Kodeks usług cyfrowych nie zadziała jak magiczna pigułka przeciwko dezinformacji i mowie nienawiści w sieci

Nowe regulacje mają zapewnić użytkownikom platform internetowych w Unii Europejskiej większą kontrolę nad dostępnymi tam materiałami. Między innymi usprawnią walkę z nielegalnymi treściami – jak mowa nienawiści czy podżeganie do wojny – bo Facebook, YouTube i inne serwisy społecznościowe będą miały obowiązek usuwać je niezwłocznie po zgłoszeniu.
„To, co jest nielegalne poza internetem, faktycznie stanie się w UE nielegalne w internecie” – skomentowała na Twitterze przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, gdy w piątek Parlament Europejski i Rada osiągnęły porozumienie polityczne, które jest przedostatnim krokiem do wprowadzenia kodeksu usług cyfrowych (Digital Services Act – DSA).
To hasło od początku towarzyszy regulacji, nad którą Unia pracuje od kilku lat. – To dobra zasada, ale stwierdzenie, co jest nielegalne offline, też nie zawsze jest proste – zastrzega Krzysztof Izdebski, prawnik i ekspert Forum Idei Fundacji im. Stefana Batorego, wskazując na dylematy nieodmiennie towarzyszące dyskusji o tym, co wolno publikować, a czego nie. – Nie unikniemy tu pytań o granicę, gdzie kończy się wolność słowa, a zaczyna mowa nienawiści – mówi. – Akurat w przypadku treści umieszczanych w internecie np. przez rosyjskie ministerstwo obrony ja osobiście nie mam wątpliwości, że każdy wpis stanowi podżeganie do wojny. Nie zawsze będzie to jednak tak oczywiste – dodaje.
W tej kwestii wiele się zmieniło po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zbrodnie dokonywane przez agresora uwydatniły potrzebę radykalnych działań wobec kremlowskiej propagandy, od lat przelewającej się przez serwisy społecznościowe.
To właśnie w kontekście wojny, jaka od 24 lutego toczy się tuż za wschodnią granicą Unii Europejskiej – i jej silnego wpływu na skalę manipulacji informacyjnej w sieci – do nowych reguł gry dla platform internetowych dodano „mechanizm kryzysowy”. Będzie on uruchamiany przez Komisję Europejską z rekomendacji rady krajowych koordynatorów usług cyfrowych. Po analizie wpływu działalności bardzo dużych – tj. mających w UE ponad 45 mln aktywnych użytkowników miesięcznie – platform i wyszukiwarek na aktualny kryzys KE będzie mogła wtedy zastosować „proporcjonalne i skuteczne środki” dla ochrony praw podstawowych.
Tylko czy to wystarczy?
– To jest część ogólnego pytania o sensowność i skuteczność regulowania internetu – odpowiada Krzysztof Izdebski. – Ale dynamika zdarzeń w mediach społecznościowych jest dziś taka, że bez DSA i towarzyszącego mu DMA (rozporządzenie o rynkach cyfrowych – red.) brakuje nam skutecznych możliwości wymuszania na platformach określonych zachowań – podkreśla.
Zakładając wdrożenie DSA w obecnym kształcie, regulacja nie rozwiąże problemu dezinformacji, dostarczy jednak narzędzi do jej ograniczenia. – Zapewni częściową możliwość walki z dezinformacją i narracjami formułowanymi nie tylko przez prokremlowskie media, ale w dużej mierze także przez rosyjskie ministerstwa, instytucje i inne podmioty publiczne – mówi Izdebski.
O ile wobec Sputnika i RT big techy po rosyjskiej inwazji na Ukrainę podjęły zdecydowane działania, to profile ministerstw Federacji Rosyjskiej nie zostały w mediach społecznościowych zablokowane, a jedynie oznaczone jako przedstawiciele rosyjskiej administracji.
Po wdrożeniu DSA też nagle nie znikną z sieci. Rozporządzenie usprawni jednak i przyspieszy proces usuwania wpisów nawołujących do wojny i innych szkodliwych treści. – Na ile to poprawi sytuację, będzie zależało m.in. od tego, jak nowe przepisy będą interpretowane i jakie zmiany w moderacji rzeczywiście spowodują – stwierdza ekspert Fundacji Batorego.
Jak pisaliśmy wczoraj, w końcu maja europosłowie odwiedzą amerykańskie firmy technologiczne, aby omówić szczegóły kodeksu. – Moderowanie treści zawsze będzie wyzwaniem – podkreśla Cecilia Bonefeld-Dahl, dyrektor generalna Digitaleurope, europejskiego stowarzyszenia branży cyfrowej, którego członkami są m.in. Google, Meta i TikTok. – DSA pomoże uczynić internet bezpieczniejszym i przejrzystszym – zapewnia Bonefeld-Dahl, zastrzegając jednak, że elementy regulacji, które dotyczą wolności słowa, będą trudne do wdrożenia.