Chwilówki w sieci – bezpieczniejsze?
Kto przyczynił się do popularności kredytów „chwilówek” w Polsce i kto jest odpowiedzialny za aktualny stan rzeczy na rynku kredytów? Odpowiedź wydaje się prosta - banki.
Jeszcze kilkanaście lat temu instytucje finansowe w Polsce prześcigały się w sprzedaży kredytów gotówkowych, nie zważając na historię kredytową czy zamożność klienta. Liczyła się tylko liczba pozyskanych kredytobiorców, czy to poprzez oddziały czy przez filie i niezależnych doradców finansowych.
W szybkim czasie doprowadziło to do kuriozalnych sytuacji. Pojawiła się armia ludzi, która posiadała nawet kilka niewielkich kredytów w wielu bankach i aby je spłacić zaciągali kolejne kredyty, w tym konsolidacyjne. Problem w tym, że ani na jeden duży, ani na 10 kredytów o małych kwotach nie było ich stać.
Sytuacja na rynku bankowym już wtedy diametralnie się zmieniła. Banki przestały pożyczać pieniądze, a KNF zaciskał politykę rekomendacji, ograniczając kredytodawców. Zahamowało to spiralę kredytową, ale zablokowało dostęp do kredytów dla najbiedniejszych.
To właśnie wtedy pojawiły się w Polsce pierwsze firmy pożyczkowe z segmentu quick loans. Złą sławę przyniosły im tzw. kredyty-chwilówki. Można przytaczać kolejne przykłady firm, gdzie RRSO wynosiło nawet kilkanaście tysięcy procent, a z pożyczonych 500 złotych nagle pojawiały się zaległości na poziomie kilku tysięcy.
Na szczęście te czasy powoli mijają. Na rynku pojawiły się bardziej „cywilizowane” formy sprzedaży chwilówek. Jak się jednak okazuje, osoby z problemami finansowymi niełatwo otrzymają tam kredyt.
W związku z tym, że Polacy przestraszyli się ogromnych kosztów obsługi długu w „chwilówkach”, coraz bardziej popularne stają się serwisy internetowe, gdzie w prosty sposób klientom przedstawia się całkowity koszt kredytu. Pożyczasz tysiąc złotych, zwracasz 1,3 tys. , czy to nie proste?
Prostota ta polega jednak na sporych prowizjach od kredytu i krótkim okresie spłaty. Jednak na rynku nadal brakuje kredytów, więc zainteresowanie jest oszałamiające. W ciągu 8 miesięcy Vivus.pl, jeden z liderów na rynku, udzielił pożyczek na kwotę ponad 100 mln złotych, a dziennie udziela ich dwa tysiące! Popularność tego rodzaju serwisów nie jest przypadkowa.
„Pierwsza pożyczka w Vivus jest za darmo, co oznacza, że klienci pożyczają do 1200 zł i po miesiącu również oddają 1200 zł. Dopiero przy kolejnej zapłacą 10 proc. prowizji. Biorąc 1000 zł na 30 dni, klient zwraca 1100 zł. Czyli prowizja wynosi 10 proc. w skali miesiąca" - wskazuje Loukas Notopoulos, prezes Vivus Finance.
Firma także sprawdzi czy nie zostałeś wpisany do jakiegokolwiek rejestru dłużników naruszających obowiązki terminowego regulowania należności finansowych. Co do 10 proc. prowizji to nie jest to suma zaporowa. Co prawda RRSO w tym przypadku to 219 proc., ale pamiętajmy, że kwota ta przyznawana jest na 1 miesiąc.
Banki też sprzedają chwilówki, jednak po pieniądze nie uda się tam osoba z problemami finansowymi i zaległościami. Szybki kredyt w ING jest sporo tańszy niż w Vivusie. Za tysiąc złotych zapłacimy niewiele ponad 15 złotych łącznych kosztów, przy RRSO wynoszącym 23,6 proc.
Za to specjalnie niską ofertą nie może pochwalić się nowy gracz na rynku szybkich pożyczek, Wonga.com. Firma pożycza maksymalnie 500 zł dla osoby, która pierwszy raz zdecyduje się na jej ofertę. Prowizja zamyka się w wysokości ok. 30 proc. pożyczonej sumy. Widać wyraźnie, że przy przy kwocie tysiąca złotych, do zwrotu byłoby niemal 1,3 tysiąca. Droga pożyczka obwarowana jest jeszcze jednym minusem - Wonga dokładnie prześwietla potencjalnych kredytobiorców w BIK-u, tak jak banki.
Konkurencja? Rynek jest spory, chętnych wielu
Trudno stwierdzić, że po wejściu na polski rynek Wonga.com nastąpiło jakieś konkretne poruszenie. Jak się okazuje, dotychczasowi gracze nie boją się konkurencji.
„Cieszymy się z wejścia do Polski kolejnego międzynarodowego gracza. Nasz rynek jest jeszcze na początkowym etapie rozwoju i zależy nam na budowaniu świadomości pożyczek online. Na obecnym etapie nie walczymy ze sobą o tych samych klientów. Co więcej nasze wydatki marketingowe działają na korzyść wszystkich graczy” – twierdzi Notopoulos.
A może social lending?
Jeśli nie uda nam się pożyczyć pieniędzy ani w banku, ani w serwisie internetowych chwilówek, pozostaje nam jeszcze jedna opcja. Co robi firma, kiedy nie chce pożyczać pieniędzy? Tworzy platformę pośredniczącą pomiędzy kredytodawcami a poszukującymi kredytów. Social lending to również dobry pomysł na szybką i bezpieczną pożyczkę.
W ciągu 5 lat od momentu założenia Kokos.pl, jednego z liderów na rynku SL, za pośrednictwem serwisu pożyczono ponad 85 mln zł w prawie 80 tysiącach aukcji. Łącznie na polskim rynku social lending internauci pożyczyli sobie ponad 250 mln zł.
„Średnia kwota pożyczki w serwisie przekroczyła w ubiegłym roku kwotę 2500 zł i była o blisko 1000 zł wyższa niż w 2008 r., gdy uruchamialiśmy Kokos.pl” – wskazuje Tomasz Bobrowski, PR Manager Blue Media.
Social lending może być zarówno uzupełnieniem pożyczek gotówkowych udzielanych przez banki, jak i alternatywą dla firm pożyczkowych. Przed podjęciem decyzji o udzieleniu pożyczki, banki wymagają zazwyczaj oświadczenia o wysokości dochodów z co najmniej kilku ostatnich miesięcy. Z tego powodu osoby, które np. pracują za granicą, otrzymują dochody nieregularnie, albo nie mają umowy o pracę, spotykają się najczęściej z odmową. W Kokos.pl, mimo braku historii otrzymywanego wynagrodzenia, mają szansę pożyczkę uzyskać, bo to internauci decydują o jej przyznaniu – sami wykładają pieniądze i kalkulują potencjalne ryzyko.
Jeśli chodzi o średnie oprocentowanie to wynosi ono obecnie 19 proc., ale może być też znacząco niższe. Generalnie pożyczkobiorcy dzielą się na dwie grupy – tych, którzy chcą pożyczyć pieniądze szybko i są skłonni zaakceptować wysokie oprocentowanie i takich, którym nie zależy na natychmiastowym otrzymaniu pożyczki i zakładają aukcję z niskim oprocentowaniem. W takich przypadkach może być ono nawet niższe niż w banku. „Przykładem może być największa pożyczka udzielona w Kokos.pl, która wyniosła blisko 150 tys. zł i była oprocentowana na 6 proc. w skali roku” – zauważa Bobrowski.
Na co trzeba uważać w sieci
Przede wszystkim należy przeczytać umowę. Powinna być ona jasno sformułowana i przedstawiać wszystkie koszty. Warto też sprawdzić w Internecie opinie o pożyczkodawcy. Duże międzynarodowe firmy pożyczkowe inwestują w swój wizerunek i dbają o standard obsługi.
Jeśli chodzi o social lending to każdy użytkownik przed założeniem aukcji lub wykonaniem pierwszej inwestycji wykonuje przelew weryfikacyjny rachunku bankowego. Firma sprawdza, czy użytkownik jest rzeczywiście właścicielem konta bankowego, na które potencjalnie zostanie przekazana pożyczka lub będą wpływały spłaty z udzielonych pożyczek. W przypadku pożyczkobiorcy dodatkowo sprawdzane jest, czy nie jest on umieszczony w bazach dłużników, czy posiada aktywny numer telefonu komórkowego oraz weryfikujemy jego tożsamość przez sprawdzenie dowodu osobistego.
Lipiec będzie przełomowy?
W wyniku rozluźnienia przez KNF rekomendacji T, wprowadzenie nowych wytycznych ma zakończyć się w bankach ostatecznie do 31 lipca 2013 roku. Dzięki nim łatwiej będzie otrzymać pożyczkę klientom detalicznym. Banki będą miały możliwość stosowania uproszczonych zasad oceny zdolności kredytowej klientów i zamiast zaświadczeń, wystarczą zwykłe oświadczenia o zarobkach.
Czy to coś zmieni na rynku kredytów? Trudno ocenić, gdyż ogromna liczba Polaków boryka się ze „starymi” kredytami, zyskać mogą tylko Ci, którzy ich potrzebują, ale nigdy z pomocy instytucji finansowych nie korzystali.