Od wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej liczba stacjonarnych kantorów nie maleje. Nie zaszkodził im światowy kryzys ani rosnąca internetowa konkurencja. Co roku wymieniamy waluty warte grubo ponad 100 miliardów złotych. Jesteśmy przyzwyczajeni do ob sługi gotówkowej.

Na prowadzeniu kantoru trudno dziś zbić fortunę podobną do tych, które rosły przecierającym szlak na przełomie lat 80. i 90. Właściciel pierwszej sieci kantorów stacjonarnych – Aleksander Gawronik – to jeden z symboli szybkiego bogacenia się w czasach transformacji. Kantory Gawronika ruszyły już w trzy dni po uwolnieniu tego rynku, w marcu 1989 r., a w 1990 roku Gawronik znalazł się już na pierwszym miejscu listy najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.

Wymiana walut była złotym interesem w pierwszych latach transformacji, gdy zaufanie do złotego było niskie, choćby ze względu na hiperinflację. Sporego majątku na wymianie walut dorobił się m.in. Lech Grobelny i jego spółka Dorchem. Przedsiębiorcy wyczuli łatwy zysk, kantory powstawały jak grzyby po deszczu. W 1990 roku NBP – który od początku nadzorował ten rynek – wydał ponad 2,5 tys. pozwoleń na prowadzenie działalności. Rok później było ich już około 3,7 tysiąca. Wymiana walut miała dawać pewny zysk: przecież dolar tylko drożał, w świadomości ówczesnych przedsiębiorców działalność kantorowa nie rodziła nadmiernego ryzyka. Na tym zresztą zasadzał się model biznesowy Bezpiecznej Kasy Oszczędności Grobelnego – pierwszego symbolu finansowego oszustwa w czasach transformacji. BKO zbierała depozyty na wysoki procent, a pieniądze na ten procent miały pochodzić z handlu walutą.

Unia pomogła

Rynek zaczął się stabilizować kilka lat później. W 2000 roku uwolniono kurs złotego. Nasza waluta zaczęła się umacniać, czemu sprzyjała perspektywa członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Okazało się, że kupując dolary, nie ma się pewności, że taka inwestycja zawsze przyniesie zysk. Działalność kantorowa zaczęła krzepnąć. W 2000 roku w rejestrze NBP wpisanych było ponad 3,6 tys. kantorów. W 2004 roku – w momencie przystępowania Polski do Unii – na rynku działało ich już niecałe 3,3 tysiąca. Rynek zaczął się oczyszczać ze spekulantów chcących szybko i łatwo zarobić.

Drugi oddech kantory złapały po wejściu do Wspólnoty i otwarciu kilku europejskich rynków pracy. Do Polski zaczęły bowiem napływać pieniądze zarabiane przez Polaków w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Funty i euro trzeba było gdzieś wymieniać. Liczba kantorów znów zaczęła rosnąć. W 2005 roku było ich już 3852, rok później 4034, w 2007 – już 4187.

Drugim powodem mogła być liberalizacja zasad działalności kantorowej. Od 2004 roku nie trzeba już zezwoleń, żeby otworzyć kantor. Przedsiębiorca, który nie jest karany za przestępstwa skarbowe i posiada fachowe przygotowanie (albo zatrudnia kogoś, kto je posiada), może złożyć w NBP wniosek o wpisanie do rejestru działalności kantorowej. Bank centralny ma 7 dni na dokonanie takiego wpisu. NBP może przeprowadzić kontrolę w takim kantorze, sprawdzić, czy we wniosku napisano prawdę, a firma prowadzi kantor zgodnie z zasadami. Sankcja za niespełnienie warunków to wszczęcie procedury wykreślenia z rejestru. Samo wykreślenie jest równoznaczne z zakazem prowadzenia działalności kantorowej przez trzy lata.

– Liczba przypadków wykreśleń przedsiębiorców z rejestru działalności kantorowej nie jest duża. W 2010 roku było sześć takich przypadków, w 2011 – cztery, w 2012 – żadnego, w 2013 – dziewięć na prawie 3 tys. przedsiębiorców wpisanych do rejestru – mówi Przemysław Kuk, dyrektor biura prasowego NBP.

Poczta liderem

Sprzedaż walut to nadal opłacalny biznes i nie zaszkodził mu nawet wybuch światowego kryzysu w 2008 roku. – Nie widzimy tendencji spadkowej w liczebności kantorów, ich liczba raczej powoli, ale systematycznie rośnie. Zgodnie z danymi NBP w 2008 roku funkcjonowały w całym kraju 4193 kantory, pod koniec ubiegłego roku było ich już 4601 – mówi Kuk.

Te placówki są prowadzone przez około 2 tys. przedsiębiorców. Niezaprzeczalnym liderem pod względem liczby walutowych okienek jest... Poczta Polska, która ma 371 kantorów. Swoją dewizową działalność prowadzi już od lat 90. – Nasze kantory zlokalizowane są w placówkach pocztowych na terenie całego kraju, zarówno w dużych, jak i w mniejszych miastach. To dodatkowa oferta dla klientów korzystających z usług Poczty Polskiej – mówi Zbigniew Baranowski, rzecznik firmy.

Pod względem liczby placówek Poczta wyraźnie dystansuje konkurentów. Będąca na drugim miejscu wrocławska firma Usługi Finansowe sp. z o.o. ma ich 149. Trzecia w kolejności warszawska Currency Express już tylko 22.

Cały czas NBP wpisuje do rejestru nowe firmy. W ubiegłym roku trafiły tam 244 nowe podmioty. Według Przemysława Kuka siła kantoru tradycyjnego bierze się z przyzwyczajeń Polaków, którzy nadal preferują standardowy model gotówkowej wymiany walut. – Z tradycyjnego kantoru Polacy korzystają raczej okazjonalnie, np. przed jakimś zagranicznym wyjazdem. Przed wyjazdem na urlop wolimy mieć ze sobą trochę walut, gdyż nieufnie korzystamy z kart płatniczych i bankomatów w innych krajach, obawiając się wysokich prowizji lub problemów technicznych – ocenia rzecznik NBP.

Widać to po obrotach firm działających według tradycyjnego modelu. W ciągu ostatnich czterech lat ich wartość rosła niemal nieprzerwanie. W ubiegłym roku sprzedaż i skup walut w kantorach nadzorowanych przez NBP wyniosły prawie 157 mld zł i były o ponad 9 proc. większe niż rok wcześniej. W obrotach zdecydowanie przeważa skup walut, co można wiązać m.in. z transferami od emigrantów do ich rodzin pozostawionych w Polsce. W ostatnich czterech latach przesyłali do Polski 4–4,2 mld euro rocznie.

Online w grze

Od kilku lat kantorom tradycyjnym rośnie konkurent – to firmy oferujące wymianę walut przez internet. Na razie nie jest to konkurent groźny: Zbigniew Baranowski mówi, że Poczta obserwuje ten rynek i działalność internetowych serwisów wymiany walut, ale nie jest ona odczuwalna dla kantorów stacjonarnych prowadzonych w jej placówkach.

– Platformy internetowe wymiany walut i tradycyjne kantory mają odmiennych klientów. Z tych pierwszych korzystają głównie osoby, które spłacają kredyty denominowane w walutach obcych albo niewielcy przedsiębiorcy. Są to zwykle większe kwoty, spłacane regularnie – tłumaczy Przemysław Kuk.

Ile wart jest segment online? Nie ma dokładnych danych. Najwięksi gracze szacują obroty internetowych kantorów w ubiegłym roku na 15–20 mld zł. Andrzej Sałuda, dyrektor do spraw sprzedaży i marketingu w firmie TNN Finance prowadzącej KantorOnline.pl, twierdzi, że potencjał rynku jest znacznie większy. – Rok 2014 zakończy się na poziomie 40 mld zł. W ciągu ostatnich czterech lat obrót walutą znacznie się powiększył, a dynamika rozwoju jest duża. Pierwsze kantory, które wchodziły na rynek w 2010 roku, generowały obroty na poziomie 600 mln zł – mówi.

E-kantory zyskały na popularności w połowie 2011 roku, kiedy to w życie weszła ustawa antyspreadowa umożliwiająca kredytobiorcom spłatę rat walutą kupioną na rynku. Chodziło o to, żeby klient nie musiał wymieniać złotych na np. franki szwajcarskie po niekorzystnym, odbiegającym od rynkowego kursie narzuconym mu przez jego bank. Wraz z wejściem w życie ustawy rynek kantorów online zaczął skokowo rosnąć. Sałuda ocenia, że ich obroty już w pierwszym roku działania antyspreadowych przepisów sięgnęły 3,2 mld zł.

Spostrzeżenia konkurenta potwierdza Kamil Sahaj, marketing manager w Cinkciarz.pl. – Oferta serwisów wymiany walut online trafiła w tym okresie na podatny grunt. Rozwojowi kantorów online z pewnością sprzyja również znaczna liczba emigrantów zarobkowych pracujących za granicą oraz firm prowadzących działalność na rynku zagranicznym. Istotnym czynnikiem pozostaje także systematyczny wzrost liczby użytkowników bankowości elektronicznej, a tym samym umacnianie się zaufania do tej formy dokonywania transakcji – mówi. Jego zdaniem w ciemno można założyć, że obroty kantorów internetowych będą rosnąć szybciej niż całego rynku walutowego, bo zainteresowanie tą formą wymiany walut ciągle rośnie, a poza tym zakres usług kantorów internetowych też się rozszerza – np. o ofertę dla małych i średnich firm.

Kto rządzi w sieci

O ile łatwo wskazać lidera rynku kantorów stacjonarnych, biorąc pod uwagę dane z rejestru NBP, o tyle w przypadku sektora online sprawa jest niejednoznaczna. Firmy prowadzące wymianę walut przez internet formalnie nie podlegają obowiązkom rejestracyjnym, a istniejące klasyfikacje mogą być niemiarodajne.

– Najczęściej jako trzech największych graczy wymienia się InternetowyKantor.pl, Cinkciarz.pl oraz KantorOnline.pl. I to właśnie pomiędzy nimi toczy się największa walka o klienta – mówi Andrzej Sałuda. Za porównywarką kantorów internetowych StrefaWalut.pl przytacza dane: na rynku jest obecnie ponad 50 kantorów internetowych, około 10 platform wymiany walut i jedna platforma dająca możliwość grupowego zakupu walut. W kraju działa kilka podmiotów o szczególnie mocnej pozycji – np. firma Currency One, która prowadzi InternetowyKantor.pl i Walutomat.pl, oprócz niej Cinkciarz.pl, KantorOnline.pl i FritzExchange.pl.

– Kurencja.com w jednym ze swoich raportów podkreśla, że spośród 25 operatorów kilka największych odpowiada za większość transakcji. Suma obrotów, jakie generują Walutomat.pl, InternetowyKantor.pl i KantorOnline.pl, to ponad 75 proc. rynku – twierdzi Sałuda.

Kamil Sahaj dodaje, że nieuchronna będzie dalsza koncentracja rynku. – Widoczne staną się dążenia do konsolidacji mniejszych podmiotów, którym w dłuższym czasie trudno będzie zachować konkurencyjność cen i jednoczesną rentowność przy względnie niewielkiej liczbie klientów. Rynek kantorów online jest bowiem rynkiem klienta masowego – mówi.

Przedstawiciele branży online zdają sobie sprawę, że brak nadzoru nad ich segmentem może być ryzykowny. – Rynek kantorów internetowych powinien podlegać nadzorowi, jest to kwestia czasu. Mam nadzieję, że ustawodawca przygotuje w końcu jakieś regulacje, które z jednej strony zabezpieczą kantory przed interpretacją prawa, a z drugiej strony klientów przed nieuczciwością przedsiębiorców – mówi Andrzej Sałuda. Akurat firma TNN Finance, która prowadzi KantorOnline.pl, jest wpisana do rejestru. Dyrektor Sałuda tłumaczy, że stało się tak, bo w chwili rejestracji firmy działalność kantorowa i internetowa wymiana walut nie były rozdzielone przez NBP, dlatego aby działać zgodnie z prawem, trzeba było zarejestrować kantor. Dopiero na tej bazie powstał internetowy serwis wymiany walut.

Cinkciarz.pl również uzyskał wpis do rejestru. Według Kamila Sahaja prawo dewizowe nie rozróżnia kantoru stacjonarnego i internetowego. – Tym samym kantory online działają według przepisów regulujących rynek tradycyjnych kantorów. Każda taka firma musi być wpisana przez prezesa NBP do rejestru działalności kantorowej, a właściciele i pracownicy muszą być niekarani – twierdzi Sahaj. I dodaje, że poszczególne platformy różnią się co do sposobu dostarczania i wykonywania usługi. – Klienci powinni zwracać szczególną uwagę na kwestię bezpieczeństwa swoich transakcji – dodaje.

Cały czas NBP wpisuje do rejestru działalności kantorowej nowe firmy. W ubiegłym roku pojawiły się tam 244 nowe podmioty