Regulator rynku mediów elektronicznych w swojej opinii do projektu tzw. ustawy wolnościowej w oględnej formie wyraził to, na co wcześniej wyraźnie wskazywała branża internetowa – aby w kwestii regulowania Facebooka i podobnych serwisów oprzeć się na prawie Unii Europejskiej.

Chodzi o przygotowaną przez resort sprawiedliwości ustawę „o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych”. Jej celem jest wprowadzenie instrumentów prawnych, dzięki którym użytkownicy mediów społecznościowych będą mogli skutecznie przeciwstawić się arbitralnym decyzjom o usuwaniu wpisów i blokowaniu kont. Mają też być chronieni przed materiałami niebezpiecznymi i „rażąco szkodliwymi”.
Przedstawiony w końcu września projekt przewiduje, że skargi użytkowników na platformy internetowe będzie rozstrzygała nowa instytucja – Rada Wolności Słowa, uprawniona do nakładania na big techy kar do 50 mln zł. Członków tej rady będzie powoływał Sejm – większością trzech piątych głosów (jeśli kandydaci jej nie uzyskają, to zwykłą).
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zwraca uwagę „na ewentualną kolizję przepisów projektu z przepisami dotyczącymi ochrony użytkowników” określonymi w unijnym kodeksie usług cyfrowych (Digital Services Act – DSA). Według KRRiT „kompleksowa regulacja DSA w nowy sposób określa” obowiązki platform internetowych „związane z respektowaniem praw użytkowników”. Przewiduje też „zapewnienie użytkownikom dostępu do skutecznego wewnętrznego systemu rozpatrywania skarg, pozasądowego rozstrzygania sporów, priorytetowego i niezwłocznego przetwarzania zgłoszeń”.
Dlatego – biorąc pod uwagę zaawansowanie prac nad DSA – „powstaje wątpliwość co do celowości tworzenia odmiennego systemu ochrony wolności słowa i prawa do informacji”, który po wejściu w życie przepisów unijnych i tak „będzie musiał zostać dostosowany do wiążących wszystkie państwa członkowskie wymagań DSA”.
Organizacje przedsiębiorców miały podobne zastrzeżenia i dlatego wcześniej postulowały, by zrezygnować z dalszych prac nad ustawą wolnościową. Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska uzasadniał m.in., że takie regulacje należy wprowadzać na poziomie unijnym, gdyż platformy świadczą usługi „w sposób transgraniczny”. Zapewniłoby to też „egzekwowanie nowych warunków i zapobieganie uciekaniu dostawców na inne rynki, skąd dalej będą mogli świadczyć swoje usługi w sposób nieograniczony”.
Zaniechania prac w resorcie Zbigniewa Ziobry chciały także Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (PIIT), Konfederacja Lewiatan oraz Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP).
Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek w swojej opinii nie zgłosił wprawdzie takiego wniosku, ale stwierdził, że konieczne jest „rozważenie odłożenia prac nad projektem krajowej ustawy do czasu ukończenia prac na forum Unii Europejskiej”. RPO ocenił, że projekt MS „w sposób właściwy kształtuje cel” i niektóre jego rozwiązania „są zasadne” – jak np. koncepcja ślepego pozwu – zwrócił jednak uwagę, że nie wszystkie zapisy „przyczyniają się do realizacji zakładanego celu i wiążą się z nimi wątpliwości dotyczące poszanowania podstawowych praw obywateli”.
Jednym z głównych zarzutów RPO jest brak definicji „mowy nienawiści” – a trzeba znaleźć sposób na jej powstrzymanie lub choćby zmniejszenie. Wiącek zwrócił też uwagę na ryzyko ograniczania wolności słowa arbitralnymi ingerencjami Rady Wolności Słowa. Co więcej, przewidziany w projekcie sposób wyboru rady oznacza, że w praktyce może o tym decydować zwykła większość głosów posłów – a w konsekwencji „jedynie aktualna w danej chwili większość parlamentarna będzie miała wpływ na cały skład osobowy” RWS. Jej pluralizm zdaniem RPO musi być „zagwarantowany przez takie rozwiązania prawne, które pozwolą na wybór jej członków według kryterium fachowości i z udziałem większości ugrupowań”.
Ponieważ rada „ma stać na straży jednej z fundamentalnych w demokratycznym społeczeństwie wolności, jaką jest wolność słowa”, to „w celu zapewnienia większego społecznego poparcia dla kandydatów” należałoby uwzględnić możliwość zgłaszania ich przez organizacje pozarządowe. ©℗