Poza bankami Polacy pożyczyli już 4–5 mld zł. W 2014 r. z samych firm pożyczkowych – 3,2 mld zł. Baza klientów tych ostatnich liczy w tej chwili ponad 1,4 mln osób i w ciągu ostatnich pięciu lat rozrosła się o ponad 500 tys. nazwisk.
Konferencja Przedsiębiorstw Finansowych w najnowszym raporcie szacuje, że wartość portfela pożyczkowego wyniosła w 2014 r. ok. 4 mld zł. Wielkość tego rynku w ciągu ostatnich trzech lat podwoiła się. Z raportu wynika również, że udzielanie pożyczek to – jak dotąd – dochodowy interes. W roku 2014, po raz pierwszy w historii prowadzonych badań, sektor zanotował przychody przekraczające 2 mld zł. Były one aż o pół miliarda większe niż w 2013 r. We wcześniejszych latach – zwracają uwagę autorzy raportu – dynamika przychodów była bardziej stabilna, ich wartość w latach 2011–2013 wahała się w przedziale 1,6–1,9 mld zł.
Autorzy raportu zwracają uwagę na lekkie hamowanie dynamiki wzrostu wartości pożyczek udzielanych w ciągu roku. Jarosław Ryba, prezes Związku Firm Pożyczkowych zrzeszającego firmy działające w internecie, też wskazuje na lekkie wyhamowanie. – W tym roku tendencja też jest rosnąca, ale już nie tak dynamiczna. Szacujemy, że łączna
sprzedaż pożyczek obejmująca online i tradycyjny rynek to ok. 5,1 mld zł. Pożyczki w internecie to około połowy tej kwoty – mówi.
Roman Jamiołkowski z Providenta dzieli dzisiejszy rynek pożyczek na dwa główne segmenty: firmy chwilówkowe – pożyczające nieduże kwoty na krótki termin, zazwyczaj do 30 dni, i działające często w internecie – oraz firmy pożyczające większe kwoty na dłużej. Przywołuje też
raport firmy doradczej PwC (sfinansowany przez Providenta), który dzieli rynek na trzy segmenty: firmy pożyczkowe z obsługą domową, z obsługą w oddziale i firmy z obsługą online.
Niezależnie od przyjętych definicji jedno nie ulega wątpliwości: początek dynamicznego rozwoju rynku usług pożyczkowych zbiegł się w czasie z wejściem nowych graczy oferujących pożyczki przez internet. Nowe podmioty bez kompleksów prowadziły kampanię marketingową, która nie tylko wypromowała produkt, ale dodatkowo „odczarowała” postrzeganie całego rynku, traktowanego wcześniej jako miejsce lichwy i nadużyć. Przed erą online firmy pożyczkowe raczej nie afiszowały się ze swoją ofertą, przeprowadzając wielkie kampanie reklamowe w najbardziej popularnych mediach takich, jak telewizja. Od tamtej pory pozabankowi pożyczkodawcy ciągle są aktywni na tym polu. Raport KPF przywołuje dane z IV kw. 2014 r. o wydatkach reklamowych. Pod koniec ubiegłego roku dziesięć największych podmiotów z branży finansowej przeznaczyło na promocję produktów 200 mln zł, a na samej górze znalazł się Provident z 24 mln zł. Reklamowano głównie kredyty i
pożyczki gotówkowe. W sumie na ten cel wydano niemal 99 mln zł.
Sektor online idealnie trafił w niszę, która do tej pory była niezagospodarowana. Przynajmniej taki wniosek można wysnuć dziś, znając wyniki branży. W żaden sposób nie zaszkodziło to pozycji lidera – Providenta, który od kilku już lat ma mniej więcej stałą liczbę klientów. W 2011 r. było ich 791 tys., w 2014 r. 853 tys. (przy czym ta druga liczba to łączna liczba pożyczkobiorców w Polsce i na Litwie). Powód? Firmy online kierują swoją ofertę do innej kategorii klientów. Jarosław Ryba mówi, że są to studenci, odcięci od jakiegokolwiek finansowania i w banku niemający czego szukać, do tego osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą, które mogą mieć problem z dostępem do oferty bankowej. Warunkiem uzyskania pożyczki jest jednak posiadanie rachunku bankowego, na który udzielona pożyczka jest wpłacana. Według danych Biura Informacji Kredytowej (współpracuje z nim 21
firm z sektora online) 53 proc. klientów to osoby w wieku 18–35 lat. – Nasza grupa klientów jest zupełnie inna niż sektora pożyczek ratalnych – konkluduje szef ZFP.
Roman Jamiołkowski pośrednio potwierdza: według badania PBS dla jego firmy dwie trzecie jej klientów to
kobiety z dużych i średnich miast. Jedna piąta z nich w ciągu ostatnich dwóch lat brała kredyt w banku, ok. 74 proc. pożyczało w instytucji innej niż bankowa, 10 proc. kupowało na raty w sklepach. Ponad połowa pracuje na pełny etat, 13 proc. to emeryci.
Choć główne grupy klientów obu segmentów nie pokrywają się, firmy udzielające pożyczek tradycyjną metodą i te działające w internecie zaczęły ze sobą ostro konkurować. I tak niektóre firmy działające do tej pory w internecie zaczęły sprzedawać pożyczki przez sieć pośredników (np. w kioskach ruchu), zwiększając nieco maksymalną kwotę finansowania. Z kolei firmy działające w tradycyjny sposób próbują swoich sił w sieci.
Szybki rozwój internetu wymusił na branży kilka zmian, które w efekcie mają pozytywny wpływ na rynek. Pierwsza: poprawiły się metody scoringowe i metody badania zdolności kredytowej. – O ile jeszcze dwa lata temu tylko niektóre firmy pożyczkowe korzystały z wybranych biur informacji gospodarczej, o tyle teraz większość korzysta z przynajmniej dwóch BIG-ów. 21 firm pożyczkowych udzielających pożyczek w internecie jest „podpiętych” pod BIK. Dodatkowy element stosowany przez niektóre firmy z tego sektora to big data, czyli wykorzystywanie danych pozyskiwanych o potencjalnych klientach z innych, niestandardowych źródeł, np. z serwisów społecznościowych – mówi Jarosław Ryba. Ma to odzwierciedlenie w statystykach. Według szefa ZFP pożyczek straconych w sektorze online jest ok. 10–11 procent. To wartość stała od kilku lat.
Trzeba jednak mieć na uwadze, że to pożyczki, wobec których rozpoczęła się windykacja. Do statystyki straconych nie wchodzą te, w przypadku których na przykład wydłużono termin spłat, a opóźniona w spłacie jest jedna trzecia portfela online. To wynik porównywalny z Providentem, który deklaruje odsetek opóźnionych pożyczek na poziomie 20–25 proc. portfela.
Jarosław Ryba przyznaje, że firmom online nie uda się utrzymać stosunkowo niskiego odsetka pożyczek straconych. – To się raczej zmieni na gorsze. Niską szkodowość zawdzięczaliśmy dwóm czynnikom. Pierwszy to stosunkowo wysokie w porównaniu z kwotami zadłużenia kary windykacyjne. Ale za kilka miesięcy wejdą w życie przepisy, które uniemożliwią prowadzenie windykacji na koszt klienta przy niskich zobowiązaniach. Co oznacza, że szkodowość znacząco wzrośnie – mówi Ryba.
Drugi czynnik to właśnie uniemożliwienie przedłużania spłat za opłatą. – Nowe przepisy wprowadzą limit na całkowity koszt pożyczki, w związku z tym klient będzie mógł wykupić pewnie jedno przedłużenie, nie więcej. Gdyby nawet klient chciał przedłużać spłaty, to firma pożyczkowa nie będzie mogła mu przedstawić takiej oferty. Co też oznacza zwiększenie puli pożyczek niespłacanych – mówi Ryba.
Główni konkurenci bardzo się różnią w ocenach nowych regulacji. Roman Jamiołkowski uważa, że wyjdą one rynkowi na dobre: na przykład pożyczki powinny stać się tańsze dla klienta, co wynika z limitów dopuszczalnych kosztów zapisanych w ustawie. – Nie przewidujemy, by stały się mniej dostępne. Co prawda pożyczki krótkoterminowe na małe kwoty mogą stać się nierentowne lub bardzo mało rentowne, ale de facto w segmencie chwilówkowym są one nierentowne obecnie i oferowane „za zero” w celach promocyjnych i jako takie „produkty promocyjne” prawdopodobnie pozostaną na rynku – mówi przedstawiciel Providenta. I dodaje, że rynek będzie bardziej zrównoważony, bezpieczeństwo klientów wzrośnie. Jakość portfela też powinna pozostać na dobrym poziomie, a nawet powinien lekko się poprawić, pomoże w tym m.in. możliwość sprawdzania pożyczkobiorców w BIK.
Inne zdanie ma Jarosław Ryba. Jego zdaniem w metodach oceny wiarygodności kredytowej może wiele się zmienić na gorsze. – Nowe regulacje zmuszą do akceptowania klientów z niższą zdolnością kredytową niż do tej pory. Bo rynek się skurczy – mówi prezes ZFP. I przewiduje, że w walce o klienta konkurencja między segmentami rynku będzie się zaostrzać. – Kwoty pożyczek udzielanych w internecie rosną, firmy pożyczające w systemie ratalnym udzielają już pożyczek, które bezpośrednio konkurują z ofertą sektora bankowego. Rynek jest nasycony. Nowy klient, który nie miał do tej pory pożyczki internetowej i którego można do tego przekonać, jest na wagę złota – mówi Ryba.
Firmy pożyczkowe rozglądają się więc za nowymi niszami. Potencjalny obszar, w którym mogłyby działać, to finansowanie przedsiębiorców. Ale kwoty finansowania musiałyby być wyższe. Na razie pilotażowe programy prowadzą firmy, które do tej pory udzielały pożyczek ratalnych. Innym kierunkiem rozwoju rynku mogą być pożyczki zabezpieczone, np. pod zastaw aut. Pojawiły się pierwsze próby sprzedaży takiego produktu. Możliwy jest też rozwój nowych kanałów na rynku typu franczyza czy rozwój sieci brokerskich. Mogą pojawić się też nowe produkty typu karty kredytowe czy usługi ubezpieczeniowe.
Według przedstawiciela Providenta rynek czekają zmiany, ale raczej ewolucyjne niż rewolucyjne. I wbrew czarnym scenariuszom nie będzie upadków firm chwilówkowych ani ich masowego wycofywania się. Firmy dostosują się do nowych wymagań regulacyjnych.
– W segmencie internetowym nie należy spodziewać się konsolidacji, bo te firmy z założenia mają zasięg ogólnopolski i przejęcie podmiotu o podobnym profilu nie generuje wartości dodanej. Możliwe jest jednak, że będą wchodzić w kanał tradycyjny, samodzielnie albo poprzez fuzje czy przejęcia. Wejście nowych graczy jest możliwe, bo widać zainteresowanie. Efektem nowej regulacji będzie stabilizacja i uporządkowanie rynku, a co za tym idzie – możliwe, że poważni nowi gracze mogą się zaangażować w tym sektorze. Przykładem może być właściciel marki Play, który kupił firmę pożyczkową, czy doniesienia medialne o tym, że największy polski bank rozważa taki ruch – kwituje Jamiołkowski.
W 2014 r. przychody sektora wyniosły ponad 2 mld zł
Wielka Brytania zlikwidowała lichwę
Około miliarda funtów – na taką kwotę szacuje się roczne przychody sektora pożyczek pozabankowych w Wielkiej Brytanii. A właściwie szacowało się, gdyż od początku tego roku weszły w życie regulacje, które ograniczyły koszty takich pożyczek. Zgodnie z prawem ich dzienne oprocentowanie nie może przekroczyć 0,8 proc., a całkowity koszt nie może przekroczyć 100 proc. zaciągniętego długu. Dodatkowo wprowadzono limity na wielkość kar za niespłacenie pożyczki (nie może być ona większa niż 15 funtów). Oprócz tego pożyczek nie można dowolnie rolować. Nie ma też mowy o udzielaniu finansowania bez badania zdolności kredytowej.
Brytyjski Urząd ds. Prowadzenia Operacji Finansowych (Financial Conduct Authority – FCA) wcześniej przez kilka lat analizował sytuację na tym rynku. Firmy pożyczkowe miały wyjątkowo złą opinię, bo – według organizacji broniących praw konsumentów – stosowały zawyżone opłaty, działały nieetycznie. Branża stanęła pod pręgierzem krytyki prasy, ostro atakowana była również przez Kościół anglikański za stosowanie lichwiarskich praktyk.
Kwestionowano m.in. sposób badania zdolności kredytowej. Żartowano, że pożyczkodawcy robią to na lusterko – czyli sprawdzają, czy klient oddycha, przystawiając mu lusterko do ust. Jeśli oddycha – to znaczy, że może zaciągnąć pożyczkę. Czym może skończyć się takie nierzetelne badanie zdolności kredytowej, przekonała się firma Wonga, potentat w segmencie pożyczek online na brytyjskim rynku. Pod koniec 2014 r. spółka musiała umorzyć pożyczki prawie 400 tys. klientów, którzy – zgodnie z nowymi zasadami, pożyczki otrzymali bezprawnie.
Fala skarg skłoniła brytyjski rząd już w 2013 r. do zamówienia analiz w tej sprawie. FCA przeprowadził symulacje skutków wprowadzenia w życie proponowanych ograniczeń. Wyszło mu z nich, że od finansowania odciętych zostanie ok. 11 proc. klientów firm pożyczkowych. Ich roczne przychody mają spaść o ok. 40 proc.