Ukraińskie ministerstwo kultury przygotowało przepisy do przeciwdziałania szerzonej przez Kreml dezinformacji. Przewidziane w nich sankcje i ograniczenia będą jednak problemem głównie dla krajowych mediów.
„Zamach stanu z udziałem nazistów” – tak w styczniu br. moskiewska agencja informacyjna Eurasia Daily (EADaily) określiła Euromajdan, społeczny zryw pro europejski z lat 2013–2014 zwany rewolucją godności. To i inne kłamstwa wypunktował serwis EuvsDisinfo (EU vs Disinformation) prowadzony przez unijny zespół walczący z rosyjską dezinformacją. Jak podało Polskie Radio, od startu projektu w 2015 r. do początku ub.r. zidentyfikowano ponad 5 tys. kremlowskich kłamstw medialnych, z czego ponad 2 tys. dotyczyło Ukrainy. To najpopularniejszy cel ataków.
Nic więc dziwnego, że Kijów stara się rosyjską propagandę zwalczać. Najnowszy pomysł w tej dziedzinie to jednak broń obosieczna – która krajowym mediom może zaszkodzić znacznie bardziej niż ekspozyturom Kremla.
Ministerstwo kultury, młodzieży i sportu zaproponowało projekt ustawy o zwalczaniu dezinformacji i regulowaniu działalności mediów. Według resortu nowe przepisy są odpowiedzią na rosyjską propagandę. Zaniepokoiły jednak ukraińskich dziennikarzy. Przewidują bowiem ogromne kary za szerzenie dezinformacji – do 350 tys. euro grzywny i do siedmiu lat więzienia. Wprowadzają również obowiązkowe karty prasowe, które miałaby wydawać nowa organizacja branżowa – Stowarzyszenie Zawodowych Dziennikarzy Ukrainy – tym samym decydująca, kto może pracować w mediach. Ustawa przewiduje ponadto powołanie specjalnego komisarza monitorującego media, nakładającego kary, zakazy publikacji i inne sankcje. Komisarz miałby też stworzyć listę zaufanych mediów.
Podczas poświęconej projektowi debaty z udziałem Wołodymyra Borodianskiego przeciwko przepisom ograniczającym wolność mediów wystąpił Sergiy Tomilenko z Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy (NUJU). – Ta ustawa otwiera drogę do interwencji państwa w działalność ukraińskich dziennikarzy. Licencjonowanie zawodu poprzez wydawanie specjalnych kart prasowych nie ma nic wspólnego z rosyjską agresją – stwierdził Tomilenko. – Priorytetem władz powinno być zapewnienie dziennikarzom bezpieczeństwa fizycznego i niezależności ekonomicznej. A w tej dziedzinie nie dostrzegliśmy dotychczas żadnych efektów rządowych starań – dodał.
NUJU zdecydowanie odrzuca projekt resortu kultury. Ukraińska ustawa „antydezinformacyjna” wywołała też krytykę na forum międzynarodowym.
Sekretarz generalny Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ) Ricardo Gutiérrez stwierdził, że rząd w Kijowie „musi szanować dziennikarską autonomię” i prawo środowiska do samoregulacji. „Państwo powinno stworzyć warunki dla tego procesu, unikając jakiejkolwiek ingerencji rządowej i nie pozbawiając dziennikarzy ich praw” – podkreślił w swoim oświadczeniu.
Obawy dotyczące zapisów nowej ustawy wyraził również przedstawiciel OBWE ds. wolności mediów Harlem Désir. – Rozumiem potrzebę walki z dezinformacją, zwłaszcza w kontekście obecnego konfliktu na Ukrainie i wokół niej – zaznaczył Désir. – Nie należy tego jednak robić kosztem wolności mediów ani poprzez ingerencję państwa w publikacje prasowe i w organizację pracy dziennikarzy – zastrzegł. – Zwalczanie dezinformacji jest uzasadnionym celem. Ale prawo do wolności wypowiedzi, zapisane w konstytucji Ukrainy, powinno być w pełni przestrzegane – stwierdził Harlem Désir.
Przedstawiciel OBWE podkreślił, że obecnie obowiązujące prawo ukraińskie już zapewnia mechanizmy przeciwdziałania społecznie niebezpiecznym wiadomościom i może być wykorzystywane w walce z rosyjską propagandą. – Istotne znaczenie dla zapewnienia dostępu do wiarygodnych informacji mają: samoregulacja mediów; inicjatywy wspierające profesjonalne standardy dziennikarskie i przedsięwzięcia fact-checkingowe; niezależność i różnorodność mediów oraz rozwijanie w społeczeństwie umiejętności korzystania z nich – wylicza Désir.
Rząd ma się zająć antydezinformacyjnym projektem resortu kultury w marcu.