Wzrostowi sprzedaży sprzyjają bogacenie się Polaków i większa chęć do podróżowania. A także dostęp do trunków coraz lepszej jakości
Sprzedaż wina w Polsce zauważalnie rośnie od dłuższego czasu. W ciągu ostatnich dziesięciu lat konsumpcja jego się podwoiła. Mimo to nadal pijemy mniej niż jedną dziesiątą tego, co Włosi. Z wynikiem 3,5 l wina rocznie na mieszkańca pod względem spożycia wina jesteśmy na końcu listy europejskich państw, daleko za Francją, a nawet za Szwecją, Norwegią czy... niemal dwa razy od nas lepszą pod tym względem Litwą.

W perspektywicznej czwórce

Szacuje się, że w 2014 r. polski rynek wina będzie wart ponad 2 mld zł. Mimo trwałej wzrostowej tendencji w sprzedaży w naszym kraju wino wciąż przegrywa z innymi alkoholami: wódką, a szczególnie z piwem, które odpowiada za ponad 50 proc. rynku. Ale – paradoksalnie – specjaliści uważają, że firmy sprowadzające i produkujące wina mają dobre perspektywy. Badania rynkowe pokazują bowiem, że piwo i wódka cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem Polaków, a wino to jedyny rosnący segment.
W 2012 r. analizujący rynek win na świecie holenderski Rabobank wskazał Polskę jako jeden z czterech rynków, na których w przyszłości znacznie wzrośnie konsumpcja wina. Pozostałe to Meksyk, Brazylia i Nigeria.
– Rynek ma mocne perspektywy. Co prawda początek tego roku był słabszy, bo odnotowaliśmy ok. 3-proc. wzrost, ale szacujemy, że w całym roku może to być 5 proc. – mówi Piotr Kaźmierczak, członek zarządu Grupy Ambra, jednego z największych dystrybutorów wina w Polsce. Jego zdaniem także średnioterminowo wartość sprzedaży będzie rosła o blisko 5 proc. rocznie.
– W Polsce spożywa się dużo piwa i mocnych alkoholi. Tu trudno się spodziewać poprawy wyników. Będzie się raczej zmieniała struktura spożycia poprzez wprowadzanie nowych produktów, np. wódek smakowych. Z winem jest inaczej, bo w porównaniu do wszystkich krajów europejskich pijemy go znacznie mniej. To wynika z uwarunkowań kulturowych – dostęp do wina w Polsce był mniejszy niż w krajach zachodniej i południowej Europy, więc tak się też ukształtowały gusty konsumentów – tłumaczy Kaźmierczak.

Wino oznaką statusu

Jest jeszcze jeden czynnik. Zdaniem eksperta wino nie miało szans na konkurowanie z piwem na skutek reklamowania tego ostatniego i wejścia kapitału zagranicznego w branżę piwną przy jednoczesnym zakazie reklamy wina i alkoholi mocnych. Dlatego piwo zdominowało rynek i w ciągu 20 lat jego sprzedaż i konsumpcja wzrosły dwukrotnie.
– Jednak przyzwyczajenia ludzi powoli się zmieniają. Polacy zaczęli podróżować, poznawać kultury, w których wino odgrywa ważną rolę – tak Kaźmierczak tłumaczy dający się zauważyć wzrost zainteresowania tym trunkiem.
Z badań wynika, że wino w Polsce piją przede wszystkim mieszkańcy dużych miast, z wyższym wykształceniem i wyższym od średniej poziomem dochodów. Rynek sprzedaży ukształtował się najlepiej w Warszawie i okolicach, ale trunek dobrze sprzedaje się także w innych dużych miastach.
Z badań wynika, że wino jest napojem kobiecym: w 60 proc. to właśnie panie dokonują jego zakupu.
W Polsce nieodmiennie prym wiodą wina czerwone – stanowią ponad trzy piąte sprzedaży. Wina białe to 30 proc. obrotu, a różowe – 10 proc. Ten podział zaczyna się jednak powoli zmieniać. Popularność stopniowo zyskują wina różowe. Polakom zaczęło też smakować Prosecco, lekkie wino musujące z północy Włoch. – Stanie się ono jeszcze bardzie popularne niż obecnie. Myślę, że sprzedaż tego wina w najbliższych latach znacznie wzrośnie – uważa Kaźmierczak. Licząc na to, jego firma zaczęła sprzedaż Prosecco pod swoją główną marką Cin & Cin.

Najwięcej z Włoch

W ubiegłym roku, jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, z 56 krajów sprowadzono do Polski wino o wartości 789,8 mln zł. Rok wcześniej było o trzech dostawców więcej, ale przywóz miał mniejszą wartość: było to 729,1 mln zł. Dlaczego wartość sprzedaży w detalu jest niemal trzykrotnie większa niż wartość importu? Przy określaniu wartości rynku wina Ambra i Nielsen wzięły pod uwagę kwoty podatku akcyzowego i VAT. Analitycy obu firm policzyli także rynek win krajowych i wermutów.
Patrząc na strukturę importu wina do naszego kraju, można się przekonać, co najchętniej pijemy.
W ostatnich latach wygrywają wina włoskie. W 2013 r. sprowadzono ich za kwotę ponad 121 mln zł. – W latach 2008–2012 prym wiodły wina z Nowego Świata, np. z Chile, Argentyny, RPA czy Kalifornii. Jednakże teraz znowu do łask wróciły wina europejskie. Polacy najbardziej lubią wina włoskie, francuskie i hiszpańskie. Silną pozycję wypracowała sobie też Portugalia. Nastąpił również powrót do win bułgarskich, bo producenci znacznie poprawili ich jakość – uważa Ewelina Szkodzińska-Petrini z firmy Jantoń zajmującej się dystrybucją wina.
Zarówno dane Głównego Urzędu Statystycznego, jak i Wine Institute of California pokazują, że czołowymi eksporterami wina do Polski oprócz Włoch są obecnie właśnie Francja, Stany Zjednoczone, Chile i Bułgaria. Polacy sporo kupują także win hiszpańskich, które stanowią dużą część wolumenu sprzedaży.
Od kilku lat w sprzedaży win dominują dyskonty Biedronka i Lidl, które przejęły już nawet ok. 40 proc. rynku. Z badań wynika jednak, że od pewnego czasu te sklepy nie są już tak dynamiczne. Coraz chętniej kupujemy wina w super- i hipermarketach. Ale badnia wskazują, że wino pijemy nie tylko w domach: bary i restauracje odpowiadają za ok. 23 proc. sprzedaży.
Co prawda dyskonty w poprzednich latach odebrały część klientów małym sklepom alkoholowym, ale ci, którzy się na winie znają, chętniej je kupują w sklepach winiarskich, często prowadzonych przez specjalistów. Mają one ok. 6-proc. udział w dystrybucji wina. Dlaczego tak niewiele? Tam jest drożej niż w dyskontach czy marketach, a w Polsce o wyborze wina do kolacji decyduje przede wszystkim cena, a nie jakość.
Gros konsumpcji (ok. 45 proc.) stanowią u nas wina w cenie do 30 zł. A w dyskontach jeszcze mniej – tam najlepiej sprzedają się te, których cena nie przekracza 15 zł. Eksperci przyznają, że za taką kwotę zdarza się znaleźć „pijalne” wino, ale cudów spodziewać się nie należy. Znawcy unikają kupowania wina, które kosztuje mniej niż 25 zł.

Podróże kształcą

Mirosław Pawlina, prezes Stowarzyszenia Importerów i Dystrybutorów Wina, uważa, że coraz większa sprzedaż wina każdego roku to wynik otwarcia granic oraz coraz częstsze podróże Polaków po Europie i świecie.
– Kto wraca z Włoch, ten wie, że każdy upalny dzień to Red Spritz, czyli musujące Prosecco z dodatkiem Aperolu lub Campari i plasterkiem pomarańczy. Kto wraca z Portugalii, ten wie, co to Porto i Madeira. Kto wraca z Hiszpanii, to wie, co to znaczy Sherry i że nie ma to nic wspólnego z wiśnią – żartuje.
Jego zdaniem w Polsce ciągle jeszcze popularne są wina półsłodkie i półwytrawne, ale tendencja jest taka, że zyskują wina wytrawne. – To też ciężka praca somellierów – szkoda że ten zawód w Polsce jest niedoceniany – zauważa Pawlina.
Dodaje, że wcześniej w Polsce działało niewielu importerów. – Przede wszystkim byli tacy, którzy sprzedawali tanio, byle co i aby dużo. Były też dwie firmy importujące rzeczywiście jakościowe wina, jednak na niewielką skalę – wspomina Pawlina.
Importerzy z tej pierwszej kategorii rozpychali się na rynku, ale w rzeczywistości powodowali więcej strat niż korzyści. – Straty polegały na tym, że jeśli ktoś nigdy nie pił wina, a spróbował kiepskiego wina, tylko utwierdzał się w przekonaniu, że dobrze robił, nie pijąc – opowiada Mirosław Pawlina. Zaznacza jednak, że dzisiaj w Polsce jest już wielu importerów wkładających serce w to, czym się zajmują. – W efekcie mamy coraz więcej win jakościowych. A co najważniejsze, coraz więcej osób zna się na winie. Zna się, bo chce, bo wypada i po prostu dobrze mieć taką podstawową wiedzę – twierdzi prezes Stowarzyszenia Importerów i Dystrybutorów Wina.

Kultura picia

Pawlina uważa przy tym, że chociaż branża napotyka wiele trudności, jak nieaktualne i nieprzystające do rzeczywistości gospodarczej przepisy, to funkcjonuje coraz lepiej. Przypomina, że jest to jedna z niewielu branż, która nie może się reklamować, a to znaczy między innymi, że nie ma szans przekazu żadnej informacji. Jego zdaniem na razie trudno mówić u nas o prawdziwej konkurencji, skoro w Polsce statystyczne spożycie na dorosłego człowieka wynosi 3,5 litra wina rocznie. – Dlatego naszym wspólnym zadaniem w bardzo trudnych warunkach jest szerzenie kultury picia. Pijemy najmniej wina w Europie i na świecie, a równocześnie to u nas widać najwięcej pijanych – zauważa Pawlina.
Jednak ta kultura picia zaczyna się powoli zmieniać na plus. Zdaniem prezesa Pawliny w dużej mierze jest to zasługa dużych sieci handlowych, które zaczynają coraz więcej mówić o winie. Ale jest to również efekt działania specjalistycznych sklepów, które organizują i prowadzą np. degustacje. Zdaniem Pawliny wszystkie kanały dystrybucji będą się rozwijać w miarę rozwoju wiedzy u odbiorców. – Jednak przede wszystkim jest ona przekazywana przez specjalistyczne sklepy, które najczęściej prowadzone są rodzinnie przez pasjonatów i to jest ich przewaga nad sklepami, gdzie przy półkach stoją, o ile stoją, przypadkowi sprzedawcy – mówi ekspert.
Na razie trudno u nas mówić o prawdziwej konkurencji na rynku wina, skoro dorosły Polak pije zaledwie 3,5 litra trunku rocznie