Kłopoty z egzekwowaniem przepisów o serwisach społecznościowych w Niemczech pokazują, czego można się spodziewać w całej Unii po wprowadzeniu DSA

Znowelizowana niemiecka ustawa mająca zwalczać mowę nienawiści i przestępczość na Facebooku i podobnych platformach weszła w życie 1 lutego. Tylko że jej główne zapisy nadal nie obowiązują. Zostały zawieszone, bo big techy wystąpiły do sądu przeciwko zaostrzonej regulacji.
Chodzi o ustawę służącą poprawie egzekwowania prawa w mediach społecznościowych (Gesetz zur Verbesserung der Rechtsdurchsetzung in sozialen Netzwerken – NetzDG). Podczas gdy Unia Europejska nadal pracuje nad wzięciem w karby platform internetowych za pomocą kodeksu usług cyfrowych (Digital Services Act – DSA), Niemcy pionierską regulację w tej dziedzinie uchwalili już w 2017 r.
Ustawa weszła w życie w 2018 r. i zobowiązuje serwisy społecznościowe liczące ponad 2 mln użytkowników do usuwania „wyraźnie nielegalnych” treści w ciągu 24 godzin od ich opublikowania, a wszelkich nielegalnych materiałów w ciągu siedmiu dni. Usunięte wpisy muszą być przechowywane przez co najmniej 10 tygodni. Platformy mają ponadto obowiązek co sześć miesięcy przedstawiać raporty dotyczące ich postępowania z nielegalnymi treściami. Za nieprzestrzeganie przepisów NetzDG przewidziane są grzywny do 50 mln euro.
Niemiecka regulacja od początku jest krytykowana: z jednej strony za zapędy cenzorskie, z drugiej – za nieskuteczność. W tej ostatniej kwestii sytuację miała poprawić właśnie obecna nowelizacja. Jej przepisy m.in. dorzucają dużym serwisom obowiązek przekazywania informacji organom ścigania o treściach naruszających prawo karne.
Według doniesień krajowych gazet zebranych przez serwis Euractiv policja federalna (BKA) spodziewała się z tego powodu ok. 250 tys. dodatkowych zgłoszeń rocznie, co mogłoby zaowocować wszczęciem ok. 150 tys. postępowań karnych. Aby obsłużyć spodziewany wzrost liczby zgłoszeń, BKA powołało już nawet specjalne biuro zajmujące się treściami kryminalnymi w internecie (ZMI). Miałoby się tym zajmować ok. 200 funkcjonariuszy.
Nowe zapisy NetzDG wzbudziły jednak tak silny sprzeciw big techów, że wykonywanie przez platformy tych obowiązków zostało tymczasowo wstrzymane. Jak podaje serwis internetowy tygodnika „Stern”, taką decyzję z resortu sprawiedliwości uzyskały już Google (należy do niego serwis YouTube) i Meta (właściciel Facebooka i Instagrama), które jako pierwsze złożyły pozwy przeciwko regulacji. Nie będą musiały się do niej stosować, dopóki Sąd Administracyjny w Kolonii nie rozstrzygnie w sprawie ich zarzutów wobec NetzDG.
Do tego samego sądu trafiły pozwy Twittera i TikToka, które prawdopodobnie też zostaną tymczasowo zwolnione ze stosowania się do ustawy. „Der Spiegel” cytuje rzecznika Twittera, który sprzeciw serwisu uzasadnia obawą o naruszenie „podstawowych praw obywateli”, których dane miałyby być przekazywane policji, zanim jeszcze zostałoby stwierdzone, że opublikowali przestępcze materiały. Twitter ani inne big techy nie chcą też brać na siebie obowiązków organów ścigania.
Regionalna szefowa ds. polityki publicznej w YouTube Sabine Frank stwierdziła na firmowym blogu, że taka „masowa ingerencja” w prawa użytkowników jest sprzeczna z zasadami ochrony danych, niemiecką konstytucją i prawem europejskim.
Kwestię usuwania nielegalnych treści i zapobiegania szerzeniu dezinformacji na szczeblu unijnym ma uregulować DSA, które zastąpi dyrektywę o handlu elektronicznym sprzed 20 lat. Projekt kodeksu – przyjęty w styczniu przez Parlament Europejski – zobowiązuje platformy internetowe m.in., aby po otrzymaniu powiadomienia o nielegalnych treściach, produktach lub usługach oferowanych w ich serwisach działały „bez zbędnej zwłoki”.
DSA może wzbudzić jeszcze większy sprzeciw big techów niż niemiecka ustawa NetzDG, gdyż obejmuje szerszy zakres ich działalności. Daje też Komisji Europejskiej prawo nakładania kar, które mogą sięgać 6 proc. rocznych przychodów platformy, a także czasowego wykluczenia z unijnego rynku graczy dopuszczających się poważnych i ciągłych naruszeń. Możliwość dochodzenia odszkodowania od big techów za straty wynikłe z nieprzestrzegania przez nie nowych zasad będą też mieli internauci.