Wszyscy z niecierpliwością wyczekują uchwały pełnej Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, która ma zapaść 13 kwietnia 2021 r., a która ma rozwiać szereg wątpliwości, jakie pojawiły się na przestrzeni ostatnich lat w orzeczeniach sądów. W przekazie medialnym pojawiają się jednak sygnały, że uchwała ta 13 kwietnia nie zapadanie.
Zanim jednak przejdę do analizy pytań zadanych przez Rzecznika Finansowego i ich aktualności przy obecnym kierunku orzecznictwa, chciałbym wyjaśnić jeszcze kilka ważnych kwestii.
Otóż, do pełnego zrozumienia o co chodzi w sprawach tzw. frankowych i dlaczego pojawia się tak dużo głosów twierdzących, że umowy powiązane z walutą są wadliwe, co w ostatnim czasie potwierdza także orzecznictwo sądów powszechnych, Sądu Najwyższego i TSUE, konieczne jest wyjaśnienie sposobu w jaki kredyty indeksowane/denominowane funkcjonowały. Oczywiście od strony konsumenta niemal każdy dziś już wie, że kredyt indeksowany to taki, w którym podana w umowie kwota kredytu w PLN w chwili wypłaty kredytu lub poszczególnej jego transzy jest po kursie kupna przeliczana na walutę obcą, która to waluta wyznacza saldo kredytu, od którego to salda liczone są raty. Spłata rat następuje w walucie PLN, przy czym do przeliczenia raty z waluty na PLN stosuje się kurs sprzedaży.
Dla pełnego obrazu konieczne jest jednak spojrzenie jak te kredyty działały z perspektywy banku. Proces ten wyglądał bowiem zupełnie inaczej niż to widział klient.
Przede wszystkim w księgach bankowych kredyt indeksowany/denominowany od samego początku jest ujawniany jako kredyt walutowy. Jak wynika natomiast z zeznań świadków, których miałem okazję przesłuchiwać w trakcie swojej praktyki zawodowej i w ramach prowadzonych przeze mnie postępowań sądowych, w kredycie indeksowanym wypłata kredytu dzieli się na dwa etapy. Jeden to uruchomienie kredytu w walucie i drugi to sprzedaż przez klienta otrzymanej waluty za złotówki. Oznacza to, że od strony księgowej banku, kredytobiorca kredytu indeksowanego otrzymuje wirtualną pulę waluty, która jest od niego następnie odkupowana. Proces ten, zgodnie z zeznaniami świadków banków, jest takim samym procesem jak sprzedaż waluty w kantorze - stąd do tego przeliczenia znajdował zastosowanie kurs kupna.
Sprzedaż przez kredytobiorcę wirtualnej, bo niedostępnej dla kredytobiorcy, kwoty wyrażonej w walucie powoduje po stronie klienta powstanie zobowiązania wyrażonego w walucie, które od tego momentu staje się jego saldem (długiem) kredytu.
Przy spłacie jest już prościej. Do spłaty raty, która jest wyrażona w walucie, kredytobiorca potrzebuje również kwoty w walucie. Skoro jednak kredytobiorca w walucie nie zarabia z „pomocą” przychodzi bank, który jak w kantorze, sprzedaje kredytobiorcy potrzebną mu ilość waluty w zamian za złotówki.
Wypłata kredytu powiązanego z walutą obcą może zatem przypominać otwarcie tzw. krótkiej pozycji (short) na rynku walutowym. Pozycja krótka jest to bowiem zobowiązanie do sprzedania danego aktywa, które nie znajduje się na rachunku inwestora w dniu zawarcia umowy. Polega ona na tym, że w momencie otwarcia pozycji, inwestor niejako wypożycza walutę od brokera, by ją sprzedać po obowiązującej cenie, a następnie czeka na zmianę ceny. Gdy cena spadnie, inwestor kupuje na rynku pożyczone wcześniej aktywa po niższej wartości i dzięki temu zarabia. Gdy jednak cena wzrośnie inwestor traci.
Oczywistym jest jednak, że zaciąganie krótkich pozycji jest działaniem czysto spekulacyjnym i wymaga dużego doświadczenia. Jest ono także korzystne wyłącznie przy spadkach cen – jest to bowiem tzw. gra na spadki.
Kredytobiorcy, którzy zaciągali kredyty powiązane z walutą nie dość, że doświadczenia w inwestowaniu na rynkach akcji czy forex nie mieli, to jeszcze w większości nie mieli pojęcia, że kredyty jakie zaciągają mogą dla nich oznaczać jakąkolwiek działalność spekulacyjną.
W większości nie zdawali sobie także sprawy, że zaciągnięcie zobowiązania w walucie powoduje po ich stronie otwarcie pozycji walutowej.
Kolejną istotną kwestią jest także fakt, że banki nie oferowały w tamtym czasie żadnych instrumentów, które pozwalałyby kredytobiorcom zabezpieczyć się przed ryzykami „gry na walucie” na jaką zostali wystawieni.
Banki natomiast swoje ryzyko otwartej pozycji walutowej zabezpieczały niemal od razu. Z zeznań jednego ze świadków wynika wręcz, że jeżeli bank nie domykałby swojej pozycji walutowej, byłby narażony na ryzyko bankructwa (sic!). Świadek ten szybko dodał oczywiście, że mówił o całej pozycji walutowej banku. Pamiętać jednak należy, że dla kredytobiorców mających kredyty powiązane z walutą, w szczególności z walutą CHF, kredyty te w 99,9% przypadków stanowią właśnie całą ich pozycję walutową.
Przekładając słowa świadka na sytuację kredytobiorców można pokusić się o stwierdzenie, że bank nie oferując produktów, jakimi kredytobiorcy mogliby się zabezpieczyć przed otwartą pozycją walutową, w zasadzie wystawiał ich na ryzyko bankructwa.
Kolejną kwestią wymagającą poruszenia, jest sprostowanie tezy forsowanej w ostatnim czasie w przestrzeni publicznej, że klauzule indeksacyjne/waloryzacyjne/denominacyjne były dozwolone w latach udzielenia na masową skalę kredytów powiązanych z walutą frank szwajcarski. Otóż nie były! i trzeba to wyraźnie podkreślić – zanim ktokolwiek uwierzy, że było inaczej.
Regulacje dotyczące niedozwolonych postanowieniach umownych, w tym przede wszystkim art. 385[1] kc nie pozostawia wątpliwości, iż postanowienia abuzywne „nie wiążą konsumenta”. Przestają one przy tym go wiązać już w chwili zawarcia umowy, co oznacza, że takie postanowienia od początku nie stanowią elementu treści stosunku prawnego.
Postanowienie jest niedozwolone jeżeli nie zostało z konsumentem uzgodnione indywidualnie oraz jeżeli kształtuje jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy. W orzecznictwie, w tym orzecznictwie Sądu Najwyższego jednolicie przyjmuje się przy tym, że przedmiotem „badania abuzywności określonego postanowienia jest ocena hipotetycznych możliwości i skutków jakie z niego wynikają dla konsumenta, a nie wyniki następczej kontroli.” (wyrok SN z 24.10.2018 r., II CSK 632/17). Nie ma zatem znaczenia czy dany przedsiębiorca w ogóle ze swojego uprawnienia skorzystał czy też nie. Elementem badania nie jest zatem także samo wykonywanie umowy przez strony (uchwała składu siedmiu sędziów SN z 20.06.2018 r., III CZP 29/17).
Przyjęcie przeciwnego stanowiska, zwłaszcza w sprawach dotyczących kredytów powiązanych z walutą obcą, spowodowałoby, że ochrona wynikająca z przepisów regulujących klauzule niedozwolone stałaby się fikcją. Przeciętny, czy nawet doświadczony, konsument przed uznaniem, że dane postanowienie może być niedozwolone, powinien sprawdzić – najlepiej przy uwzględnieniu wiedzy specjalnej jaką posiadają rzeczoznawcy i biegli – czy przedsiębiorca w danym miesiącu z przyznanego mu prawa skorzystał czy też nie. Prowadziłoby to także do konkluzji, że jednego miesiąca postanowienie mogłoby być dozwolone, a innego nie, co również wyklucza możliwość przyjęcia takiej argumentacji.
Do tego aby dane postanowienie było niedozwolone nie jest przy tym potrzebne jakiekolwiek orzeczenie Sądu. Ewentualny wyrok ma tutaj charakter wyłącznie deklaratywny, co oznacza, że potwierdza on tylko pewien stan rzeczy – fakt, że dane postanowienie jest niedozwolone, a tym samym, że nie stanowi ono w ogóle elementu treści stosunku prawnego – oczywiście od chwili zawarcia umowy.
Skoro zatem niedozwolony charakter danego postanowienia wynika wyłącznie z jego treści i faktu jego zastosowania w umowie z konsumentem, za nieprawdziwe należy uznać twierdzenie, że klauzule indeksacyjne/waloryzacyjne/denominacyjne w dacie udzielania kredytów frankowych były dozwolone. Nie były! W tamtym czasie jednak niewiele osób zdawało sobie z tego sprawę.
Wyraźnie podkreślić także wypada, że w sprawach tzw. frankowych nie chodzi o wzrost kursu. Wzrost kursu był jedynie powodem, że ludzie zaczęli dogłębnie weryfikować swoje umowy i dostrzegli to co było w nich od początku, tj. m.in. niedozwolone postanowienia umowne.
Jedną z głównych wad prawnych umów powiązanych z walutą obcą jest bowiem prawo banków do dowolnego kształtowania kursów walut w tabelach banków. Jednak, co bardzo istotne, polegające na prawie do dowolnego ustalania tzw. marż kursowych (spreadu). Zwrócić należy bowiem uwagę, że w umowach ani innych dokumentach stanowiących ich integralną cześć, takich jak regulaminy czy ogólne warunku umów, nie znajdowały się żadne postanowienia wskazujące jak bank będzie ustalał swoje kursy, a w szczególności marże kursowe (spread).
Czy banki z tego prawa korzystały. Oczywiście! Przykładowo jeden z banków praktycznie codziennie publikował dwie tabele o 8:00 i o 13:40. Jak przy tym wynika z archiwum banku, spread o godzinie 8:00 wynosił 4%, a o 14:30 - 5%. Chyba nie muszę dodawać, z której tabeli bank korzystał przy ustalaniu salda w CHF i rat. Szerszy spread oznacza niższy kurs kupna i wyższy kurs sprzedaży. Tym samym, skoro do ustalenia salda kredytu w walucie wykorzystywany był kurs kupna, to jeżeli kurs był oznaczało to wyższe saldo w walucie. Jednocześnie skoro do obliczenia rat wykorzystywany był kurs sprzedaży, to jeżeli kurs ten był wyższy wyższa była również rata. Przykładowo dla kredytu na 300 000 zł jeżeli kurs kupna ustalimy na 2,1613 a kurs sprzedaży na 2,2495 to po przeliczeniu kwoty 300 000 zł na CHF, a następnie z powrotem na PLN da nam kwotę do zwrotu 312 242,63 zł. Ustalenie kursu odpowiednio na poziomie 2,1449 dla kursu kupna i 2,2549 dla kursu sprzedaży, da nam wynik równy 315 385,33 zł. Tym samym zwiększenie spreadu o 1% spowodowało zwiększenie zobowiązania kredytobiorcy o 3 142,70 zł.
Odnosząc się natomiast do kwestii poruszonych w pytaniach RF odnieść się należy do uchwały z 16 lutego 2021 r. w sprawie 11/20, w której Sąd Najwyższy uznał, że „stronie, która w wykonaniu umowy kredytu, dotkniętej nieważnością, spłacała kredyt, przysługuje roszczenie o zwrot spłaconych środków pieniężnych jako świadczenia nienależnego (art. 410 § 1 w związku z art. 405 k.c.) niezależnie od tego, czy i w jakim zakresie jest dłużnikiem banku z tytułu zwrotu nienależnie otrzymanej kwoty kredytu.” Skoro zatem Sąd Najwyższy już opowiedział się za teorią dwóch kondykcji pozostała kwestia tego czy w przypadku stwierdzenia nieważności umowy świadczenia nienależne stron powstają w wyniku: a) odpadnięcia podstawy prawnej (conditio causa finita), czy też b) nieważności czynności prawnej zobowiązującej do świadczenia (conditio sine causa)? (sygn. III CZP 6/21).
Osobiście stoję na stanowisku, że świadczenie nienależne w takim wypadku powstaje na skutek nieważności czynności prawnej (conditio sine causa) czemu dałem wyraz m.in. w publikacji DGP. Prof. Łętowska uważa z kolei, że nienależne świadczenie powstaje na skutek odpadnięcia podstawy prawnej (conditio causa finita).
Tylko czy przy aktualnym orzecznictwie ma to jakiekolwiek znaczenie? Według mnie nie. W obu przypadkach skutek powstanie bowiem w tym samym momencie.
Klauzule indeksacyjne/waloryzacyjne/denominacyjne aktualnie uznawane są bowiem za główne postanowienia umowne. Potwierdza to najnowsze orzecznictwo sądów powszechnych i Sądu Najwyższego (wyroki z 4.04.2019 r. III CSK 159/17, z 9.05.2019 r. I CSK 242/18, z 11.12.2019 r. V CSK 382/18 i z 30.09.2020 r. I CSK 556/18). W ostatnim z przywołanych wyroków Sąd Najwyższy wprost wskazuje przy tym na konieczność zmiany dotychczasowego stanowiska i przyjęcie, że zastrzeżone w umowie kredytu złotowego indeksowanego do waluty obcej klauzule kształtujące mechanizm indeksacji określają główne świadczenie kredytobiorcy. Do uznania danego postanowienia za niedozwolone nie jest przy tym wymagane jakiekolwiek działanie konsumenta.
Mając zatem na uwadze to co zostało wskazane powyżej, że postanowienia niedozwolone od początku nie stanowią elementu treści stosunku prawnego, to znaczy, że umowa od początku pozbawiona jest elementów stanowiących główne świadczenia stron. Umowa taka jest zatem nieważna również od samego początku.
Wydaje się zatem, że przy aktualnej linii orzeczniczej spór o to czy świadczenie nienależne stron powstać ma w wyniku odpadnięcia podstawy prawnej (conditio causa finita) czy też nieważności czynności prawnej zobowiązującej do świadczenia (conditio sine causa) jest zagadnieniem wyłącznie akademickim. W każdym z tych przypadków będzie to bowiem moment zawarcia umowy.