TVP to doprawdy dziwny twór, w którym wysoka kultura spotyka się z tandetą, a dobra publicystyka z tanią sensacją. Balansując na granicy misyjności i komercji, włodarze telewizji publicznej zachowują się trochę jak mały chłopiec, który chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko.

Tam gdzie sacrum spotyka profanum…

Podczas prezentacji jesiennej ramówki TVP, z ust prezesa Juliusza Brauna usłyszeliśmy wiele niezwykle interesujących faktów. Dowiedzieliśmy się, że TVP to najlepsza, najambitniejsza i największa telewizja w Polsce. Dowiedzieliśmy się, że siedem spośród dziesięciu najpopularniejszych audycji w polskiej telewizji, to produkcje TVP. W zasadzie poznaliśmy odpowiedzi na wszystkie interesujące nas pytania. Poza jednym, najważniejszym: jaką telewizją chce być TVP?

Na to pytanie nie odpowiada nam również jesienna ramówka telewizji publicznej, która pełna jest kontrastów i absurdalnych zderzeń. Ramówka, w której „Czas Honoru” - jeden z najambitniejszych polskich projektów serialowych spotyka się z uwłaczającą inteligencji widza „Szkołą życia”. Ramówka, w której powracający po sześciu latach nieobecności na antenie program „7 dni świat” Andrzeja Turskiego współistnieje z coraz bardziej sensacyjnymi i płytkimi audycjami Tomasza Lisa i Tomasza Sekielskiego.

Oczywiście zrozumiałe jest, że w obecnej sytuacji TVP musi sięgać po komercyjne formaty. W 2012 roku wpływy z abonamentu stanowiły zaledwie 18,3 proc. ogólnego budżetu publicznego nadawcy. Oznacza to, że prawie 80 proc. dochodów TVP stanowią wpływy z reklam. Tę sytuację ma zmienić wprowadzenie powszechnej opłaty abonamentowej, która – zgodnie z wstępnymi wyliczeniami – przyniosłaby TVP nawet 1,5 mld złotych rocznie. Póki co jest to jednak „pieśń przyszłości”, a Juliusz Braun i spółka muszą przecież myśleć o dniu dzisiejszym.

Sęk w tym, że problemem ramówki TVP nie jest wcale jej komercyjność, ale poziom prezentowany przez poszczególne audycje. Komercyjna audycja wcale nie musi być bowiem zła, tandetna i nudna. Dobry serial pozostaje dobrym serialem bez względu na to, czy powstał jako twór misyjny, czy też musi na siebie zarobić wpływami z reklam. Natomiast tandeta zawsze pozostanie tandetą i nie obronią jej nawet wielkie ideały stojące za jej produkcją.

Jesień w TVP czy „Jesień TVP”?

Za nieszczęsną „Szkołą Życia” wielkie ideały nie stają na pewno. Serial ten jest typowym przedstawicielem gatunku docu-fiction, który – nie wiedzieć czemu – w ostatnich latach szturmem wdarł się do polskiej telewizji. Najpierw zaadaptowały go stacje komercyjne. Teraz tym śladem podąża TVP. „Szkoła życia” opowiada „o problemach, jakie dotykają uczniów, ich rodziców oraz nauczycieli”. Twórcy serialu podkreślają, że autentyzm prezentowanych w nim wydarzeń zapewnią amatorscy aktorzy, którzy wezmą udział w produkcji. Możemy się spodziewać, ze będzie wręcz odwrotnie. Widzowie TVP2 dostaną więc kolejny serial, który stanie się źródłem niewybrednych żartów i inspiracją do setek humorystycznych przeróbek i parodii w serwisie YouTube.

Pozostała oferta serialowa TVP również nie rzuca na kolana. Takie produkcje jak „Klan” (TVP1), „Barwy Szczęścia (TVP2), „M jak miłość” (TVP2) czy „Na dobre i na złe” (TVP2) najlepsze lata mają już za sobą, a niektóre z nich nigdy ich nie przeżywały. O ile kolejne odcinki przygód „Ojca Mateusza” (TVP1) można jeszcze obejrzeć bez grymasu na twarzy (bo główny bohater sympatyczny, a i Sandomierz ładny), o tyle przetrwanie trzydziestu minut z „Blondynką” (TVP2), to już zadanie karkołomne. Na szczęście TVP zdecydowała się na kontynuację znakomitego „Czasu Honoru”, który jest świetnym przykładem tego, że wysoki poziom produkcji nie stoi wcale w konflikcie z oglądalnością – w tym wypadku jest wręcz przeciwnie.

TVP chwali się również kilkoma zagranicznymi serialami i rzeczywiście niektóre z nich, to bardzo udane produkcje – szczególnie „Homeland” i „Żywe trupy” (org. „The Walking Dead” - polski tytuł brzmi niestety katastrofalnie). Problem w tym, że emitowanie pierwszego sezonu danego serialu w sytuacji, gdy lada moment w Stanach Zjednoczonych wystartuje sezon trzeci, troszeczkę mija się z celem. Fani obu serii już dawno obejrzeli je, korzystając z bardziej i mniej legalnych źródeł.

A jeśli o najmłodszych mowa, to już od września z ramówki TVP1 znika „Wieczorynka”, która od 50 lat bawiła i uczyła kolejne pokolenia Polaków. Jeszcze w czerwcu rzecznik prasowy TVP Jacek Rakowiecki zapewniał, że audycja ta zostanie zdjęta z anteny TVP1 dopiero po starcie tematycznego kanału dla dzieci „TVP ABC”. Wszystko wskazuje jednak na to, że w ofercie publicznego nadawcy pojawi się on dopiero w okolicach kwietnia 2014 r., a przez najbliższe kilka miesięcy tymczasowym domem dla „Wieczorynki” będzie kanał TVP Kultura. Inną audycją, której jesienią zabraknie w TVP jest poranny blok „Kawa czy herbata?” Szef TVP1 Piotr Radziszewski podkreśla, że powodem tej decyzji jest wyczerpanie się formuły programu oraz coraz słabsze wyniki oglądalności. Z opinią tą nie zgadza się zespół porannego programu „Jedynki”:

„Władze TVP chcą pozbyć się programu śniadaniowego z najdłuższą tradycją i historią, uzasadniając to rzekomo wyczerpaniem formuły i spadającą oglądalnością. Czy naprawdę Telewizja Publiczna powinna kierować się wyłącznie słupkami?” - piszą pracownicy “Kawy czy herbaty?” w liście otwartym przesłanym do szefostwa telewizji publicznej.

Na całe szczęście „nożyce” Juliusza Brauna nie dotknęły prowadzonego przez Tadeusza Sznuka teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, który jest bodaj jedną z ostatnich tego typu audycji, która rzeczywiście stawia na wiedzę uczestników. W jesiennej ramówce znalazło się również miejsce dla niezniszczalnej „Familiady”, którą telewizja publiczna będzie emitować będzie prawdopodobnie do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Jesienną ramówkę TVP domykają propozycje kulturalne, edukacyjne i kabaretowe. Wśród tych ostatnich uwagę zwracają przede wszystkim dwie nowości. „I kto to mówi?” to improwizowane widowisko kabaretowe, które ma nawiązywać do popularnego amerykańskiego formatu „Whose Line Is It Anyway?”. Druga nowość „Dzięki Bogu już weekend!” stanowić będzie humorystyczne podsumowanie tygodnia w wykonaniu członków najpopularniejszych polskich kabaretów. Za obie propozycje należy trzymać kciuki, bo dobrych propozycji kabaretowych nigdy za wiele.

TVP należy też oddać, że ponownie pozwoliła zadomowić się w swojej ramówce Teatrowi Telewizji, który w tym roku zainauguruje swoją działalność komedią muzyczną „Pamiętnik Pani Hanki”. Telewizja publiczna przygotowała dla nas również wiele innych kulturalnych propozycji. Niestety większość z nich emitowana będzie o nieludzkich wręcz porach. Ciekawie zapowiada się np. projekt „Made in Polska” – seria koncertów wielkich artystów polskiej sceny muzycznej (m.in. Hey, Lao Che i Mitch&Mitch) Szkoda tylko, że koncerty te ominą wszystkich widzów TVP, którzy – nie wiedzieć czemu – chodzą spać przed północą.

Pośród oferty edukacyjnej wyróżnia się natomiast cykl „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o giełdzie” prowadzony przez Macieja Kurzajewskiego. Sama koncepcja programu jest naprawdę dobra. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę fatalny stan naszej wiedzy na temat ekonomii, giełdy i rynków finansowych. Pytanie brzmi, czy dziennikarz sportowy jest rzeczywiście najlepszą osobą do prezentowania takich zagadnień?

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Choć włodarze TVP na każdym kroku podkreślają, że publiczny nadawca pozostaje liderem rynku, to jednak liczby są bezlitosne. Z danych Nielsen Audience Measurement przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl wynika, że w czerwcu br. TVP zanotowała znaczne spadki oglądalności (TVP1 o 6,27 proc., TVP2 o 8,59 proc.) . Oczywiście wpływ na tę sytuację miało ubiegłoroczne Euro 2012, które podbiło wyniki oglądalności TVP w czerwcu i lipcu 2012 roku. Drugim czynnikiem jest coraz większa popularność kanałów tematycznych, które docierają teraz do szerszego grona odbiorców. To jednak tylko część odpowiedzi na pytanie o coraz słabszą oglądalność programów telewizji publicznej. Druga części zawiera się niestety w zaprezentowanej kilka dni temu ramówce. Ramówce pełnej kontrastów i sprzeczności. Ramówce, w której kultura pojawia się nocną porą, a tandeta promowana jest w najlepszym czasie antenowym (vide „The Voice of Poland”).

Widzów traci również najpopularniejszy program TVP – „Wiadomości”. W czerwcu br. program ten oglądało średnio 2,89 mln. osób, co oznacza spadek o 5,65 proc. w porównaniu do analogicznego okresu w roku ubiegłym. „Wiadomości” są również krytykowane przez były pracowników telewizji publicznej. Konrad Małcużyński, który jeszcze niedawno w TVP odpowiadał za redakcję zagraniczną, w ostrych słowach skrytykował działania władz telewizji publicznej. Jego zdaniem, kierowana przez Piotra Kraśko redakcja „Wiadomości” odpowiada za coraz głębszą tabloidyzację tej audycji. Małcużyński przedstawił również dość fatalistyczną prognozę przyszłości telewizji publicznej: „Albo (TVP) przestanie istnieć, albo przyjdzie taki moment, że będzie tak jak amerykańska PBS, która ma 1 proc. rynku” – mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Być może diagnoza Małcużyńskiego jest zbyt ostra i zwyczajnie niesprawiedliwa, ale nie zmienia to faktu, że dopóki szefostwo publicznej telewizji nie zdefiniuje kierunku, w którym ma ona podążać, dopóty widzowie będą się od TVP odwracać. Czy w znalezieniu odpowiedzi na to pytanie publicznemu nadawcy pomoże wprowadzenie opłaty audiowizualnej, która w założeniu ma uwolnić TVP od pogoni za słupkami oglądalności? Przekonamy się już wkrótce. Projekt nowelizacji ustawy o finansowaniu mediów publicznych wkrótce trafi do Sejmu. Minister kultury Bogdan Zdrojewski zapewnia, że już we wrześniu poznamy jego szczegóły.