Komitet Stabilności Finansowej powinien zająć stanowisko w kwestii kredytów walutowych, wobec krytycznej opinii KNF do przygotowanego w Kancelarii Prezydenta projektu ustawy - uważa prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz.
Na wtorkowej konferencji prasowej prezes Związku Banków Polskich był proszony o komentarz do stanowiska Komisji Nadzoru Finansowego z ubiegłego tygodnia. Komisja uznała, że prezydencki projekt ustawy, regulujący problem frankowiczów, może "prowadzić do utraty zaufania do systemu bankowego, a w skrajnym scenariuszu spowodować kryzys finansowy".
"Na razie mamy opinię KNF, ale systemowo problemem kredytów walutowych powinien się zająć także Komitet Stabilności Finansowej" - powiedział Pietraszkiewicz. "On może identyfikować zagrożenia systemowe na kolejne lata, a myślę, że opinia taka jest niezmiernie ważna" - dodał. W skład Komitetu Stabilności Finansowej wchodzą prezes NBP, minister finansów, szef KNF i prezes BFG.
Pietraszkiewicz przyznał, że ZBP nie dziwi się stanowisku KNF i sam też miał zdystansowany stosunek do prezydenckiego projektu. "Według tych poglądów, które prezentujemy od dawna, nie może być po prostu tak, że któraś z grup klientów jest szczególnie preferowana względem innych grup" - zaznaczył.
Pytany, czy w ogóle powinna powstać nowa ustawa regulująca problem kredytów frankowych, zwrócił uwagę, że szereg przedsięwzięć zostało już zrealizowanych. Takich jak np. tzw. bankowy "sześciopak", czy ustawa o wsparciu dla kredytobiorców znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji. "Trzeba też podkreślić, że jakość portfela kredytów mieszkaniowych poprawiła się w ostatnich kwartałach, poziom kredytów zagrożonych jest bardzo niski" - przekonywał Pietraszkiewicz.
Także jakość kredytów walutowych, dodał, powołując się na dane Biura Informacji Kredytowej, jest lepsza niż kredytów złotowych.
"Dlatego trzeba przede wszystkim łagodzić skutki ewentualnego aprecjonowania walut, tam gdzie jest to możliwe, natomiast pomagać tym osobom, które pomocy wymagają" - argumentował prezes ZBP. Nie powinno być natomiast, zaznaczył, działań "ponad wymiarowych", zwłaszcza kosztem innych klientów i stabilności systemu finansów.
Krytyczne stanowisko wobec opinii KNF do prezydenckiego projektu przedstawił natomiast we wtorek szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, minister Henryk Kowalczyk.
"Komisja Nadzoru Finansowego wielokrotnie udowodniła, że zachowuje się politycznie, jej komentarze dotyczące prezydenckiej ustawy frankowej są niestosowne. Komentarze, że pomoc frankowiczom zrujnuje budżet, zmieszanie pomysłu z błotem - to nie jest komentarz godny KNF" - ocenił Kowalczyk w Radiu RMF FM.
Według niego Komisja "niedokładnie wykonała robotę, nie pokazuje nam wszystkiego". Dodał, że rząd będzie chciał zapoznać się z danymi, będącymi dla KNF podstawą do wyliczeń. Pytany o odwołanie szefa Komisji, odpowiedział jednak: "może spać spokojnie, nikogo nie będziemy skracać o głowę". Stanowisko przewodniczącego KNF jest kadencyjne. Kadencja Andrzeja Jakubiaka upływa jesienią br.
Do słów Kowalczyka odniósł się rzecznik KNF Łukasz Dajnowicz. "Być może nie wszyscy uczestnicy dyskusji o kosztach ustawy mieli możliwość zapoznania się z całym raportem KNF, który zawiera m.in. opis metodyki i szczegółowe wyliczenia w oparciu o poszczególne scenariusze" - podkreślił.
"System finansowy w Polsce jest stabilny m.in. dlatego, że nadzór finansowy robi swoje niezależnie od nacisków i nie zajmuje się dyskusją pozamerytoryczną" - dodał Dajnowicz.
W ubiegły wtorek Komisja Nadzoru Finansowego przyjęła krytyczne stanowisko wobec przesłanego jej 15 stycznia prezydenckiego projektu ustawy o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu i umów pożyczki, który ma rozwiązać problem kredytów frankowych.
Zdaniem komisji m.in. po ewentualnym wejściu prezydenckiej ustawy w życie, banki nie byłyby obciążane symetrycznie. "Istnieje grupa banków, dla których ubytek funduszy własnych jest istotny i poziomy funduszy własnych po dokonanej restrukturyzacji kredytów są istotnie niższe od poziomów wymaganych regulacyjnie" - zaznaczyła KNF.
Ponadto, jak stwierdzono, "przyjęta przez autorów projektu koncepcja prowadzi do silnego uprzywilejowania większości kredytobiorców walutowych z lat 2007-2008". Obciążenie banków z tytułu restrukturyzacji kredytów udzielonych w 2007 i 2008 r. stanowi bowiem około 69 proc. obciążeń, a obciążenie banków z tytułu restrukturyzacji kredytów udzielonych w innych latach niż 2007-2008 r. stanowi około 31 proc.
W efekcie "beneficjentami korzyści restrukturyzacji są ci klienci, którzy zaciągnęli kredyty w CHF w latach 2007-2008", a "największe koszty z tytułu restrukturyzacji poniosą te banki, które aktywnie udzielały kredytów w CHF w latach 2007-2008, lub które nabyły inne banki posiadające portfele kredytowe z dużą liczbą mieszkaniowych kredytów walutowych udzielonych w latach 2007-2008".
W połowie stycznia Kancelaria Prezydenta zaprezentowała zapowiadany w kampanii wyborczej Andrzeja Dudy projekt ustawy "o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu i umów pożyczki". Projekt przewiduje przeliczenie walutowego kredytu hipotecznego na złote po "sprawiedliwym" kursie.
Zakłada też trzy rodzaje restrukturyzacji kredytów: dobrowolną, przymusową i przeniesienie własności nieruchomości w zamian za zwolnienie z długu. Projekt ma obejmować tych kredytobiorców, którzy wzięli walutowe kredyty mieszkaniowe na własne potrzeby. Nie będzie obejmować wykorzystujących kredyt w działalności gospodarczej.
Projekt został wysłany do KNF, który ma oszacować skutki finansowe tej regulacji. Prezydencki projekt został przedstawiony dokładnie w pierwszą rocznicę "czarnego czwartku". 15 stycznia 2015 r. szwajcarski bank centralny (SNB) podjął decyzję o uwolnieniu kursu franka wobec euro, co doprowadziło do paniki na rynku i skokowego umocnienia się szwajcarskiej waluty, m.in. wobec złotego.
Spowodowało to, że szereg właścicieli frankowych kredytów hipotecznych znalazło się w niezwykle trudnej sytuacji - wiele z tych kredytów miało w nowej sytuacji wskaźnik LtV przekraczający 100 proc., co oznaczało, że wartość hipoteki była niższa niż wartość kredytu. Wielu kredytobiorców miało też do spłacenia więcej, niż przed laty zaciągnęli.