Nie od dzisiaj wiadomo, że prawo do ochrony danych osobowych i prawo do wolności wypowiedzi pozostają ze sobą w konflikcie: to pierwsze pozwala na ochronę informacji o osobie, to drugie umożliwia podawanie tych informacji do wiadomości publicznej. Gwarantowane w Karcie Praw Podstawowych, Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i w Konstytucji RP niejednokrotnie stały się zarzewiem konfliktu na linii dziennikarz – bohater materiału prasowego.
Jednym z ostatnich przykładów konfliktu na linii prawo do ochrony danych osobowych – prawo do wolności wypowiedzi jest przypadek pewnego dziennikarza, który w artykule w pewnym tygodniku podał informacje opisujące miejsce zamieszkania osoby, która poczuła się tą publikacją dotknięta. Złożyła ona doniesienie do prokuratury, powołując się na art. 49 Prawa prasowego i naruszenie zasady wynikającej z art. 14 ust. 6 tejże ustawy. Przepis ten stanowi, że bez zgody osoby zainteresowanej nie wolno publikować informacji ani danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z jej działalnością publiczną. I w tym momencie okazało się, że mamy w systemie prawa pewien drobny problem, jakże jednak istotny dla dziennikarzy.
RODO, rozporządzenie o ochronie danych osobowych, zobowiązuje państwa członkowskie do przyjęcia przepisów pozwalających pogodzić prawo do ochrony danych osobowych z wolnością wypowiedzi i informacji, w tym z prawem do przetwarzania danych osobowych na potrzeby dziennikarskie (art. 85 ust. 1). Ten tzw. wyjątek dziennikarski stanowi kontynuację rozwiązań istniejących wcześniej na gruncie dyrektywy 95/46/WE i ustawy o ochronie danych osobowych z 1997 r. Ta konieczność pogodzenia dwóch pozostających ze sobą w konflikcie praw jest akcentowana także w motywie 153 preambuły do RODO, w którym podkreślono, że przetwarzanie danych osobowych jedynie do celów dziennikarskich powinno podlegać wyjątkom lub odstępstwom od niektórych przepisów RODO, jeżeli jest to niezbędne, by pogodzić prawo do ochrony danych osobowych z prawem do wolności wypowiedzi i informacji przewidzianym w art. 11 Karty Praw Podstawowych.
Państwa członkowskie powinny więc przyjąć akty prawne określające odstępstwa i wyjątki niezbędne do zapewnienia równowagi między tymi prawami podstawowymi. I Rzeczpospolita Polska takie akty prawne przyjęła – jest to art. 2 ustawy z 10 maja 2018 r. o ochronie danych osobowych. Stosuje się go do działalności polegającej na redagowaniu, przygotowywaniu, tworzeniu lub publikowaniu materiałów prasowych w rozumieniu Prawa prasowego.
Istota wyjątku dziennikarskiego polega na tym, że wyłącza on stosowanie niektórych obowiązków związanych z ochroną danych osobowych w stosunku do dziennikarzy. Innymi słowy, są takie przypadki, w których dziennikarz nie musi robić tego, co w analogicznej sytuacji musiałby zrobić niedziennikarz. Chyba najlepszy przykład to wyłączenie stosowania art. 6, 9, 13 i 14 RODO. Oznacza to, że dziennikarz nie musi spełniać żadnych warunków, aby móc wykorzystać dane osobowe w materiale prasowym – w szczególności nie musi pytać o zgodę bohatera artykułu na to, żeby jego dane zawrzeć w tym artykule. Nie musi, bo nie stosuje przepisu, który taki obowiązek nakłada, czyli art. 6 i 9 RODO. Nie musi także wtedy, gdy podaje dane wrażliwe, a więc dane ujawniające np. poglądy polityczne, stan zdrowia, informacje dotyczące sfery życia seksualnego. Co więcej, dziennikarz nie musi także informować bohatera artykułu, że zamierza podać jego dane – nie musi, bo nie stosuje art. 13 i 15 RODO, które właśnie tego by od niego wymagały. Ale, jak się okazuje, nie zawsze.
Przywołana we wstępie sprawa pewnego dziennikarza zwróciła uwagę na obowiązujący od ponad 30 lat art. 14 ust. 6 Prawa prasowego, zgodnie z którym nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby. Zaraz, czyli wolno, czy nie wolno? Bo co innego wynika z ustawy o ochronie danych osobowych – że wolno, a co innego z Prawa prasowego – że nie wolno. Dodatkową trudność może tez budzić używana w tych przepisach terminologia: z jednej strony mamy dane osobowe, z drugiej informacje oraz dane.
Jak ten dylemat rozstrzygnąć? Trzeba zacząć od tego, że terminologia nie powinna tutaj być problemem – nie można przecież wymagać od Prawa prasowego z 1984 r., żeby używało terminologii RODO z 2016 r. czy nawet z ustawy o ochronie danych osobowych z 1997 r. Dane osobowe to informacje odnoszące się do zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej i tak samo należy rozumieć zwrot „informacje oraz dane” użyty w Prawie prasowym – jako wypowiedzi odnoszące się do konkretnej osoby fizycznej, które komunikują nam coś na jej temat.
Trudniej natomiast poradzić sobie z istotą problemu, czyli z określeniem wzajemnego stosunku art. 2 ustawy o ochronie danych osobowych i art. 14 ust. 6 Prawa prasowego. W pierwszej chwili pojawia się pokusa przyjęcia, że Prawo prasowe to po prostu przepis szczególny, wyjątek od wyjątku dziennikarskiego. Ale tak nie jest, ponieważ wyjątek dziennikarski powinien zostać przyjęty po uchwaleniu RODO, a więc po maju 2016 r. i co więcej, powinien zostać notyfikowany Komisji Europejskiej zgodnie z art. 85 ust. 3 RODO, żeby KE mogła ocenić, czy państwo określiło ramy tego wyjątku zgodnie z RODO i z Kartą Praw Podstawowych. Czy więc art. 14 ust. 6 Prawa prasowego jest sprzeczny z RODO? Wiele na to wskazuje.
Czymże więc jest ten art. 14 ust. 6 Prawa prasowego? Wydaje się, że jest to zaszłość, relikt minionej epoki, który dziwnym zrządzeniem losu ostał się w systemie prawnym. Taki wniosek wynika choćby z analizy przebiegu prac nad projektem ustawy o ochronie danych osobowych i z uzasadnienia projektu, gdzie art. 14 ust. 6 Prawa prasowego nie pojawia się nigdzie jako element wyjątku dziennikarskiego. Ale ta zaszłość jest zaszłością bardzo niebezpieczną, bo naruszenie art. 14 ust. 6 Prawa prasowego jest zagrożone karą grzywny lub ograniczenia wolności. Mamy więc oto sytuację, w której obowiązują dwie sprzeczne regulacje, jedna wyłączająca obowiązek uzyskiwania zgody, druga wręcz przeciwnie, a naruszenie tej drugiej jest zabronione pod groźbą kary (tutaj karniści pewnie chwytają się za głowę). A takich niespójności między Prawem prasowym a prawem ochrony danych osobowych jest więcej, że wspomnę choćby zakaz publikacji danych osobowych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe.
Od wielu lat podkreśla się potrzebę zmiany Prawa prasowego (czytaj: o przyjęciu nowej ustawy). Mówi się, ale nic konkretnego się w tym temacie nie dzieje. I oto tutaj mamy przykład pokazujący jasno, jak ta sytuacja jest szkodliwa z punktu widzenia praw podstawowych. Nie twierdzę oczywiście, że dziennikarze powinni mieć absolutną swobodę w publikowaniu wszelkich danych osobowych – twierdzę natomiast, że zakres tej swobody trzeba określić systemowo na podstawie art. 85 RODO i z uwzględnieniem wartości, które stały u podstaw przyjęcia tego przepisu.