Nowy projekt Ministerstwa Środowiska może wdeptać polski przemysł w ziemię. I to dosłownie. Jeśli wejdzie w życie, rodzime firmy zmuszone będą do wielomilionowych wydatków. Wszystko po to, by gleba pod fabryką była czysta
Środowisko nad Wisłą / Dziennik Gazeta Prawna
Chodzi o projekt rozporządzenia w sprawie sposobu prowadzenia oceny zanieczyszczenia powierzchni ziemi. Ma on zastąpić akt funkcjonujący już od 10 lat. Nowy dokument jest bardzo szczegółowy. I jak przekonują przedsiębiorcy: fatalny.
– Można powiedzieć, że obowiązujące do tej pory rozporządzenie jest złe, ale to projektowane zapowiada się na znacznie gorsze – wskazuje Agata Staniewska, zastępca dyrektora departamentu energii i zmian klimatu Konfederacji Lewiatan.
W ocenie biznesu resort środowiska podszedł do tematu w sposób zero-jedynkowy, projektując regulacje wyłącznie przez pryzmat ekologii. Nie uwzględniono zaś, że niewspółmiernie wysokie koszta poniesie polski przemysł. Przykładowo założenia urzędników nie przystają do realiów przemysłowych, jako że zostały zaczerpnięte z opracowań dotyczących rolnictwa. W efekcie dopuszczalne zanieczyszczenie gleby pod fabryką będzie podobne do tego pod parkiem czy budynkiem mieszkalnym. A to w ocenie ekspertów nonsens, który niczemu i nikomu nie będzie służył.
Polska nadinterpretacja
Ministerstwo Środowiska wskazuje, że zmiany są potrzebne, gdyż Polska musi dostosować prawo do regulacji unijnych, a konkretnie do dyrektywy 2010/75/UE w sprawie emisji przemysłowych (Dz.U. UE L 334 z 17 grudnia 2010 r.). Przedsiębiorcy jednak wskazują, że nikt nie wymaga od Polski aż tak restrykcyjnych przepisów. Wystarczy zresztą popatrzeć na inne państwa, w których aż takich wymogów biznesowi się nie stawia.
– Część regulacji proponowanych przez resort rzeczywiście wynika z przepisów unijnych, jednakże Unia Europejska nie określa dopuszczalnych zawartości substancji w glebie ani nie narzuca liczby i głębokości odwiertów badawczych, jak czyni to Ministerstwo Środowiska – tłumaczy Dorota Kraskowska, rzecznik prasowy PGNiG Termika.
Przede wszystkim ocena stopnia zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi oraz dla środowiska – zgodnie z podejściem unijnym – powinna opierać się na rzetelnej analizie ryzyka. Polscy urzędnicy wolą jednak narzucić określone normy, w wielu przypadkach nie do spełnienia.
Wielkie problemy może mieć choćby biznes na Podkarpaciu. Tam gleba naturalnie zawiera znaczną ilość substancji, które zgodnie z rozporządzeniem będzie trzeba uznać za istotne zanieczyszczenie.
Potwierdza to Dorota Kraskowska. Jak wskazuje, zgodnie z art. 101a ust. 4 ustawy – Prawo ochrony środowiska (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1232 ze zm.) gleby, ziemi lub wód gruntowych nie uznaje się za zanieczyszczone, jeżeli stwierdzone w niej zawartości substancji są pochodzenia naturalnego. Propozycja rozporządzenia zawęża zaś możliwość stwierdzenia wysokiego tła geochemicznego (w uproszczeniu: składników ziemi) jedynie do metali.
– Pozostałe substancje naturalnie występujące w glebie i ziemi będą uznawane za zanieczyszczenie, które będzie wymagało wysokonakładowego usuwania – wyjaśnia przedstawicielka PGNiG Termika.
Kosztowna zmiana
Kluczowe pytanie: ile zapłacą przedsiębiorcy? Z obliczeń resortu środowiska wynika, że sam koszt badania ziemi dla przeciętnej instalacji hutniczej wyniesie ok. 45 tys. zł. Zdaniem przedsiębiorców to oszacowanie jest zaniżone mniej więcej dziesięciokrotnie. Jeszcze większe wydatki będą czekały tych, u których stwierdzone zostaną zanieczyszczenia. Wówczas koszty uzdatniania gruntu pójdą w miliony złotych. Często może to być historia bez końca, bowiem osiągnięcie progów wymaganych rozporządzeniem będzie niemożliwe.
Biznes przekonuje, że nie protestowałby, gdyby rzeczywiście wydatki przełożyły się na większą ochronę środowiska, czy zapewnienie lepszego zdrowia Polakom. Sęk w tym, że tak się nie stanie. Przykładowo właściciel stacji benzynowej, który stwierdzi, że doszło do wycieku, będzie musiał zrobić 15 odwiertów w różnych miejscach. Podczas gdy – w ocenie Konfederacji Lewiatan – wystarczyłoby zrobić odwiert tam, gdzie rzeczywiście jest problem. – Przecież uśrednienie jednej zanieczyszczonej próbki pobranej z miejsca wycieku i czternastu czystych próbek z otoczenia da informacje, że teren jest niemalże czysty – wskazuje Agata Staniewska.
Na pytanie, którzy przedsiębiorcy są najbardziej narażeni na wydatki, jeden z ekspertów odpowiada: pan zapłaci, ja zapłacę, wszyscy zapłacą.
– Nowe regulacje dotkną zarówno przedsiębiorców korzystających ze środowiska, czyli szeroko rozumiany przemysł, jak i przede wszystkim właścicieli i użytkowników nieruchomości. Proponowane regulacje nie dotyczą bowiem wyłącznie szkód w środowisku, powstałych na skutek działalności gospodarczej, lecz także szkód historycznych, czyli takich, do których doszło przed 30 kwietnia 2007 r. A za nie odpowiada aktualnie władający terenem, co będzie dla niego przykrą niespodzianką – tłumaczy Dorota Kraskowska.
Co więcej, w ocenie Konfederacji Lewiatan nowe przepisy będą podstawą do występowania z roszczeniami odszkodowawczymi z umów sprzedaży nieruchomości. To zaś może przełożyć się na gigantyczne wydatki z budżetu Skarbu Państwa. Przykład: deweloper nabył kilka lat temu grunt spełniający wszelkie wymogi. Po wejściu w życie rozporządzenia okaże się zaś, że gleba, która była dobra, nagle jest już zanieczyszczona. Agata Staniewska sądzi więc, że przedsiębiorcy będą chcieli uzyskać odszkodowania za drogą procedurę remediacji (oczyszczania) ziemi.
Poszkodowani mogą być także ci, którzy już rozpoczęli kosztowne procedury. W projekcie rozporządzenia brakuje przepisów, które by im pozwoliły dokończyć prace na podstawie regulacji obowiązujących w dniu ich rozpoczęcia.
– Podmioty te będą niesłusznie ukarane za postępowanie w zgodzie z przepisami i zmuszone jeszcze raz wykonać wszystkie niezbędne kroki, w tym zlecić kolejne kosztowne wiercenia geologiczne, analizy próbek, czy opracowania interpretujące uzyskane wyniki – podkreśla dyrektor Staniewska.
Raz na dekadę
Zgodnie z projektem za aktualne badania zanieczyszczenia gleby uważa się wyniki badań, od których wykonania nie upłynęło więcej niż 10 lat, jeżeli od ich wykonania nie zaistniały okoliczności mogące wpłynąć na zawartość zanieczyszczenia (np. awaria przemysłowa).
Etap legislacyjny
Projekt ustawy w konsultacjach