Brak wnikliwości w analizie stanu zdrowia potencjalnego klienta obarcza ryzykiem ubezpieczyciela. Nie może on przerzucać odpowiedzialności na osoby, których kondycji nie sprawdził – twierdzi rzecznik finansowy i ma już pierwsze wyroki potwierdzające to stanowisko.
Rynek pełen sponsorów / Dziennik Gazeta Prawna
50-letni cukrzyk, chorujący także na nadciśnienie i kardiomiopatię, chce kupić mieszkanie. Bank wymaga zawarcia umowy ubezpieczenia na życie, aby zabezpieczyć swój interes w razie śmierci kredytobiorcy. Często nawet poleca konkretny zakład ubezpieczeń. Tam zaś schorowany człowiek podpisuje kilka dokumentów i po niespełna godzinie ma polisę na życie. Płaci przy tym relatywnie niewysoką składkę – porównywalną z tą, którą zapłaciłby 45-letni maratończyk mający doskonałe wyniki badań lekarskich.
Tak właśnie jeszcze kilka lat temu wyglądała rzeczywistość zawierania umów przez zakłady ubezpieczeń. Stał za tym boom na kredyty mieszkaniowe. Ubezpieczyciele przygotowali więc uniwersalną ofertę, ułatwiając działanie i sobie, i klientom.
Teraz, po latach, wychodzą na jaw problemy związane z tą niefrasobliwością: zakłady ubezpieczeń uznają, że ich odpowiedzialność jest wyłączona, jeśli zmarły chorował przed zakupem polisy. Nie chcą więc wypłacać pieniędzy rodzinie, gdy denat ciężko chorował jeszcze przed zawarciem umowy ubezpieczenia. Traktują to bowiem jako naruszenie ogólnych warunków umowy.
– Mamy do czynienia z istotnym problemem, który potencjalnie może dotykać tysięcy osób – przyznaje Cezary Orłowski, główny specjalista w Biurze Rzecznika Finansowego.
I dodaje, że rzecznik coraz częściej jest proszony o interwencję w takich sprawach. Częstsze stało się też wydawanie przez niego tzw. istotnego poglądu w sporze sądowym.
Pierwsze sukcesy
Stanowisko rzecznika finansowego jest jasne: jeśli zakład ubezpieczeń poszedł na skróty i pominął etap weryfikacji stanu zdrowia ubezpieczonego, nie może w kilka lat później – po śmierci – odmawiać wypłaty z powodu wcześniejszej choroby klienta. I okazuje się, że argumentacja Aleksandry Wiktorow zaczyna znajdować uznanie w sądach. Te coraz częściej stwierdzają, że sytuacja jest dość prosta: art. 805 par. 2 pkt 2 kodeksu cywilnego wskazuje, że przy ubezpieczeniu osobowym świadczenie ubezpieczyciela polega w szczególności na zapłacie umówionej kwoty pieniężnej w razie zajścia przewidzianego w umowie wypadku w życiu osoby ubezpieczonej. I nie można w warunkach umowy wprowadzać generalnego odstępstwa od tej zasady.
Zakład ubezpieczeń ma możliwość weryfikacji ryzyka ubezpieczeniowego, np. poprzez przeprowadzenie ankiety medycznej – wynika choćby z niedawnego wyroku Sądu Okręgowego w Koszalinie (sygn. akt I C 152/12). Taki wywiad zdrowotny mógłby bowiem doprowadzić do sytuacji, w której w ogóle nie zostałaby zawarta umowa. Ale jeśli już do tego dochodzi, należy przyjąć, że ubezpieczyciel zdaje sobie sprawę z ryzyka – rozumowali sędziowie. I wskazali jasno: jeżeli przed zawarciem umowy przedsiębiorca nie sprawdza stanu zdrowia ubezpieczonego, a czyni to dopiero po zajściu zdarzenia skutkującego obowiązkiem wypłaty, to jest to postępowanie naganne. „Taka postawa ubezpieczyciela doprowadza jedynie do zawarcia »pustej« umowy, bowiem ubezpieczający, mimo zachowania ze swojej strony wszystkich warunków umowy, w tym opłacania składek, w rzeczywistości nie otrzymuje należnej mu ochrony” – zaznaczył sąd. I dodał, że zgoła odmienna jest sytuacja zakładu, który może na takiej umowie wyłącznie zyskać, nie ponosząc żadnego ryzyka.
Inna strategia
– Odnotowaliśmy już kilka korzystnych wyroków, warto jednak mieć świadomość, że są to na razie pojedyncze sprawy – studzi entuzjazm poszkodowanych Cezary Orłowski. Jak podkreśla, choć wyroki są już prawomocne, to za wcześnie, by mówić o regule. – Dlatego jeśli tylko ktokolwiek zdecyduje się na dochodzenie swoich praw przed sądem, z pewnością będziemy go wspierać tzw. istotnym poglądem – deklaruje.
Jednocześnie rzecznik finansowy radzi, by najnowsze orzecznictwo sądów uwzględniać już na etapie konstruowania pozwów. Do tej pory spory koncentrowały się bowiem na kwestiach medycznych. Powoływano biegłych, którzy analizowali historię leczenia zmarłych, oceniali, w jakim stopniu choroba rozwijająca się przed zawarciem umowy przyczyniła się do śmierci. Sęk w tym, że ta droga walki z ubezpieczycielami wydaje się mniej skuteczna niż ta bazująca na niezgodnym z prawem przerzuceniu ryzyka przez ubezpieczyciela na ubezpieczonego.
– Naszym zdaniem jeśli ubezpieczyciel nie pytał przy zawieraniu umowy ubezpieczenia na życie o stan zdrowia, np. nie wymagał wypełnienia ankiety medycznej, to nie może odmówić wypłaty odszkodowania, jeśli klient umrze w związku ze schorzeniem, na które cierpiał przed zawarciem umowy – twierdzi Cezary Orłowski.
Co na to Polska Izba Ubezpieczeń?
W odpowiedzi na nasze pytania usłyszeliśmy, że komentowanie nieopublikowanego stanowiska rzecznika finansowego byłoby nieeleganckie. A odnoszenie się do wyroków sądowych, które dotyczą przecież konkretnych zakładów, jest niezgodne z zasadami przyjętymi przez PIU.