Wystarczające będzie złożenie zaświadczenia w tej kwestii – przewiduje projekt nowelizacji rekomendacji T. Jest bardzo prawdopodobne, że z regulacji nadzoru w ogóle zniknie przepis ograniczający relację płaconych przez kredytobiorcę rat do osiąganego dochodu.
Projekt rekomendacji dzieli banki na takie, które mogą sobie pozwolić na większą elastyczność przy udzielaniu stosunkowo niewielkich kredytów i takie, które muszą przestrzegać ścisłych ograniczeń. O zakwalifikowaniu banku do jednej z tych dwóch grup mają decydować jego wyniki finansowe. Na większą swobodę mogą sobie pozwolić instytucje, które spełniają łącznie kilka kryteriów ostrożnościowych, m.in. mogą się pochwalić współczynnikiem wypłacalności na poziomie powyżej 12 proc. i współczynnikiem kapitałowym Tier 1 przekraczającym 9 proc. Nie są to zbyt restrykcyjne kryteria: z danych KNF wynika bowiem, że na koniec pierwszego półrocza br. współczynnik wypłacalności całego sektora bankowego wynosił 13,6 proc., natomiast współczynnik Tier 1 – 12,3 proc. To zaś oznacza, że większość banków działających na krajowym rynku te kryteria spełnia.
Oświadczenie zamiast zaświadczenia
Projekt precyzuje też, jaki kredyt może zostać udzielony w uproszczonej procedurze – a więc w oparciu o modele scoringowe, na podstawie oświadczenia klienta o wydatkach i dochodach (bez potrzeby przedstawiania zaświadczenia potwierdzonego przez pracodawcę). W tym trybie można będzie zaciągnąć kredyt ratalny o wartości nieprzekraczającej dwóch średnich pensji w sektorze przedsiębiorstw (czyli obecnie około 7,4 tys. zł). Maksymalna kwota innych kredytów i pożyczek dostępnych w tym trybie została uzależniona od tego, od jak dawna wnioskujący współpracuje z danym bankiem. Klienci z rocznym stażem będą mogli pożyczyć „na oświadczenie” maksymalnie sześciokrotność średniej krajowej, korzystający z usług banku przynajmniej od sześciu miesięcy – trzykrotność tego wskaźnika, zaś wszyscy inni – kwotę odpowiadającą połowie średniej krajowej. O szybki kredyt warto więc będzie wnioskować przede wszystkim we własnym banku.
Więcej raty w dochodzie?
Jeżeli proponowane zapisy wejdą w życie, to banki udzielając kredytów konsumpcyjnych nie będą musiały sztywno trzymać się obowiązującej dziś zasady, że klient może przeznaczyć na spłatę rat posiadanych kredytów nie więcej niż 50 proc. (osoby zarabiające przeciętnie) lub 65 proc. (osoby z ponadprzeciętnymi zarobkami) osiąganych dochodów netto. W myśl nowych wytycznych każdy bank będzie określał ten pułap samodzielnie. Musi on być jedynie zapisany w zatwierdzonej przez radę nadzorczą banku strategii zarządzania ryzykiem. Co ważne, szacując poziom stałych zobowiązań klienta bank będzie musiał wziąć pod uwagę nie tylko raty kredytów, ale także „inne niż kredytowe zobowiązania finansowe, z których klient detaliczny nie może się wycofać”. Tymczasem gdy próg był ściśle określony w zaleceniach KNF, banki musiały uwzględniać w rachunkach jedynie wydatki związane z obsługą zobowiązań kredytowych. Te zmiany z jednej strony dają bankom większą swobodę, a z drugiej – narzucają im metodę obliczeń lepiej oddającą sytuację finansową klienta.
KNF zdecydowała się też na zmianę porządkującą wydane dotąd zalecenia. Spod działania Rekomendacji T zostały wyłączone kredyty hipoteczne oraz kredyty na zakup papierów wartościowych. Natomiast wszystkie zalecenia dotyczące produktów hipotecznych dla większej przejrzystości mają zostać zebrane w jednym dokumencie.
Dlatego wkrótce należy się spodziewać zmian w Rekomendacji S, która odnosi się wyłącznie do kredytów zabezpieczonych hipotecznie.
Zniesienie limitu niewiele zmieni dla kredytów hipotecznych
Jest bardzo prawdopodobne, że ograniczenie dotyczące relacji rat kredytowych do dochodu zniknie także wobec kredytów hipotecznych. Póki co Komisja nie sygnalizowała chęci „przeniesienia” do Rekomendacji S obecnie znajdujące się w Rekomendacji T ograniczenia dotyczącego relacji rat kredytów do dochodów netto, a instytucja ta zwykle z wyprzedzeniem informuje rynek o planowanych zmianach.
Nawet jednak gdyby relacja raty do dochodu zniknęłaby z regulacji, to i tak nie miałoby to większego znaczenia dla kredytobiorców. Wystarczy przypomnieć, że akurat te przepisy w początku 2011 roku nie miały dużego znaczenia dla wyniku obliczania zdolności. Potwierdzają to dane Home Broker o medianie zdolności kredytowej 3-osobowej rodziny zarabiającej 5 tys. zł netto. Zgodnie z nimi na początku grudnia 2010 roku modelowa rodzina mogła pożyczyć przeciętnie 426 tys. zł, a w styczniu było to 421 tys. zł.
Warto pokazać jak duży wpływ na szacowanie zdolności kredytowej ma zastosowany poziom relacji raty do dochodu kredytobiorcy. Dziś osoba, która zarabia średnią krajową (w drugim kwartale było to wg. GUS 3497 zł brutto, czyli 2502 zł netto) może co miesiąc płacić ratę nie wyższą niż 1251 zł. Przy założeniu zadłużenia na 25 lat w formie kredytu hipotecznego oprocentowanego na 6,5% w skali roku pozwala to oszacować zdolność kredytową na 185,2 tys. zł. Gdyby ta osoba zarabiała trochę więcej niż średnia krajowa, czyli np. 2600 zł „na rękę”, to na ratę mogłaby już przeznaczyć 1690 zł. W modelowym przypadku dałoby to zdolność kredytową na poziomie 250,3 tys. zł.
Na koniec trzeba zauważyć, że ewentualne zniesienie relacji raty do dochodu jest możliwe tylko w przypadku kredytów w rodzimej walucie. Tych w walutach zagranicznych dotyczy bowiem zapis rekomendacji S ograniczający wysokość raty do 42% dochodu netto kredytobiorcy.