Ze względu na wejście w życie nowych przepisów RODO zmieniliśmy sposób
logowania do produktu i sklepu internetowego, w taki sposób aby chronić dane
osobowe zgodnie z najwyższymi standardami.
Prosimy o zmianę dotychczasowego loginu na taki, który będzie adresem
e-mail.
Decyzja Andrzeja Dudy zaważy więc na tym, czy zostaniemy wciągnięci w potencjalnie kosztowny międzynarodowy spór sądowy.
/
Shutterstock
W połowie lutego koncern Discovery może wciągnąć polski rząd w międzynarodowy arbitraż w związku z przyjętą przez Sejm ustawą.
Właściciele stacji TVN trzymają twardy kurs. - TVN Grupa Discovery i Discovery Inc. są zdeterminowane do obrony swoich inwestycji w Polsce i użyją wszystkich środków prawnych, by misja naszych mediów w Polsce była kontynuowana - stwierdza biuro prasowe TVN Grupy Discovery. Jednym z takich środków prawnych może być międzynarodowy arbitraż. Już w sierpniu informowaliśmy, że Amerykanie rozesłali do najważniejszych instytucji państwowych - w tym do prezydenta i premiera - zawiadomienia o wszczęciu postępowania arbitrażowego. W piśmie koncern wycenił swoje inwestycje w Polsce na 3 mld dol. Zdaniem naszych rozmówców, nie bez przyczyny. Takie może być bowiem roszczenie amerykańskiej firmy wobec Polski.
Nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji, zwana lex TVN, zagraża amerykańskiej inwestycji w Polsce, gdyż jej przepisy zmusiłyby koncern Discovery do sprzedaży większości udziałów w TVN. Obecna ustawa o rtv limituje bowiem do 49 proc. udział kapitału zagranicznego w podmiotach uprawnionych do polskich koncesji radiowych i telewizyjnych - ale wyłącza z tego ograniczenia nadawców z Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Taką firmą jest spółka Polish Television Holding zarejestrowana w Holandii - za pośrednictwem której Discovery kontroluje TVN. Nowelizacja by to zmieniła, bo według niej nawet unijne podmioty będą mogły posiadać tylko 49 proc. udziałów w mediach - jeśli są zależne od spółek spoza EOG. Jedyny taki przypadek w polskich mediach to TVN.
Decyzja Andrzeja Dudy zaważy więc na tym, czy zostaniemy wciągnięci w potencjalnie kosztowny międzynarodowy spór sądowy. - 13 lutego mija tzw. cooling period, czyli półroczny okres na to, by obie strony spróbowały się dogadać i nie brnęły w spór. Niestety strona polska nie kiwnęła dotąd palcem w tej sprawie - wskazuje rozmówca znający kulisy sporu. Rząd bierze jednak pod uwagę taki scenariusz, bo taka możliwość wprost wynika z umowy dwustronnej z USA o wzajemnej ochronie inwestycji. Nie chce jednak komentować całej sytuacji, by nie sugerować ewentualnej strategii procesowej, zanim Amerykanie nie ruszą na prawną ścieżkę. Jeśli tak się stanie, to jednym z pierwszych kroków będzie ustalenie, w jakim kraju będzie prowadzony arbitraż.
Część naszych rozmówców na tym etapie nie spodziewa się, by tę kwestię rozstrzygnął arbitraż. - To kwestia, którą rozstrzygnie polityka, bo PiS wszedł na polityczną ścieżkę przekonany o słabości Amerykanów - zauważa ważny polityk opozycyjny. Jego zdaniem administracja waszyngtońska może zasygnalizować ustami „wysokiego rangą urzędnika” w mediach amerykańskich, że USA rozważają jakąś formę restrykcji, np. przesunięcie części oddziałów z Polski do Rumunii.
Jeszcze przed przyznaniem we wrześniu rekoncesji dla TVN24, w obozie Zjednoczonej Prawicy pojawiały się sugestie, że wyjściem z sytuacji może być nowa, dwustronna umowa między Polską a USA w kontekście lokowania inwestycji w obu krajach. Tyle że szanse na ten scenariusz chwilowo spadły do zera, bo ani jedna, ani druga strona nie jest do niego przekonana. - Teraz to trochę musztarda po obiedzie, to byłaby sprawa do negocjacji na etapie prac parlamentarnych, a nie teraz, gdy ustawa wyszła z Sejmu - ocenia osoba z rządu. Także strona amerykańska nie jest zainteresowana umową. - Nie ma szans na umowę dwustronną. Nikt nie będzie chciał negocjować z pistoletem przy głowie. Poza tym, jak miałoby to wyglądać? Polska przyjmuje lex TVN, a w umowie dwustronnej będzie wskazanie, że Discovery, w które lex TVN jest wprost wycelowane, jest spod jej reżimu wyłączone? - dopytuje nasz rozmówca.
Pomysł umowy bilateralnej, dzięki której Discovery mogłoby zachować wszystkie udziały w TVN, zgłosił latem przewodniczący KRRiT Witold Kołodziejski. Miała to być poprawka do lex TVN stanowiąca, że podmiot zależny od spółki spoza EOG (czyli w praktyce TVN) może posiadać koncesję, jeżeli Polska podpisze z tym państwem (czyli z USA) odpowiednie porozumienie lub umowę, na zasadach wzajemności. Poprawka nie znalazła się jednak w tekście nowelizacji przesłanej w sierpniu do Senatu, a teraz do podpisu prezydenta.
Nie przekreśla to wprawdzie szans na załagodzenie sprawy tą drogą, ale są one minimalne. - Teoretycznie jest możliwe, żeby międzynarodowa umowa miała wyższą rangę od ustawy o rtv - mówi Radosław Płonka, ekspert BCC ds. prawa gospodarczego. - Tylko że to skomplikowane i czasochłonne. Zgodnie z konstytucją Sejm musiałby bowiem najpierw wyrazić uprzednią zgodę na taką umowę, a potem jeszcze ją ratyfikować. W międzyczasie minie pół roku i inwestor będzie musiał sprzedać swoje udziały - stwierdza. - Nie widzę też sensu takich działań. Po co wprowadzać taki bubel prawny jak lex TVN i wytrychy do niego? Jeśli osoby tworzące ustawę same wskazują, jak ją obejść, to zmniejsza się szacunek dla prawa i przyczynia do degradacji kultury prawnej w Polsce. Takie praktyki, żeby wskazywać inwestorowi: nie podobasz nam się, musisz się wynieść - mogą obowiązywać w krajach Trzeciego Świata, a nie w Europie. Dziś biorą się za media, jutro przyjdzie pora na motoryzację czy inny sektor - uważa.
Celowości takiego działania nie widzi też Juliusz Braun, członek Rady Mediów Narodowych i były szef KRRiT. - Przewodniczący Kołodziejski szuka wyjścia, którego chyba jednak nie szuka PiS. Stara się łagodzić sytuację, ale wygląda na to, że jest w tym osamotniony - mówi Braun.
Dlaczego PiS teraz wrócił do lex TVN? Prostej odpowiedzi na to pytanie nie znają nawet politycy partii rządzącej. - O tym, że ustawa ma być głosowana, dowiedziałem się chwilę przed tym faktem - przyznaje członek Zjednoczonej Prawicy. Jednocześnie wśród naszych rozmówców z tego ugrupowania najczęściej wyrażany jest pogląd, że ustawa zostanie albo zawetowana przez prezydenta, albo skierowana do Trybunału Konstytucyjnego.
W tym pierwszym scenariuszu Andrzej Duda podpadłby PiS, ale jednocześnie nabił sobie kilka punktów na arenie międzynarodowej. - Choć jest w drugiej kadencji, będzie wciąż młodym politykiem i jeśli marzy o jakiejś karierze poza Polską, wszystko poza zawetowaniem spowoduje, że USA będą blokować jego kandydaturę, gdzie tylko będą mogły - ocenia jeden z naszych rozmówców. Wyjściem nie będzie też skierowanie ustawy do TK. - To gorsza sytuacja, niż gdy ustawa tkwiła w Sejmie. Tam, by puścić ją dalej, potrzeba było ok. 230 głosów. W trybunale PiS potrzebuje tylko głosu Julii Przyłębskiej. Ustawa, o ile nie dostanie zielonego światła, utknie tam być może na lata i jeszcze długo będzie funkcjonować jako straszak - dodaje rozmówca DGP.
W ocenie niektórych rozmówców DGP do TK nadaje się zapis wprowadzony do lex TVN przez Konfederację, a dotyczący wyboru członków KRRiT. - W konstytucji zapisano: „członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji są powoływani przez Sejm, Senat i Prezydenta Rzeczypospolitej”. A w ustawie: „członków Krajowej Rady powołuje Prezydent RP za zgodą Sejmu i Senatu, na wniosek Marszałka Sejmu albo grupy 35 posłów” - uzasadnia Juliusz Braun. Dodaje, że ani prezydent, ani Senat nie mogliby wtedy nawet zaproponować kandydatów do rady. - Może to zrobić tylko marszałek Sejmu lub 35 posłów - stwierdza Braun. - Cały skład KRRiT w niejasnej procedurze wybierany ma być przez Sejm. Uchwała Sejmu o powołaniu członków KRRiT trafia do Senatu, który może ją odrzucić. I wtedy procedura zaczyna się od początku. I tak można się bawić w nieskończoność - dodaje.
Weto prezydenta Andrzeja Dudy dla lex TVN jest najprostszym i najzdrowszym rozwiązaniem tej sprawy. Powody są trzy.
Po pierwsze dlatego, że nie wiemy, po co ta ustawa. Nawet politycy PiS tego nie wiedzą. Wyjaśnienia od początku są kompletnie sprzeczne - raz, że chodzi o zabezpieczenie polskiego rynku przez firmami z krajów takich jak Chiny czy Rosja, innym razem, że chodzi o to, że TVN atakuje rząd, a jeszcze kiedy indziej, że to element negocjacji z USA w innych sprawach. Swoista koza, którą PiS wprowadza, żeby potem wyprowadzić, gdy załatwi inne kwestie. Według może naiwnych wyobrażeń prawo powinno służyć do tego, by problemy rozwiązywać, a tu raz, że nie bardzo wiemy, jakie mają być rozwiązane, a do tego jesteśmy na prostym kursie, aby doprowadzić do powstania nowych i to potężnych kłopotów.
Po drugie, nawet jeśli nagły powrót do lex TVN to element większej, przemyślanej i tajnej strategii prezesa Kaczyńskiego, to i tak timing dla takich działań jest niefortunny. W sytuacji gdy gotuje się za naszą wschodnią granicą, potrzebujemy silnych sojuszników. A my nie dość, że mamy pootwieranych kilka frontów z Unią Europejską, to jeszcze doprowadzamy do napięć z USA, kwestionując inwestycję, która już w Polsce jest od lat. Owszem, zielone światło Amerykanów dla Nord Stream 2 jest poważną rysą na naszych stosunkach, ale - czy tego chcemy, czy nie - to Stany Zjednoczone są największym gwarantem naszegobezpieczeństwa.
Ze względu na wejście w życie nowych przepisów RODO zmieniliśmy sposób
logowania do produktu i sklepu internetowego, w taki sposób aby chronić dane
osobowe zgodnie z najwyższymi standardami.
Prosimy o zmianę dotychczasowego loginu na taki, który będzie adresem
e-mail.