Jesteśmy prawdziwymi entuzjastami używania smartfonów. Na tle Niemców, Hiszpanów czy Koreańczyków i Amerykanów jesteśmy grupą najbardziej zachwyconą telefonami z dostępem do internetu. Aż 66 procent Polaków w badaniu TNS – Mobile Life 2013 uznało, że smartfon jest „doskonały, jestem nim zachwycony”, albo jest co najmniej „bardzo ważny dla mnie”.
Dlatego jako klienci banków szybko migrujemy do mobilnej bankowości. Zresztą Polska na tle dużej części Europy jawi się jako kraj ludzi otwartych na wszelkie technologiczne nowinki. Jesteśmy liderem i w innych aktywnościach cyfrowych. Nie przypadkiem to u nas szybko przyjęły się zbliżeniowe karty płatnicze. Popularność transakcji mobilnych wydaje się zatem nieunikniona. Bo gdyby zapytać wielu z nas, czego nie zapomnimy zabrać, wychodząc z domu, przyznamy, że bardziej smartfona niż portfela z kartą płatniczą.
W tym optymistycznym obrazie jest łyżka dziegciu. Ktoś za nowe aplikacje na różnych platformach (iOS, Android, Windows) oraz ciągłe ich aktualizacje musi kiedyś zapłacić. Łatwo się domyślić kto. Nawet jeśli dziś za korzystanie z bankowości cyfrowej, w tym mobilnej, dodatkowych opłat nie ma, prędzej czy później będą. Podobnie, jak będzie bankowość stacjonarna i desktopowa, i także mobilna. Bo nie wszyscy staną się mobilnymi entuzjastami.