- Walka z dezinformacją to jak zmywanie błota ze ściany – my je zmywamy, a ono stale leci, dlatego ważne są rozwiązania systemowe - mówi Martyna Bildziukiewicz ekspertka ds. komunikacji strategicznej i dezinformacji, szefowa unijnej grupy zadaniowej East Stratcom Task Force.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu, UE miała dość dobrze rozpoznane narzędzia dezinformacyjne Kremla. Czy Rosja czymkolwiek zaskoczyła w ciągu roku trwania wojny, jeśli chodzi o metody siania dezinformacji?
Zupełnie nie dziwi nas to, co Rosja mówi, zupełnie nie dziwią nas narracje, które Rosja wypuszcza w przestrzeń informacyjną niezależnie od miejsca i okoliczności. Osobne narracje są skierowane do państw Unii, osobne dla rosyjskiego społeczeństwa i jeszcze osobne dla UE i dla innych części świata. Wszystko to już widzieliśmy, ale ewoluują sposoby dotarcia do różnych odbiorców. Nie widzimy zupełnie nowych metod, ale widzimy np. większą ich intensywność. Jednym z takich przykładów jest to, że dezinformacja stała się częścią pracy rosyjskich dyplomatów. Oczywiście wcześniej taka działalność dyplomacji Kremla też była prowadzona, ale przed wojną nie obserwowaliśmy tego na tak dużą skalę, w tak skoordynowany sposób. Rosyjscy dyplomaci prowadzą ją na forach międzynarodowych, gdzie Rosja wciąż ma głos - jak w ONZ - ale ten sam język używany jest przez oficjalne dyplomatyczne konta, np. w mediach społecznościowych. Te konta koordynują też przekaz z tubami propagandowymi Kremla.
W rocznym raporcie dotyczącym dezinformacji jest wyraźne podkreślenie, że rosyjska dezinformacja stała się multijęzykowa. Gdzie była szczególnie obecna w minionym roku?
Rosja bardzo interesuje się Afryką i tam przede wszystkim szuka sojuszników. Kreml zdał sobie sprawę, że jedność Zachodu będzie nie do podważenia i choć próbuje ją podburzać, eksponować różnice, to nie odnosi na tym polu szczególnych sukcesów. Dla Afryki natomiast wojna w Ukrainie jest czymś abstrakcyjnym, bardzo odległym, a i samo jej postrzeganie na kontynencie, przez który przetoczyło się ich tak wiele, jest zupełnie odmienne od naszego. Kraje afrykańskie odczuły wojnę w postaci kryzysu żywnościowego i ten moment Rosja wykorzystała, próbując wmówić, że winna wszystkiemu jest UE, mimo że produkty rolnicze nie były objęte sankcjami. I mimo że to Rosja, atakując Ukrainę, doprowadziła do kryzysu.
Rosja często wychodzi do państw afrykańskich oraz państw południowo-wschodniej Azji z narracją o pokoju, oczywiście pokoju na jej warunkach, którego ani Ukraina, ani Zachód nie zaakceptują. Rosja potrafi bardzo dobrze instrumentalizować przekaz dotyczący pokoju i przekazać go w Afryce w taki sposób, jakby to ona była stroną do niego dążącą. Trzecia kwestia to uderzenie w antyimperialne tony. Kreml podkreśla, że nigdy nie kolonizował Afryki, że walczy z imperializmem i oczywiście kompletnie pomija fakt, że sam jest państwem imperialnym i ma bardzo długą historię uciskania różnych narodów, przede wszystkim Ukraińców. Istotne jest też dostosowanie metod działania do danego regionu i w Afryce oznacza to partnerstwo między mediami Kremla a mediami lokalnymi i regionalnymi, którym Rosja na przykład udostępnia darmowe treści. Najczęściej treści wypełnione dezinformacją, ale darmowe i w związku z tym łatwo dostępne.
Chociaż UE nakładała sankcje zarówno na poszczególne osoby, jak i podmioty i instytucje, to nie zawsze są one szczelne. Przykładem jest chociażby francuski operator, który nadawał RT (dawniej Russia Today) na terenie Afryki przez niemal rok wojny. Jak mogło do tego dojść?
My ciągle uczymy się tego, jak aplikować sankcje do mediów siejącyc
ikona lupy />
Martyna Bildziukiewicz ekspertka ds. komunikacji strategicznej i dezinformacji, szefowa unijnej grupy zadaniowej East Stratcom Task Force / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
h dezinformację. Nigdy wcześniej UE tego nie robiła. Udało nam się objąć nimi dziewięć mediów Kremla, w tym RT, ale nie całość ich globalnych operacji, bo nie wszystko jest w kompetencji UE. Musimy też uświadomić sobie, że nie będziemy w stanie zakończyć dezinformacji, zatrzymać jej, możemy skupić się na ograniczeniu jej zasięgu i utrudnianiu jej. Sankcje nie są doskonałe i widzimy próby obejścia ich przez media rosyjskie. Staramy się je uszczelniać, ale jest to długi i skomplikowany proces, którego 1,5 roku temu nikt sobie nawet w UE nie wyobrażał.
A jak wygląda to w naszym regionie? Polska, kraje bałtyckie są wciąż celem dezinformacyjnej działalności Rosji?
Na pewno Rosja nie poddała się i nie powinniśmy myśleć, że jesteśmy odporni na jej dezinformację. Widzimy dużo większą świadomość wśród obywateli, do czego również, mam nadzieję, przykłada się mój zespół, ale trudno jest porównywać poszczególne państwa w UE pod kątem odporności na propagandę Kremla. Państwa bałtyckie mają bardzo stabilne mechanizmy walki z dezinformacją, również w instytucjach państwowych, i rozwinięte sektory pozarządowy i analityczny, które pomagają państwu w tych wysiłkach. W Polsce Rosja będzie próbowała nieustannie dezinformować, nie robi tego może w tak oczywisty sposób jak wcześniej, ale ciągle próbuje. Mamy świadomość, jak wiele kanałów Moskwa tworzy - forów internetowych, kont w mediach społecznościowych, zamkniętych grup dyskusyjnych, które nie wyglądają na rosyjskie, ale po dokładniejszej analizie danych widać wyraźne połączenie z Kremlem. Trudno jest pokazać te połączenia wprost, ale widzimy je. Rosyjskie władze doskonale też zdają sobie sprawę, że im dłużej wojna będzie trwać, tym trudniej będzie utrzymać poparcie dla wszystkich naszych działań, którymi np. pomagamy Ukrainie. I to podawanie w wątpliwość dobrych relacji polsko-ukraińskich, naszego wsparcia Ukrainy obserwujemy i z pewnością będziemy obserwować ze strony propagandy rosyjskiej.
Czy w związku z tym jako UE możemy zrobić coś jeszcze? Kontynuować sankcje, nakładać nowe? Jest jeszcze jakiś potencjał obrony przed dezinformacją?
Myślę, że praca powinna być kontynuowana, ale istotne jest też nakładanie większych sankcji na oligarchów Kremla bezpośrednio związanych z dezinformacją. W nakładaniu sankcji duża jest rola państw członkowskich, które nie tylko decydują o sankcjach, lecz także je wdrażają, i powinny dużo więcej zrobić, żeby ten system był szczelny. Musimy też znacznie podnosić świadomość i edukować społeczeństwa. Do nas zgłaszają się również poszczególne państwa, instytucje z prośbami o przeprowadzenie szkolenia, co jest bardzo pozytywnym sygnałem. Techniki dezinformacyjne ewoluują, więc ta sfera edukacyjna powinna być stale rozwijana i prowadzona nieustannie. Powinniśmy też bliżej współpracować z państwami sąsiednimi UE - Partnerstwo Wschodnie, Bałkany Zachodnie, Bliski Wschód i Afryka Północna i wykorzystać wszystkie metody, żeby zaznaczać naszą narrację i nasz punkt widzenia. Walka z dezinformacją to jak zmywanie błota ze ściany - my je zmywamy, a ono stale leci, to jest praca, która nigdy się nie kończy. W związku z tym poza systemowym przeciwdziałaniem dezinformacji musimy jako UE mieć większą siłę przebicia. Mamy być z czego dumni, wspieramy Ukrainę w sposób bezprecedensowy, wspieramy niezależne media w różnych regionach świata i powinniśmy mówić o tym światu dużo szerzej i mocniej niż dotychczas. ©℗
Rozmawiał Mateusz Roszak