"Instytucje, które powstaną na ich miejsce, będą następcą prawnym tych spółek. Przejmą wszystkie zobowiązania i prawa oraz majątek na mocy ustawy" - mówi. Jak podkreśla, choć mają skupić się one w większym niż dotychczas stopniu na działalności kulturalnej, to wbrew doniesieniom medialnym nie zostaną przekształcone w instytucje kultury.
Jego zdaniem "nie ma ucieczki" przed politycznym mechanizmem wyboru władz mediów publicznych. Czabański mówi, że niezależność zapewnią godziwe warunki pracy dziennikarzy i podkreśla, że "przestrzeganie pewnych standardów etycznych w tym zawodzie jest kwestią sumienia".
PAP: Kiedy zobaczymy projekt nowej ustawy regulującej media publiczne?
Krzysztof Czabański: Projekt może się pojawić w Sejmie w grudniu, może w styczniu, ale na pewno nie później. Prace są więc już dość zaawansowane, choć nie wszystkie założenia w tym projekcie zostały rozstrzygnięte, głównie chodzi o opłaty audiowizualne. Zaprezentujemy go publicznie, gdy zostanie wysłany do parlamentu, bo to trochę nie wypada, żeby parlamentarzyści dowiadywali się z mediów, jaki będzie ten projekt.
PAP: Czy to znaczy, że projekt zostanie zgłoszony jako poselski i nie będzie normalnej ścieżki rządowej, konsultacji społecznych?
K.C.: To jest jeden z wariantów jeszcze nie zdecydowanych, ale bardzo prawdopodobnych. Wariant poselski ma pewną przewagę nad wariantem rządowym. Ale projekt poselski nie wyklucza konsultacji, wręcz przeciwnie, już rozmawiamy z autorami różnych projektów, które w tzw. przestrzeni publicznej pojawiały się przez ostatnie lata.
PAP: Kiedy ustawa wejdzie w życie?
K.C.: Najpóźniej w styczniu. Staramy się działać szybko, ponieważ to co obserwujemy w mediach publicznych, a najbardziej w TVP, jest bardzo niepokojące. To działa na szkodę całego państwa, jego skarbu i nas wszystkich.
PAP: Nie ma szans, aby przez ten czas udało się przeprowadzić projekt rządowy. W związku z tym musi to być projekt poselski?
K.C.: Zgadza się.
PAP: Jakie cele będą stawiane przed mediami publicznymi?
K.C.: Po pierwsze mają realizować misję, która została opisana w ustawie o radiofonii i telewizji, a po drugie, chcemy szczególny nacisk położyć na ich rolę w obszarze kultury, edukacji, w tym edukacji historycznej i polityki historycznej, promocji Polski w świecie i w obronie dobrego imienia Polski.
PAP: Jak będzie wyglądała organizacja mediów publicznych? Czy zostaną przekształcone w instytucje kultury?
K.C.: To są doniesienia medialne, które się mijają z naszym zamysłem. Nie chcemy tworzyć mediów na zasadzie takiej jak usytuowana jest Filharmonia Narodowa czy niektóre teatry. To byłoby złe usytuowanie tych mediów, bo po pierwsze one wtedy siłą rzeczy podlegałyby pod Ministerstwo Kultury, a media w ogóle, a publiczne w szczególności, nie mogą podlegać pod żadne urzędy. To by się kłóciło z niezależnością tych mediów, więc rozwiązanie będzie inne.
Odchodzimy od koncepcji spółek prawa handlowego, bo spowodowała ona, że media publiczne bardzo osłabiły się finansowo i w rezultacie np. PAP jest bardzo biedna, a telewizja skomercjalizowana i dostosowana do potrzeb reklamodawców. Zwłaszcza w oddziałach regionalnych telewizji, jeśli dziennikarz chce robić jakiś program, to nie jest najważniejsze, czy to jest dobry pomysł, ale czy ten program ma sponsora. To jest chore założenie.
PAP: Ale skoro to nie będzie ani spółka, ani instytucja kultury, to co? Jaki będzie ich status prawny i jak dokona się przejście od spółek prawa handlowego do nowej formy prawnej?
K.C.: Instytucje, które powstaną na ich miejsce, będą następcą prawnym tych spółek. Przejmą wszystkie zobowiązania i prawa oraz majątek na mocy ustawy. Nic więcej tu nie trzeba, to jest majątek Skarbu Państwa. Tam nie ma innych udziałowców niż Skarb Państwa.
PAP: Czy ciągłość prawna tych podmiotów będzie zachowana? Czy np. pracownicy będą musieli podpisywać nowe umowy?
K.C: Nie. Automatycznie pracownicy tych spółek będą pracownikami nowych medialnych instytucji. Media publiczne to w tej chwili 20 podmiotów - 17 regionalnych stacji radiowych to są odrębne spółki i ich odrębność chcemy zachować; to jest tzw. duże Radio; to jest Telewizja Polska z oddziałami, ale to w sensie prawno-instytucjonalnym jest jeden organizm, oraz Polska Agencja Prasowa. Nowa ustawa wyjmie je spod kurateli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ureguluje ich zadania, zakreślone tak szeroko jak mówiłem, a także sposób powoływania ich władz, funkcjonowania, rozliczania z realizacji misji, etc.
PAP: Jaki to będzie mechanizm?
K.C.: Będzie on oczywiście w pewnym sensie mechanizmem politycznym, bo jest wzorowany na mechanizmie, który obowiązuje w tej chwili w KRRiT. Przed tym mechanizmem nie widzimy ucieczki, bo nikt nie wymyślił innego sposobu powoływania władz mediów publicznych. W ten sam sposób będzie powołana Rada Mediów Narodowych, bo te media zostaną wydzielone jako media narodowe, choć zachowają swoje nazwy dotychczasowe. Członków będzie mianował Sejm, Senat i Prezydent, dokładnie tak samo, jak w wypadku Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Zastosujemy ten sam schemat: świat polityki powołuje tę radę, a dopiero rada powołuje kierownictwo poszczególnych mediów. To będzie rada powoływana przez polityków, ale innej drogi nie ma.
PAP: Czyli partia, która kontroluje parlament i ma swojego prezydenta, powoła taką radę, jaką będzie chciała...
K.C.: Racja, to będzie mechanizm polityczny, ale tak było od zawsze w przypadku powoływania władz mediów publicznych. Czy nazywano to konkursem czy nominacją i tak odbywało się to z politycznego klucza. Pośrednio taki mechanizm umożliwia wyborcom, jako właścicielom mediów publicznych, co jakiś czas wystawić rachunek politykom. To jakie są media publiczne, jest jedną z pozycji w tym rachunku.
PAP: Mówi się, że media powinny sprawdzać rządzących, recenzować ich. Jaki będzie zatem mechanizm chronienia dziennikarzy przed naciskami?
K.C.: Kiedy dziennikarze będą na normalnych, godziwych finansowo umowach o pracę, już będą chronieni zdecydowanie lepiej niż obecnie. Owszem, trzeba się zastanowić nad zabezpieczeniami dla zawodu dziennikarskiego w ogóle. Ale jeszcze nie w ustawie o mediach narodowych. Tym powinna się zając ustawa medialna, która ureguluje status zawodu dziennikarskiego.
Jeśli chodzi o upartyjnienie, to zawsze ktoś będzie stawiał zarzut, że druga strona uprawia propagandę, albo że w mediach pracują funkcjonariusze partyjni zamiast dziennikarzy. Niezależność dziennikarska, przestrzeganie pewnych standardów etycznych w tym zawodzie i niezależność jest kwestią naszego sumienia.
Ja jestem dziennikarzem już prawie pół wieku i wiem, że pewne regulacje prawne mogą nam ułatwić życie. Dziennikarze powinni być w pewien sposób chronieni. Niedopuszczalne jest to, co się teraz dzieje z dziennikarzami w mediach publicznych, kiedy nie tylko nie są chronieni przed naciskami politycznymi, ale na dodatek są zatrudnieni na umowach śmieciowych.
PAP: Wicepremier Gliński w rozmowie z PAP powiedział, że obecne kierownictwo mediów publicznych zostanie wymienione. Jak głęboko mają sięgnąć te zmiany?
K.C.: Myślę, że miał na myśli to, że skoro zmieniamy formę organizacyjną, nie będzie zarządów, bo nie będzie spółek. Za wcześnie jest mówić o jakichkolwiek personaliach.
PAP: A co z dziennikarzami, których uważacie za kontrowersyjnych? Mają się spodziewać, że kontrakty z nimi nie zostaną przedłużone?
K.C.: To zostawiamy przyszłym kierownikom mediów. Uważam, że dziennikarze wyraziści, o zdecydowanych poglądach, to dziennikarze bardzo pożądani na rynku, ale nie powinni mylić ról. Czym innym jest rola publicysty, który powinien wręcz być subiektywny, żeby wyostrzać dyskusję, a co innego dziennikarz mający tworzyć miejsce do debaty i przedstawiania poglądów. To dwa różne modele. Publicyści o wyrazistych poglądach mają swoje miejsce w mediach, ale dziennikarz mający prowadzić debatę publiczną musi schować swój temperament publicystyczny, bo inaczej działa na szkodę telewizji, i takiej roli pełnić nie może.
PAP: Wróćmy do władz mediów po reformie. Jak one będą wyglądać?
K.C.: Ustawa pójdzie w kierunku jednoosobowej odpowiedzialności dyrektorów tych instytucji medialnych, ale z dużym merytorycznym udziałem rad programowych. Dla nas jest istotne, żeby media narodowe realizowały misję, były monitorowane i rozliczane z niej. Aby to robić, potrzebne są silne rady programowe, tworzone na zasadzie pluralistycznej - z członków różnych środowisk, organizacji i stowarzyszeń.
PAP: A kto będzie mianował rady programowe?
K.C.: Ich członkowie będą mianowani na paroletnie kadencje przez Radę Mediów Narodowych, na wniosek organizacji i stowarzyszeń. Rady będą różnej wielkości - regionalne rozgłośnie Polskiego Radia nie potrzebują tak dużej rady jak TVP. Ponadto, chcemy powołać takie rady też w terenowych oddziałach telewizji, które nie są osobnymi bytami prawnymi. Ich praca też powinna być merytorycznie monitorowana.
PAP: A jaka będzie pozycja dyrektorów?
K.C.: Nie będą mieli żadnej kadencji. Będą powoływani i odwoływani przez Radę Mediów Narodowych.
PAP: Ma pan już jakieś typy, kogo widziałby w roli dyrektorów?
K.C.: To zadanie RMN.
PAP: Będzie pan zasiadał w tej radzie?
K.C.: Nie jest jeszcze rozstrzygnięta sprawa tego, kto może być członkiem takiej rady. W KRRiT nie wolno zasiadać np. posłom, być może przyjmiemy takie samo rozwiązanie. Na pewno nie będą tam mogli zasiadać żadni urzędnicy. Nie możemy zatem myśleć o personaliach.
PAP: A co będzie z KRRiT?
K.C.: Ma wiele zadań określonych w konstytucji, czyli pilnuje np. wolności słowa w Polsce. Poza tym jest bardzo duży rynek mediów prywatnych. Mają co robić.
PAP: Czyli nowa ustawa nie zastąpi dotychczasowej o radiofonii i telewizji i prawa prasowego?
K.C.: Nie, to będzie uregulowane osobno. Prawo prasowe będzie wymagało oczywiście po pierwsze zniesienia w takim kształcie w jakim jest i stworzenia nowej ustawy medialnej, bo Prawo prasowe samo w sobie chyba traci sens. Ale o tym jeszcze nie myślimy.
PAP: Mówił też pan o złej sytuacji finansowej w mediach publicznych. Jak ją poprawić?
K.C: Obok komercjalizacji podstawowym problemem tych spółek jest to, iż ich pracownicy merytoryczni są traktowani jak przedmioty. Chodzi zwłaszcza o telewizję, co można tłumaczyć tym, że abonament płaci góra 10 proc. zobowiązanych do tego, a telewizja w 90 proc. żyje z reklam. Przez to jest w dramatycznej sytuacji, a pracownicy są wypychani do firm zewnętrznych, “leasingowych”, a potem wypożyczani z nich z powrotem. Są na umowach śmieciowych. To jest niedopuszczalne.
PAP: Czy to znaczy, że telewizja znowu będzie zatrudniała na etaty i skończy się outsourcowanie pracowników?
K.C.: Tak, to się skończy. Trzeba zapewnić godne warunki finansowe całym instytucjom, w tym przede wszystkim pracownikom merytorycznym, czyli m.in. dziennikarzom. Jeżeli chcemy wymagać dobrego programu, to musimy też zapewnić dobre warunki pracy, to jest oczywiste.
PAP: Co będzie z komercyjną częścią działalności tych instytucji, np. PAP? Czy to zostanie?
K.C.: Nie chcemy tego regulować ustawą, to będzie sprawa kierownictwa, które będzie działało w nowej ustawie i przy nowych pieniądzach, jak sobie ustawi firmę w środku. Generalnie rzecz biorąc, uważamy, że media publiczne powinny być dalej na rynku reklamowym, tylko będziemy restrykcyjnie patrzeć, czy nie jest omijane prawo. Bo w tej chwili mamy do czynienia z falandyzacją prawa. Niby nie wolno robić przerw reklamowych w trakcie programu, więc dzieli się go na dziwne części, żeby jednak tę reklamę puścić. Do takich sytuacji nie będziemy dopuszczać.
Uważam, że w naturalny sposób, gdy nie będzie takiej presji zarabiania pieniędzy na rynku reklamowym, to skończy się wysyłanie dziennikarzy, by szukali sponsorów na realizację swoich pomysłów. Wrócimy do jakiegoś stanu normalności. Chcemy też nawiązać do przykładów francuskich, gdzie media służą promowaniu tego kraju na całym świecie. Nas nie stać na to, ale stać nas na pewno na to, i jest też taka potrzeba, żeby zbudować np. agencję prasową, która jest silna w tym regionie Europy.
PAP: Skąd będą na to pieniądze? Z opłaty audiowizualnej?
K.C.: Tak. Są dwa warianty tej opłaty, jeszcze nie jesteśmy zdecydowani, który wybierzemy. Jeden jest przy PIT i CIT, czyli opłata ściągana przez urzędy skarbowe, a drugi przy rachunkach energetycznych. Pierwsza opcja ma tę wadę, że nie obejmuje rolników, więc nad tym jeszcze pracujemy. Ale z drugiej strony podobny projekt przygotowała już jakiś czas temu KRRiT i według jej informacji taka propozycja została wstępnie zaakceptowana w Brukseli, co byłoby istotnym czynnikiem przemawiającym na jej korzyść. Problem z rachunkami za prąd jest taki, że nie obejmuje wszystkich, a niektórzy musieliby płacić po kilka razy. Najbardziej wiarygodną bazą obywateli dysponują urzędy skarbowe, co może być argumentem przesądzającym na rzecz pierwszej opcji, mimo kłopotu z rolnikami.
PAP: A jaka będzie wysokość opłat?
K.C: Opłata będzie o połowę mniejsza niż w tej chwili, bo ok. 10 zł miesięcznie za radio i telewizję. To powinno przy powszechności tej opłaty przynieść około 1,5 mld zł rocznie przychodu, przy czym chcemy zachować wszystkie obecne przywileje, jeśli chodzi o zwolnienia z opłat. To powinno zapewnić godziwy byt mediom publicznym.
PAP: Jak przychody z opłaty byłyby dzielone między poszczególne instytucje?
K.C: O tym zdecyduje Rada Mediów Narodowych.
PAP: Już w kampanii wyborczej PiS przewijał się postulat "repolonizacji mediów". Jak to rozumieć?
K.C.: W pewnych segmentach rynku medialnego udział kapitału zagranicznego jest niepokojący - w jego rękach jest np. większość rynku prasowego. Czy jako obywatele powinniśmy to tolerować? Moim zdaniem nie, ale przecież nie będziemy nikogo wywłaszczać. Trzeba się zastanowić nad systemami podatkowymi i prawnymi, które będą wspomagać polskie inicjatywy wydawnicze i medialne. Można też wspomagać prywatny polski kapitał, gdyby chciał wykupić jakieś media zagraniczne.
Ale jest jeszcze inna sprawa. Niektórzy eksperci twierdzą, że sprawą ważniejszą od repolonizacji mediów jest sprawa monopoli czy oligopoli, jakie tworzą się w wyniku łączenia gazet, radia i telewizji. Trzeba zobaczyć, czy tutaj nie monopolizuje się rynku, bo to dopiero może być groźne.
PAP: Będzie jakiś zakaz koncentracji?
K.C.: Mówię tylko, że są problemy, którym warto się przyjrzeć.