W przetargach na części zamienne do autobusów należy zawsze wymagać homologacji – uznał rzecznik generalny TSUE. Kłóci się to nieco z polskimi przepisami.

Przepisy o zamówieniach publicznych przykładają dużą wagę do zapewnienia konkurencyjności przetargów. Dlatego też, jeśli gdzieś wskazywana jest konkretna marka zamawianego produktu, nakazują dopuszczenie rozwiązań równoważnych. Tak też stało się w przetargu zorganizowanym przez dwa przedsiębiorstwa publiczne zapewniające transport miejski i międzymiastowy na części zamienne do posiadanych autobusów Iveco. Zgodnie ze wskazaną zasadą można w nim było zaproponować albo części oryginalne producenta Iveco, albo zamienniki. Te ostatnie wchodziły w grę jednak wyłącznie wówczas, gdy przeszły homologację. Firma, która chciała zaproponować zamienniki, próbuje przed włoskimi sądami dowieść, że wymóg dotyczący homologacji był nieuprawniony i powinno wystarczyć oświadczenie wykonawcy o równoważności z homologowaną oryginalną częścią. Takie też pytanie prejudycjalne postawiono przez Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
ikona lupy />
Co mówią unijne przepisy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Rzecznik generalny w wydanej w minionym tygodniu opinii zestawił przepisy dwóch dyrektyw. Z jednej strony tzw. dyrektywy sektorowej 2014/25/UE (patrz: grafika), która ustala reguły udzielania zamówień, z dyrektywą 2007/46/WE ustanawiającą ramy dla homologacji pojazdów silnikowych i ich przyczep oraz układów, części i oddzielnych zespołów technicznych przeznaczonych do tych pojazdów. I uznał prymat tej ostatniej.
- Rzecznik oparł się przy wyrokowaniu o aspekty dotyczące bezpieczeństwa. Jego zdaniem trudno zgodzić się na to, aby części zamienne były zwolnione z kontroli homologacji (i podlegały jedynie obowiązkowi złożenia oświadczenia o równoważności), tylko z tego powodu, że mają być montowane w używanym pojeździe - podsumowuje opinię dr Robert Siwik, radca prawny, adiunkt Instytutu Nauk Prawnych PAN.

Po pierwsze bezpieczeństwo

Sprawa ze względu na zakres kognicji TSUE dotyczy wyłącznie homologacji unijnej typu WE, a nie obejmuje homologacji krajowych. Jak podkreślił rzecznik, chodzi przy tym wyłącznie o części, które są wskazane w załączniku dyrektywy 2007/46/WE jako podlegające obowiązkowej homologacji. Przy tego rodzaju częściach - zdaniem rzecznika - homologacja nie tylko może, ale wręcz musi być wymagana przez zamawiających. Mamy więc do czynienia z prymatem przepisów bezpieczeństwa nad przepisami dotyczącymi zamówień publicznych, które zakładają możliwość oferowania rozwiązań równoważnych.
„Wymóg ten jest związany z nadrzędnymi względami bezpieczeństwa ruchu pojazdów, w związku z którymi wymagana jest homologacja (nie wszystkich) części zamiennych. Homologacja typu WE staje się zatem warunkiem wstępnym zdatności, który dotyczy nie tylko dostaw w drodze zamówień publicznych, lecz wszelkich form wprowadzania do obrotu. Nie ma znaczenia, czy części są wytwarzane przez właściciela znaku towarowego, czy przez producenta części zamiennych, podobnie jak to, czy mają one być montowane w nowym, czy używanym pojeździe. Nie może być zatem mowy o dyskryminacji producentów równoważnych części zamiennych: w przypadku części podlegających homologacji typu WE zarówno te równoważne, jak i oryginalne podlegają tym samym przepisom” - napisał w opinii rzecznik Manuel Campos Sánchez-Bordona.
Rzecznik podkreślił, że homologacja jest czymś zupełnie innym niż oświadczenie o równoważności. Potwierdza spełnienie niezbędnych warunków związanych z bezpieczeństwem, których nie można pominąć w przypadku używania pojazdów na drogach publicznych. Tymczasem oświadczenie o równoważności to raczej potwierdzenie, że zamiennik spełnia tę samą funkcję, ma podobne cechy.
„Homologowana część może nie być równoważna części wymaganej przez instytucję zamawiającą i odwrotnie, część, która nie była homologowana, może być materialnie równoważna oryginalnym częściom przewidzianym w specyfikacji technicznej przetargu” - zaznaczono w opinii.

Elastyczniejsze przepisy

Jeśli TSUE w swym wyroku dojdzie do podobnych wniosków, to także polscy zamawiający będą musieli obligatoryjnie wymagać homologacji. To zaś - zdaniem dra Roberta Siwika - może prowadzić do pewnego konfliktu z polską ustawą - Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1129 ze zm.).
- Zgodnie bowiem z jej art. 106 (ale także art. 104 i 105 ustawy p.z.p.) żądanie przedłożenia określonych dokumentów, w tym świadectw homologacji, jest fakultatywne. Tym samym, jeśli zamawiający nie określa w ogłoszeniu o zamówieniu lub dokumentach zamówienia określonych wymagań wobec przedmiotu zamówienia (spełnienia norm, parametrów, funkcjonalności itp.), nie ma podstaw do żądania złożenia odpowiadających im przedmiotowych środków dowodowych. Innymi słowy, prawo (nie obowiązek) do żądania złożenia przez wykonawcę określonych przedmiotowych środków dowodowych jest zawsze zdeterminowane określeniem przez zamawiającego wymagań przedmiotowych - przekonuje prawnik.
- W mojej ocenie rzecznik błędnie narzucił określony tok postępowania dla zamawiających, nakładając na nich de facto pewne obowiązki, nie pozostawiając im tym samym swobody działania w określeniu katalogu przedmiotowych środków dowodowych - podsumowuje.©℗

orzecznictwo

Opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 5 maja 2022 r. w sprawach połączonych C 68/21 i C 84/21 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia