Przedstawiony na początku marca projekt noweli ustawy o opłatach abonamentowych zobowiązuje dostawców telewizyjnych do przekazywania informacji o swoich klientach, dzięki czemu będzie od nich można ściągnąć abonament.
Skargę do KE skierowało siedem organizacji zrzeszających nadawców telewizji satelitarnych i kablowych, którzy czują się zagrożeni przez proponowane przez polski rząd przepisy. Według nich proponowane zmiany oznaczają wprowadzenie nowej pomocy publicznej w Polsce, co jest zabronione przez prawo unijne. Zdaniem nadawców propozycje te naruszają zasadę neutralności technologicznej, bo przewidują objęcie niekorzystnymi warunkami regulacyjnymi tylko wybranych dostawców usług łączności elektronicznej.
"Dla mnie ta skarga jest dość dziwnym przedsięwzięciem dlatego, że nie wnikając w niuanse prawne (...), tak politycznie jak na to spojrzę, to wydaje mi się, że mamy do czynienia z taką sytuacją, że oto operatorzy telewizji płatnej, ci którzy dostarczają sygnał tych telewizji, dostarczają przy okazji sygnał mediów publicznych (...) i to wszystko oni robią za darmo" - powiedział Czabański w publicznym Radiu PiK w Bydgoszczy.
Dodał, że nie rozumie takiej sytuacji, ponieważ nadawcy w ten sposób wzbogacają swoją ofertę, a bez mediów publicznych ich oferta byłaby o wiele uboższa. "I oni nie są zainteresowani tym, żeby media publiczne mogły nadać swój program?" - pytał.
Przewodniczący RMN zaznaczył, że płacenie abonamentu jest obowiązującym prawem. "Nie widzę powodu żeby państwo nie mogło sięgnąć do instrumentów, które mają sprawdzić, kto płaci obowiązujący w państwie podatek. A tutaj +kablarze+ - jak są popularnie nazywani - jakby chcieli sprzeciwić się temu, żeby państwo mogło wyegzekwować obowiązujące prawo" - mówił Czabański.
Szef RMN, pytany jakie mogą być losy skargi, powiedział, że "jeżeli chodzi o Komisję Europejską, to trudno cokolwiek przewidywać, ponieważ tam nie rzeczy merytoryczne mogą odgrywać rolę".
Skarga polskich nadawców jest analizowana przez KE. "Odpowiadamy na wszystkie listy, które otrzymujemy. Część analiz, które przeprowadzamy, ma odpowiedzieć na pytanie, które prawo UE może wchodzić w grę" - powiedziała w ubiegły piątek na konferencji prasowej w Brukseli rzeczniczka KE Mina Andreewa.