, także np. zgoda na bardziej stromy podjazd do garażu w miejscowości górskiej, jest rozpatrywane centralnie w oderwaniu od lokalnych uwarunkowań. Tymczasem wydaje nam się, że warunki techniczne są na tyle znane lokalnym organom, że te same potrafią ocenić, czy dane odstępstwo powinno być udzielone, czy też będzie naruszać bezpieczeństwo albo zasady sąsiedzkie. Teraz w rozpatrywaniu przypadków z całej Polski bierze udział minister, co spowalnia proces inwestycyjny.
Zmiany w prawie budowlanym mają jednak nie tylko wymiar usprawniający proces inwestycyjno-budowlany, jest to też „pakiet wolnościowy”. Z jednej strony odciąża inwestora np. w zakresie dokumentacji projektowej wymaganej na etapie decyzji o pozwoleniu na budowę, a z drugiej strony powoduje, że przedsiębiorstwa sieciowe mają wyznaczone limity czasowe na wydanie warunków przyłączenia do sieci sanitarnej, gazowej czy elektroenergetycznej. Projekt ustawy jest również proobywatelski, np. w przypadku domów jednorodzinnych niepotrzebne już będzie zgłoszenie rozpoczęcia robót budowlanych do organu nadzoru budowlanego, zakres dokumentów wymaganych do zgłoszenia zakończenia robót również ulegnie zmniejszeniu. Zmiany mają też wymiar proekologiczny. Wymuszamy na inwestorach wyższe standardy w kwestii walki ze smogiem, np. przez weryfikację obowiązku przyłączenia do sieci ciepłowniczej. Choć nie jest to nowela, która wywracałaby całość prawa budowlanego, niesie ze sobą znaczne ułatwienia dla inwestora i usprawnienie procedur budowlanych.
Dziś inwestorzy narzekają, że już wnioskując o pozwolenie na budowę, muszą składać cały projekt budowlany, którego potem urzędnicy i tak nie czytają albo czytają tylko część…
Bo nie mają takiego obowiązku. Ustawa wprost wskazuje, które elementy projektu budowlanego są przez organy sprawdzane i weryfikowane. W związku z tym po zmianach inwestor przyniesie tylko projekt zagospodarowania działki lub terenu oraz projekt architektoniczno-budowlany. Natomiast projekty branżowe, wchodzące w skład projektu technicznego, dołączy na etapie zgłoszenia zakończenia robót budowlanych lub wystąpienia z wnioskiem o pozwolenie na użytkowanie. Czyli do uzyskania pozwolenia na budowę potrzebne będzie przedłożenie o połowę mniej dokumentacji. Zmniejszenie zakresu dokumentacji przedkładanej na etapie decyzji o pozwoleniu na budowę nie oznacza, że roboty mogą być realizowane bez wszystkich części projektu budowlanego. Chcąc rozpocząć realizację danej inwestycji, musimy mieć sporządzony również projekt techniczny, co weryfikowane będzie na etapie rozpoczęcia robót budowlanych.
W trakcie konsultacji przeciwko terminom przyłączenia do sieci i karom za ich niedotrzymanie zbuntowały się jednak spółki energetyczne.
Wszystkim przedsiębiorstwom sieciowym wyznaczyliśmy terminy. Akurat spółki energetyczne miały już określone pewne wymogi. Po konsultacjach termin wydania warunków przyłączenia prostych obiektów, np. budynków mieszkalnych jednorodzinnych, do sieci wodociągowej lub kanalizacyjnej zwiększyliśmy z 14 do 21 dni, natomiast dla bardziej skomplikowanych obiektów do 45 dni z 21 dni. W niektórych przypadkach ustawa będzie dopuszczała możliwość przedłużenia o kolejne 21 i 45 dni. Uporządkowaliśmy kwestię terminów dla spółek energetycznych – przenosimy na poziom ustawy terminy z rozporządzeń wydanych na podstawie prawa energetycznego – na wydanie warunków przyłączenia będą miały maksymalnie 90 dni, z możliwością przedłużenia w szczególnie uzasadnionych przypadkach. Musieliśmy te wymogi uspójnić, wprowadzając kary. Ale nie ma innego sposobu wymuszenia przestrzegania terminów rozpatrywania wniosków inwestorów o wydanie warunków przyłączenia do sieci.
Ale wcześniej przedsiębiorstwa energetyczne kar nie miały, teraz będzie im grozić 500 zł za dzień zwłoki.
Prawo energetyczne obecnie przewiduje tylko kary dla przedsiębiorstw zajmujących się przesyłem lub dystrybucją energii elektrycznej. W ostatecznym projekcie dla wszystkich przedsiębiorstw energetycznych przewidziana jest kara w wysokości 1500 zł za każdy dzień opóźnienia. Kara za opóźnienie terminu jest stosowana we wszystkich tego rodzaju przepisach, bo one po prostu tylko wtedy działają – wówczas terminy są dotrzymywane. Zakładam w związku z tym, że tych kar będzie mało albo wcale. W obszarze energetycznym zmieniamy jeszcze dwie rzeczy: zwalniamy z obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę instalacji gazowych wewnątrz i na zewnątrz budynków. W takich przypadkach będzie potrzebne wyłącznie zgłoszenie. W przypadku budynków mieszkalnych wymagane będzie oświadczenie projektanta o możliwości podłączenia projektowanych budynków do istniejącej sieci ciepłowniczej. Czyli jeśli istnieje sieć ciepłownicza na danym terenie, to wprowadzamy obowiązek weryfikacji zobowiązania wynikającego z prawa energetycznego podłączenia się do takiej sieci.
W projekcie zwolniono właścicieli paczkomatów i innych automatów z obowiązku uzyskiwania pozwolenia na budowę. Sami się o to zwracali?
W nowelizacji udzieliliśmy takiego zwolnienia kilku obiektom, także tarasom przydomowym, zbiornikom rolniczym. Ale paczkomaty i automaty akurat nie są drobnostką, ponieważ wyroki sądów administracyjnych kwestionują budowę takich obiektów bez pozwoleń, a wyrok wojewódzkiego sądu administracyjnego (w Łodzi – red.) mówi wprost, że paczkomaty wymagają pozwolenia na budowę. Trudno jednak, żebyśmy na tak dynamicznie rozwijającym się rynku różnego rodzaju automatów, bo to przecież nie tylko paczkomaty, uzyskiwali decyzję o pozwoleniu na budowę i np. prowadzili dziennik budowy dla każdego z nich – byłoby to absurdalne. Trzeba to po prostu uregulować wprost w ustawie. Tak też zrobiliśmy, jednoznacznie wskazując, że odpowiednio sparametryzowane obiekty są zwolnione z obowiązku uzyskiwania pozwolenia na budowę. I sami zainteresowani, w ramach konsultacji publicznych, również zwracali uwagę na konieczność uregulowania tej kwestii.
Projekt trafił na Stały Komitet Rady Ministrów, Sejm zbierze się jeszcze trzy razy. Czy intencją resortu jest przyjęcie przepisów jeszcze w tej kadencji?
Taka jest nasza intencja, żeby tę kadencję zakończyć nowelizacją prawa budowlanego. Chciałbym, żeby w lipcu ustawa została przyjęta przez rząd.