Dla Polaków w inwestowaniu liczy się przede wszystkim perspektywa zysków. Dlatego trudno się dziwić, że Ministerstwo Finansów nie planuje w najbliższym czasie żadnych nietypowych emisji papierów skarbowych adresowanych na rynek detaliczny. Kosztowałyby za dużo. A przecież od wielu lat tego typu papiery nie są poważnym źródłem finansowania deficytu budżetowego.
Z punktu widzenia potencjalnych nabywców detaliczne obligacje skarbowe pozostają jako opcja awaryjna w momentach poważnych zawirowań na rynku finansowym. Do wykorzystania przez tych, którzy myślą nie tylko o zyskach, ale i o bezpieczeństwie swoich oszczędności, starają się ograniczyć ryzyko. Są i tacy, zapewniam.
Odetchnąć mogą też ci, dla których detaliczne papiery skarbowe mogłyby być poważną konkurencją. Przede wszystkim największe banki. Oferowanemu przez nie oprocentowaniu depozytów zwykle daleko do najlepszych stawek na rynku. Wysokie odsetki u ministra finansów z pewnością zmusiłyby je do poprawy oferty (i pogorszenia wyników). A warto pamiętać, że detaliczne obligacje skarbowe kupuje się właśnie... w banku.
A więc nic się nie zmieni i wszyscy będą zadowoleni. Tylko czemu w takim razie służyły próby wychodzenia z nadzwyczajną ofertą obligacji sprzed kilku miesięcy?