Zatrudnienie większe niż u konkurentów nie przekłada się na przychody telewizji publicznej.
Dziennik Gazeta Prawna
Sumą przychodów nadawca publiczny prawie dogonił Grupę TVN, ale czar pryska po przeliczeniu tych kwot na pracownika. Okazuje się, że na jedną osobę w stacji komercyjnej (Polsacie czy TVN) przypada znacznie większa kwota niż w przypadku Telewizji Polskiej. Takie wnioski można wyciągnąć z analizy wyników finansowych największych nadawców telewizyjnych za 2017 r.
Porównanie wypada niekorzystnie dla telewizji publicznej, choć w jej przychodach ze sprzedaży uwzględniamy spore wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego i budżetu państwa – razem 621,6 mln zł. Mimo to pracownik Grupy TVN – nadawcy zarabiającego przede wszystkim na reklamach – generuje prawie dwa razy większe przychody niż pracujący w TVP. Natomiast osoba zatrudniona w Telewizji Polsat przebija tę z publicznej ponaddwuipółkrotnie.
Jeszcze większe dysproporcje ujawnia porównanie wyniku netto. Na osobę zatrudnioną w stacjach komercyjnych przypada ponad 300 tys. zł. Na pracownika TVP – zaledwie 210 zł.
Pracownicy TVP byli w ub.r. najkosztowniejsi. Średnie zatrudnienie w TVP wyniosło 2630 osób (na koniec ub.r.: 2657). W TVN było w tym czasie o ponad 40 proc. pracowników mniej, a personel Polsatu nie stanowił nawet jednej trzeciej załogi TVP. Oczywiste jest więc, że koszty wynagrodzeń i świadczeń dla pracowników były w telewizji publicznej najwyższe. Ale miała ona także najwyższe koszty w przeliczeniu na jednego podwładnego: 168 tys. zł rocznie, przy 91 tys. zł w Polsacie i 125 tys. zł w TVN. Mniej hojna od konkurencji była TVP tylko dla swojego kierownictwa. Wynagrodzenie przypadające na członka zarządu TVN wyniosło za cały ub.r. 2,1 mln zł, w Polsacie było to 1,5 mln zł, a w TVP – 366 tys. zł.
Średnie zatrudnienie w TVP wyniosło w ub.r. 2630 osób
Według biura prasowego TVP porównywanie tego nadawcy ze spółkami komercyjnymi jest nieuprawnione jak zestawianie „winogron z jabłkami – pomimo że wszystkie to owoce, to jednak zdecydowanie różne”. TVP argumentuje bowiem, że w odróżnieniu od Polsatu i TVN ma wiele obowiązków wynikających przede wszystkim z ustawy o rtv. „Można tu wymienić chociażby realizację misji publicznej, obowiązek utrzymania 16 ośrodków regionalnych, redakcji katolickiej i ekumenicznej, Biełsat TV i TVP Polonia itp.” – wylicza biuro prasowe TVP. Wskazuje też na pracochłonną sprawozdawczość (m.in. dla KRRiT) i zwraca uwagę, że nadawcy komercyjni mają spółki zależne, wykonujące część ich zadań. „Ponadto Telewizja Polska dąży do zatrudniania na umowy o pracę, a nie na tzw. umowach śmieciowych, aby zagwarantować pracownikom jak największy standard wykonywania powierzonych im obowiązków” – czytamy w odpowiedzi z TVP.
Jednak za dodatkowe obowiązki TVP otrzymuje abonament i rządową rekompensatę za osoby zwolnione z jego opłacania. Bez tych pieniędzy jej wpływy skurczyłyby się o jedną trzecią. Nie może też uniknąć porównań z Polsatem i TVN, bo zabiega o te same reklamy i zestawia z tymi stacjami swoje wyniki oglądalności, rywalizując o widzów.
Mniejsza niż u nadawców komercyjnych efektywność nie jest wyłącznie cechą dzisiejszej TVP zarządzanej przez Jacka Kurskiego. – Zawsze tak było – mówi Juliusz Braun, prezes TVP dwie kadencje temu, obecnie członek Rady Mediów Narodowych. – To jest w telewizji publicznej nieuchronne, a przy dobrym wykonywaniu misji nawet słuszne. TVP powinna być centrum tworzenia jakościowych programów bez względu na ich niską przychodowość i niedochodowość. Inna kwestia, jak dzisiaj jest z realizacją misji – komentuje Braun.
Co w wynikach za ub.r. jest najbardziej niepokojące, to spadek wpływów TVP z reklam i sponsoringu do 799 mln zł – najniższego poziomu od wielu lat. – Sytuacja na rynku reklamowym w ostatnim roku uległa poprawie, więc niejako automatycznie przychody stacji powinny iść w górę – stwierdza Braun. W Polsacie i TVN te przychody wzrosły. Na jednego pracownika wyniosły odpowiednio 1,6 mln zł i 1 mln zł. W TVP – tylko 0,3 mln zł. Sama dysproporcja wynika głównie z tego, że zgodnie z ustawą o rtv w TVP nie wolno przerywać programów reklamami. Przepisy nie odpowiadają jednak za spadek przychodów, bo od lat są takie same. – Pik wynika z mniejszej oglądalności – uważa Braun.