Polacy mają sentyment do wolności a la USA, ale tęsknią też za państwem opiekuńczym. Tymczasem musimy wypracować własny model – stwierdzili uczestnicy debaty zorganizowanej przez DGP z okazji Ogólnopolskiego Dnia Przedsiębiorcy
Krzysztof Ziemiec:
Panel ma tytuł „Nieodrobiona lekcja: Ile wolności gospodarczej, ile państwa?”. Czy państwa w naszej gospodarce jest za mało, za dużo, czy może jest go w sam raz?
Olgierd Dziekoński:
Państwa nie jest ani za mało, ani za dużo, tylko jest ono nie takie, jak trzeba. Jeżeli popatrzymy na niektóre kwestie, np. dotyczące bezpieczeństwa regulacyjnego, to możemy powiedzieć, że państwa jest za mało. Z kolei w innych jest go za dużo lub jest obecne nie w taki sposób, w jaki powinno być. Mogę podać przykład z obszaru, który jest mi szczególnie bliski, czyli ze spraw samorządowych. Nie ma powodu, żeby państwo tak szczegółowo regulowało sposób wykonywania zadań publicznych przez samorządy. Wydaje się, że to jest błaha sprawa, bo cóż ma wspólnego samorząd z gospodarką? Otóż jeśli zauważymy, że budżety samorządowe po przelaniu subwencji i dotacji są większe niż budżet państwa, to okazuje się, że ten samorząd jest bardzo istotnym graczem.
Krzysztof Ziemiec:
To w jakich obszarach tego państwa jest za dużo? W których miejscach państwo blokuje przedsiębiorczość?
Bożena Lublińska-Kasprzak:
Takich miejsc jest coraz mniej. Świadczy o tym fakt, że w Polsce powstaje 300–400 tys. firm rocznie i chociaż jednocześnie przedsiębiorstwa zamykają działalność, to każdego roku bilans jest dodatni. Mamy jednak za dużo „starego państwa”, czyli mało nowoczesnych, jakościowych rozwiązań w administracji. Potwierdzają to nasze badania. Kiedy agencja pyta przedsiębiorców o największe bariery rozwojowe, to wskazują właśnie te administracyjnoprawne. Ale „stare państwo” oznacza również przepisy, które pochodzą jeszcze z poprzedniej epoki, dotyczące obszarów, które nie zostały znowelizowane. Osobną kwestią jest stworzenie warunków, w których będą się mogły rozwijać start-upy, bo bardzo często są to firmy, które osiągają roczny wzrost dochodów na poziomie kilku tysięcy procent. Takie przedsiębiorstwa wymagają specjalnego podejścia, specjalnego ekosystemu, jak to się teraz mówi, bo ten istniejący obecnie często spowalnia ich działania. A właśnie tego typu przedsięwzięcia, zajmujące się nowoczesnymi technologiami, ciągną gospodarki innych krajów do przodu. To jest jeden z przykładów, gdy państwo musi stworzyć innowacyjne warunki do rozwoju.
Krzysztof Ziemiec:
W mediach bardzo często słyszymy, że biznes narzeka na różne bariery. Może i słusznie, bo aspiracje mamy duże. Poproszę o głos przedsiębiorcy.
Leszek Czarnecki:
Niestety, rozczaruję pana, bo nie będę szczególnie krytyczny. Oczywiście, jeżeli porównamy naszą gospodarkę chociażby do amerykańskiej, to znajdziemy wiele obszarów, w których Polska wypada źle. Zwróćmy jednak uwagę, że wolna gospodarka w USA kształtowała się od 200–300 lat, a nasza kształtuje się raptem ćwierć wieku. Bardzo wiele tamtejszych rozwiązań zostało przyjętych w ten sposób, że usankcjonowało je prawo zwyczajowe: rynek coś stworzył, to zaczęło działać, a do tego dostosowano prawo. Uczestniczyłem niedawno w sesji na Harvardzie, podczas której porównywano wzrost wydajności pracy na świecie w ciągu ostatnich 25 lat. Polska w tym zestawieniu była na drugim miejscu. Oczywiście, można mówić o niskim punkcie startowym, ale wzrost wydajności następował u nas szybciej niż w Wietnamie, Meksyku i Turcji. Nie wygląda to na dowód ograniczania przez państwo przedsiębiorczości i rozwoju. Z drugiej jednak strony niedopuszczalne jest, aby na pozwolenie na budowę czekać dwa lata, nie wspominając już o całej sferze wymiaru sprawiedliwości, która jest jednym wielkim skandalem. Dlatego bardziej skupiłbym się na poprawianiu państwa miejscowo tam, gdzie ewidentnie coś trzeba poprawić, niż nad totalną krytyką. Rzeczy, z których powinniśmy być dumni, jest znacznie więcej niż tych, na które musimy narzekać.
Krzysztof Ziemiec:
A jak to widzi Michał Sołowow?
Michał Sołowow:
Bardzo podobnie. Jesteśmy jednolitym społecznie, językowo i wyznaniowo narodem, bez istotnych wpływów migracyjnych – to są silne podstawy, żeby tworzyć silne państwo rozumiane jako wspólnota interesów. Celem naszego państwa powinien być dobrobyt jego obywateli. Zgadzam się z Leszkiem, że nasza historia gospodarcza niestety jest jeszcze za krótka, na pewno potrzebujemy czasu, by nasz system prawny dogonił światowych liderów, ale bez dyskusji idziemy w dobrym kierunku.
Odpowiadając żartem – jeśli jest jakiś obszar, w którym chciałbym widzieć więcej państwa, to bankowość. Jako konsumenci w coraz większym stopniu korzystamy z różnych usług i produktów finansowych. Niekoniecznie czujemy się z tym komfortowo, bo chcielibyśmy większej wiedzy, więcej standaryzacji. Innym istotnym elementem, w który państwo na dzień dzisiejszy nie jest w wystarczający sposób zaangażowane, jest internet. I to zarówno w zakresie ochrony dóbr osobistych i praw jednostki, jak i w obszarze transakcyjnym – coraz większa liczba transakcji i generalnie biznesu przechodzi przez sieć. Nie wiem, jak poprawić bezpieczeństwo w internecie, to jest trudny problem regulacyjny, ale niewątpliwie potrzebujemy więcej państwa w tej sferze. Uważam, że poprawa bezpieczeństwa w internecie jest jedną z istotnych dźwigni na przyszłość, która pozwoli nam na cywilizacyjny postęp.
Krzysztof Ziemiec:
Kiedy mowa o osiągnięciach 25-lecia, wiele krytyki spada na system prawny. W jakimś niedawnym wywiadzie Ryszard Petru mówił, że głosów przedsiębiorców nie słychać w parlamencie, że politycy nie mają kontaktu ze światem biznesu. Chciałbym zapytać pana Misiaka, który ma za sobą epizod parlamentarny – czy to faktycznie tak jest?
Tomasz Misiak:
Chciałbym obalić mit, że to parlamentarzyści w aktywny sposób tworzą prawo. Głównym inicjatorem prawa jest rząd i to rząd ponosi polityczną odpowiedzialność, a parlament jest jedynie miejscem, w którym podejmuje się dyskusję. Ja bym jednak spojrzał inaczej na tę cała strukturę rządowo-parlamentarną. Ona powinna pełnić funkcję usługową względem przedsiębiorców, a tymczasem w wielu obszarach państwo o tej roli zapomina. Państwo powinno zapewnić dobre sądownictwo oraz dobrą infrastrukturę, dzięki której powstaną nowe fabryki i szkoły dla dzieci pracowników tych fabryk itd. Widziałbym to wszystko jako ogromny system naczyń połączonych, w którym ustawodawca nie zawsze dobrze się odnajduje. Widać to chociażby po tym, że nadmiar regulacji w jednej dziedzinie potrafi wywrócić dobrze funkcjonujące mechanizmy w drugiej.
Jesteśmy krajem, który w Europie Centralnej i Wschodniej ma taką grawitację, takie możliwości przyciągania, możemy więc w sposób naturalny być konsolidatorem rynku. Ta grawitacja pozwala nam odgrywać większą rolę. Rząd i politycy powinni się zastanowić, w jaki sposób tę rolę wesprzeć, w jakim sposób stać się krajem innowacyjnym. Należy dzisiaj nacisnąć reset i zastanowić się, co zrobić, żeby za następne 25 lat było jeszcze lepiej.
Małgorzata Zalewska:
Z pewnością należy docenić to, co zrobiliśmy w ciągu ostatnich 25 lat, ale nie powinniśmy spoczywać na laurach, iść do przodu i patrzeć w przyszłość. Bardzo dużo się udało zrobić chociażby w kwestii wzrostu polskiego eksportu, który zwiększył się 15-krotnie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Na razie konkurujemy jakością i ceną, ale można mieć wątpliwości, czy dorobiliśmy się produktów, które można określić mianem „made in Poland” i z których jesteśmy dumni. Do tego oczywiście potrzebna jest innowacyjność, która jednak nie bierze się znikąd. Polska akurat na badania i rozwój wydaje zdecydowanie mniej, niż wynosi średnia unijna, nie wspominając już o krajach, które w tym obszarze są liderami. Nasze firmy prywatne niestety w niewielkim tylko stopniu przeznaczają środki na innowacyjność.
Zbigniew Jagiełło:
„Financial Times” opublikował niedawno depeszę ambasadora USA w Polsce z czasów transformacji, Johna Daviesa, do swojego przełożonego. Jej treść brzmiała mniej więcej tak: „Wraz z powołaniem rządu Tadeusza Mazowieckiego na urząd premiera wypełniłem swoje zadanie. Proszę o dalsze instrukcje”. Przełożony odpisał do ambasadora, że teraz czeka go pięć zadań, którymi były: zapewnienie stabilnego i długotrwałego wzrostu gospodarczego, niska inflacja, wzrost produktywności, pełne zatrudnienie oraz mercedes lub jego ekwiwalent w każdym garażu. Lektura tego artykułu zainspirowała mnie do sprawdzenia kilku wskaźników i muszę powiedzieć, że dzisiaj słowa przełożonego ambasadora Daviesa nie brzmią tak śmiesznie jak w 1989 r. Proszę zwrócić uwagę: Polska od 1992 r. wykazuje nieprzerwany wzrost gospodarczy. To stawia nas w fantastycznym klubie państw, które po drugiej wojnie światowej miały doskonałe wyniki gospodarcze: Niemcy, Japonia, Korea Południowa. Inflację mamy niską. Nastąpił wzrost produktywności. Do pełnego zatrudnienia nam jeszcze trochę brakuje, więc tutaj ponieśliśmy porażkę. Ale w Polsce mamy 622 samochody na tysiąc mieszkańców, najpopularniejszą marką jest Skoda, która należy do koncernu Volkswagen, a to już jest odpowiednik takiego średnio zamożnego społeczeństwa. Z pięciu punktów mamy więc taką silną czwórkę.
Krzysztof Ziemiec:
Debata na temat obecności państwa w gospodarce nie może się obyć bez strategicznych obszarów, w których państwo powinno zachować decydujący głos.
Marek Podstawa:
Niezależnie od szerokości geograficznej sektor paliwowo-energetyczny podlega silnym wpływom państwowym. Nawet w USA, gdzie branża jest w większości prywatna, kiedy tylko rosną ceny przy dystrybutorze, prezesi koncernów są wzywani do Kongresu, aby się z tego tłumaczyć. Paliwo to krew gospodarki i wszyscy muszą mieć dostęp do mediów energetycznych. W Polsce państwo ma duży wpływ na pewne branże, ale jest to naturalne – nie udajemy, że jest inaczej. Nasze cele są spójne i dążymy do tego, żeby zabezpieczyć przemysł przed zewnętrznymi zagrożeniami. Jedyny mankament, jaki można byłoby wskazać, to zbytnie przeregulowanie rynku. Zbyt wiele różnych podatków sprawia, że nie tylko jest potrzebny odpowiedni aparat do ich nadzorowania, ale tworzy to też luki prawne. W Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem, w którym skomplikowane regulacje są nadużywane przez nieuczciwe firmy zapewniające sobie w ten sposób przewagę – i w związku z tym zarówno Skarb Państwa, jak i firmy paliwowe tracą miliardy.
Krzysztof Ziemiec:
Dlaczego mimo 25 lat przemian wciąż narzekamy na przeregulowanie? Politycy nie rozumieją wagi tych zmian, o których mówimy, czy do nich dociera, że te rzeczy są istotne z punktu widzenia przedsiębiorcy?
Tomasz Misiak:
To nie jest tak, że politycy nie rozumieją. Wróćmy do tego, co mówiłem o gospodarce jako systemie naczyń połączonych – nie ma jednej zmiany, która nie dotyczyłaby kilku różnych obszarów. Weźmy chociażby rynek pracy: przedsiębiorcy mówią, że chcą uelastycznienia, a związki zawodowe mówią w tej materii „ani kroku dalej”. Nic nie jest tutaj czarno-białe.
Olgierd Dziekoński:
Przy okazji warto zauważyć jeszcze jedną rzecz, widoczną tym bardziej, im bogatsze staje się społeczeństwo, a mianowicie, że 11,5 mln polskich rodzin jest właścicielami zasobów mieszkaniowych. Do osób fizycznych należy 80 proc. zasobów mieszkaniowych o łącznej wartości 2 bln zł, czyli mniej więcej sześciokrotności polskiego budżetu. W takiej sytuacji nie jest obojętne dla kogoś, kto jest posiadaczem nieruchomości i będzie ją spłacał przez 20–30 lat, czy w okolicy ktoś nie wybuduje mu obiektu, przez który wartość posiadanej przez niego nieruchomości nie spadnie. I to jest bardzo dobry przykład: ta umiejętność wyważania interesów jest pewnym nowym, bardzo trudnym wyzwaniem dla świata polityki. Trzeba znaleźć rozwiązania dobre, niekrzywdzące wszystkich, a jednocześnie utrzymujące wolność.
Krzysztof Ziemiec:
A jak to wszystko widać z perspektywy Londynu? Czy ostatnie ćwierć wieku wygląda tak dobrze, jak mówią nasi paneliści, czy jest jeszcze gdzieś nieodrobiona lekcja?
Jan Toporowski:
Jeśli chodzi o reformę gospodarczą, to byłem zaskoczony naiwnością kierowników polskich reform, którzy mieli skromną znajomość gospodarki kapitalistycznej, wziętej przeważnie z podręcznika. Hiperinflacja i bezrobocie – to były efekty tych reform. Proszę zwrócić uwagę, że największy wzrost wydajności nastąpił nie w przemyśle, lecz w usługach. Polskie fabryki składają produkcję zagraniczną, a w usługach nie ma postępu technicznego. Moim zdaniem reforma była nieudana ze względu na bezrobocie, bo ono podważa demokrację, coraz mniej ludzi bierze udział w wyborach. Problemy są też z przedsiębiorczością – to przede wszystkim takie kwestie jak brak kapitału. Wydaje mi się, że wielu przedsiębiorców w Polsce to są „niechętni” przedsiębiorcy, czyli osoby, które wolałyby być zatrudnione gdzieś, ale nie mają tej możliwości. Chcą rozwinąć jakieś przedsięwzięcie, może narzekają na rząd, może narzekają na przepisy, ale ich podstawowym problemem jest brak kapitału. Rozwiązaniem problemu jest odpowiedni poziom zatrudnienia, aby ludzie mieli wybór – czy być przedsiębiorcą, czy pracować.
Obecność państwa w gospodarce widoczna jest w przypadku innowacyjności. Doskonałym przykładem jest chociażby rozwój internetu. Tym bardziej że dużo zakładów jest teraz w rękach zagranicznych korporacji, w których interesie nie jest rozwijanie działalności badawczo-rozwojowej na duża skalę w Polsce.
Leszek Czarnecki:
Ja bym nie do końca się zgodził z panem profesorem. Jak popatrzymy na małe firmy w Stanach, to raptem 20 proc. korzysta z zewnętrznego finansowania. U nas ten wskaźnik wynosi 80 proc. To znaczy, że w Polsce problemem nie jest brak dostępu do finansowania. Problem jest taki, że my tylko 25 lat budujemy ten system, a to oznacza, że wciąż jesteśmy na etapie pierwotnej akumulacji kapitału. Nie da się tego zrobić w ćwierć wieku. I nie zgadzam się z panem, że nam reforma nie wyszła, bo wolę nasz poziom bezrobocia od poziomu bezrobocia we Włoszech, w Hiszpanii czy w Grecji.
Olgierd Dziekoński:
Bezrobocie bierze się z braku dostatecznego poziomu inwestycji. Prywatne przedsiębiorstwa inwestują nieco mniej, niż wynosi średnia unijna, ale za to mamy bardzo wysoki udział inwestycji sektora publicznego. Jeżeli 50 proc. PKB jest generowane w małych i średnich przedsiębiorstwach, to przy podobnym średnim poziomie zatrudnienia jak w Europie – gdzieś na poziomie 68 proc. – mamy wyższy wskaźnik produktywności małych i średnich przedsiębiorstw, o mniej więcej 8 pkt proc., i to jest ukryta szansa rozwojowa.
Problem jednak polega na tym, że nasze mikroprzedsiębiorstwa są bardzo małe i jest ich bardzo dużo. Średnia wielkość mikroprzedsiębiorstw jest dwa razy mniejsza niż na Zachodzie i procentowo jest ich więcej. Co to oznacza? Że jest jeszcze jeden obszar miękkiej aktywności i zdolności do współpracy. Nie chodzi o to, żeby z dwóch małych firm zrobić jedną, ale żeby one mogły sobie wyrabiać trwałe możliwości współpracy, tworząc takie mikrogrupy inwestycyjne.
Krzysztof Ziemiec:
Jeszcze do niedawna o reformach, które umożliwiły transformację, mówiono głównie bezkrytycznie, ale teraz coraz częściej pojawiają się też głosy sceptyczne – jak np. zawarte w książce redaktora Rafała Wosia z DGP. Czy dzisiaj, u progu kolejnych 25 lat, powinno być więcej państwa w gospodarce, czy mniej? Powinniśmy bardziej dążyć w stronę modelu skandynawskiego czy anglosaskiego?
Olgierd Dziekoński:
Wydaje mi się, że powinniśmy w przyszłości skupić się na czterech obszarach. Po pierwsze, na edukacji, gdzie roli państwa nie można wykluczyć. Jednak powinna ona w parze z aktywnością przedsiębiorców, tak jak w modelu niemieckim. Po drugie, na zapewnieniu dobrej informacji o warunkach rynkowych, czyli usunięciu asymetrii komunikacyjnej, z którą małe firmy nie są sobie w stanie poradzić. Po trzecie, na innowacyjnej polityce badań i rozwoju. W Polsce ta piramida jest odwrócona – w Polsce prawie połowa inwestycji w innowacyjność to środki publiczne, a tymczasem na Zachodzie jest na odwrót. Po czwarte wreszcie, na roli państwa w procesach urbanizacyjnych. Wydaje się, że dzisiaj musimy również patrzeć na rozwój kraju w kategoriach jakościowych.
Leszek Czarnecki:
Szczerze mówiąc, trudno coś dodać do tego, co powiedział pan minister, i podpisuję się pod wszystkimi tymi tezami. Dlatego proszę pozwolić, że skorzystam z analogii. Według mnie państwo powinno funkcjonować jak lotnisko. To znaczy, operatorowi jest wszystko jedno, jakie samoloty przylatują, skąd przylatują, jak na tym wychodzą ich właściciele i jakie sklepy działają na lotnisku. Najważniejsze dla operatora portu lotniczego są bezpieczeństwo i płynny ruch. I tak samo powinno działać państwo. W związku z tym, nawiązując do pytania odnośnie do tego, jaki model państwa w gospodarce powinien obowiązywać, powinniśmy sobie zdefiniować obszary, które są dla nas istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa. Co jest dla nas ważne, abyśmy czuli się bezpiecznie? Na pewno są to zdrowie, obronność i finanse i te sfery powinny być mocno regulowane, państwo powinno być w nich silnie obecne. We wszystkich innych – niekoniecznie. A czy państwo powinno mieć możliwość szybkiej reakcji w gospodarce, jakiegoś weta, szybkiej nacjonalizacji, to już jest zupełnie inna historia. Jednak przestrzegałbym przed kalkowaniem innych krajów i mówieniem o tym, czyj model jest dla nas bardziej odpowiedni. Model francuski z 35-godzinnym tygodniem pracy i sześciotygodniowymi urlopami jest dla mnie trudny do zaakceptowania. Z drugiej strony mamy model amerykański, gdzie w większości firm pracownicy w ogóle nie mają prawa do płatnego urlopu – z tym również jest mi się trudno zgodzić.
Zbigniew Jagiełło:
Państwo nie powinno konkurować z przedsiębiorcami, bo wówczas przedsiębiorca jest na straconej pozycji. Pytanie wtedy nie brzmi, czy wygra, tylko kiedy przegra. Jest wiele obszarów, gdzie wolnej przedsiębiorczości nie ma, choćby wymiar sprawiedliwości – a właściwie niesprawiedliwości, bo wyrok po pięciu czy siedmiu latach to nie jest sprawiedliwość, tylko jakiś ustawowy przymus, że coś trzeba wydać. Dobrym przykładem jest sprawa Amber Gold – idea przesłuchania każdego pokrzywdzonego jest niemożliwa w realizacji.
Bożena Lublińska-Kasprzak:
Życzyłabym sobie więcej dobrego państwa. Musimy więcej inwestować w innowacyjność, bo możemy wpaść w pułapkę średniego rozwoju lub możemy się stać innowacyjną gospodarką opartą na wiedzy. Potrzebujemy mądrej interwencji państwowej, a niezwykle trudno jest stworzyć takie instrumenty interwencji na poziomie ogólnym, strategicznym – jak w temacie innowacyjności na poziomie Unii Europejskiej, a następnie na poziomie poszczególnych krajów członkowskich – i przedłożyć je potem na konkretne rozwiązania, które nie będą szkodzić.
Tomasz Misiak:
Polacy z jednej strony mają ogromny sentyment do wolności amerykańskiej, a z drugiej strony tęsknotę do państwa komunistycznego. Bardzo trudno w takiej sytuacji odnaleźć jakiś złoty środek. Musimy po prostu wypracować własny model. Należy regulować to, co mamy, bo jak nie ma windy, to trzeba iść po schodach. Wykorzystujmy nasze najlepsze atuty – energię i przedsiębiorczość. Wesprzyjmy to dobrym sądownictwem, dobrą infrastrukturą, lepszą dostępnością kapitału i państwową pomocą.
Marek Podstawa:
Chciałbym zwrócić uwagę na czynnik demograficzny i niekorzystną strukturę rynku pracy, z jaką będziemy mieli do czynienia w przyszłości. Tym bardziej powinniśmy w związku z tym zabrać się do pracy i stworzyć warunki do rozwoju przedsiębiorczości. Beztroski system socjalistyczny we Francji, w Niemczech czy w krajach skandynawskich zasilany jest imigrantami, którzy jadą tam korzystać głównie z przywilejów socjalnych. System amerykański z kolei stwarza wiele szans dla ludzi przedsiębiorczych, którzy wiedzą, co chcą osiągnąć w życiu. To jest gospodarka, która rozwija się od 200 lat. To nie jest kraj narodowy, jak Polska, to kraj obywatelski, tam istnieje mieszanka kultur, języków i umiejętności. Dlatego musimy pójść podobną drogą, dając ludziom szansę na to, żeby mogli się realizować w Polsce.
Michał Sołowow:
Kompetentne, efektywne, konkurencyjne i małe-duże państwo. Taki model powinien nam przyświecać przy szukaniu własnej drogi. Wiele inspiracji możemy znaleźć w gospodarkach anglosaskich. Takie kraje jak USA, Australia czy Nowa Zelandia trwale wygrywają pod względem dynamiki PKB z krajami takimi czy Francja, Skandynawia czy nawet Niemcy. Szczególnie zwracam uwagę obszar prawa. Prawo stanowione czy kazuistyka – wierzę, że kazuistyka dużo szybciej i elastyczniej dostosowuje się do zmieniającego się błyskawicznie świata. Elastyczność rynku pracy jest również godna pozazdroszczenia.
Małgorzata Zalewska:
Moim zdaniem Polska stworzyła własny model kapitalizmu. Chcielibyśmy, aby państwo było opiekuńcze, a jednocześnie bardzo bliski jest nam model amerykański, w sensie możliwości kariery od pucybuta do milionera. Nie powinniśmy dążyć do stworzenia nowej Japonii czy nowych Niemiec w Polsce. Powinniśmy brać pod uwagę uwarunkowania, które mamy w Polsce. Kiedy mówimy o przedsiębiorczości, to być może tego państwa jest zbyt wiele. Z kolei w innych obszarach, takich jak sfera bankowości, nie wyobrażam sobie, żeby tych regulacji nie było.
Jan Toporowski:
Ostatnie badania socjologiczne pokazują, że możliwości przejścia z niższej do wyższej warstwy społecznej są większe w Europie niż w Stanach Zjednoczonych. Przyczyna jest prosta – na Starym Kontynencie jest państwo opiekuńcze, a w USA nie, mimo wielkiego mitu „od pucybuta do milionera”. Każdy milioner w Stanach opowiada o tym, jak był biedny, a ich europejscy koledzy wstydzą się o tym mówić.
Niski poziom wydatków w polskich przedsiębiorstwach na badania i rozwój polega na tym, że większość przemysłu z powodu reformy przeszła w ręce korporacji międzynarodowych, które nie mają interesu prowadzić takich badań w Polsce, tylko robią to w kraju pochodzenia. Nie możemy też w tej kwestii czekać na średnie i małe firmy, bo te nie mają odpowiedniego kapitału.