Wiceminister finansów, Izabela Leszczyna wyjaśnia, że niektóre z nich zarabiają nie tylko na wysokim oprocentowaniu, ale także na różnych opłatach. Rozmówczyni IAR wylicza, że dzisiejsze przepisy pozwalają firmom pożyczkowym obarczyć klienta esemesem w cenie 40 złotych czy wezwaniem do zapłaty, które kosztuje na przykład 100 złotych. Zdaniem wiceminister koszty te są nieadekwatne do ryzyka ponoszonego przez firmy. Łączne koszty pożyczki nie będą mogły przekroczyć 25 procent lub 30 procent w skali roku.
Ekspert Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Bartosz Kostur wyjaśnia, że regulacja ochroni klientów nieuczciwych firm pożyczkowych. Bartosz Kostur wyjaśnia, że chodzi głównie o przedsiębiorstwa, które pobierają od klientów różne opłaty za udzielenie pożyczki, a następnie jej nie przyznają.
Jak tłumaczy Maciej Krzysztoszek z Komisji Nadzoru Finansowego, instytucji zależało z kolei na możliwości kontroli firm, które mogą gromadzić pieniądze klientów. Jeżeli któraś z nich zdecyduje się przyjmować depozyty bez licencji KNF, to instytucja będzie mogła sprawdzić działalność takiego podmiotu. Przepis jest odpowiedzią na aferę Amber Gold sprzed kilku lat. Firma przyjmowała pieniądze klientów i finansowała z nich pożyczki.
Regulacja budzi obawy także części ekspertów. W minionym tygodniu przygotowali oni kilka raportów na temat konsekwencji wprowadzenia ustawy. Ekspert Warsaw Enterprise Institute, Marek Kułakowski nie ma wątpliwości, że regulacja zaszkodzi tym, którzy potrzebują finansowania. W jego opinii limity cenowe mogą spowodować wycofanie się niektórych firm, a w konsekwencji mniejszą konkurencję i gorszą jakość usług.
Doradca ekonomiczny Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych, Mirosław Bieszki mówi, że konkurencja skuteczniej obniża ceny niż limity zapisane w ustawach. Jego zdaniem, wycofanie się części podmiotów z rynku pożyczkowego może przynieść odwrotny efekt do tego, który założyli prawodawcy.
Ministerstwo finansów zapewnia, że ustawa będzie uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu.