Mimo wzrostów z początku roku nadal można zarobić na giełdzie.
Mimo wzrostów z początku roku nadal można zarobić na giełdzie.
Od początku roku trwa minihossa na większości giełdowych rynków świata. Styczeń i luty były najlepsze od 1998 r. Wśród liczących się rynków najbardziej urósł ten w Dubaju – o 25 proc. O ponad 15 proc. poszły w górę giełdy w Niemczech, Turcji i Brazylii. Dwucyfrowe zmiany indeksów nastąpiły też na rynkach rosyjskim, chińskim, indyjskim, japońskim i amerykańskim. W ogonie stawki ciągną się giełdy z Izraela, Hiszpanii (zanotowały spadki) i Meksyku (symboliczny wzrost).
Ci, którzy nie załapali się na wzrosty z początku roku, mogą wykorzystać trwające od kilku dni na większości giełd korekty. Trzeba tylko wybrać rynek, który daje największy szanse na wzrosty w najbliższym czasie.
Jak rozpoznać te rynki? Po wskaźniku cena do zysku, który jest wyliczany nie tylko dla pojedynczych spółek, lecz także dla całych indeksów. W przypadku warszawskiego rynku wskaźnik C/Z dla WIG informuje, ile przy danym poziomie indeksu – czyli cenie akcji zgromadzonych w nim spółek – kosztuje złotówka zysku indeksu (czyli złotówka zysku wypracowanego przez zgrupowane w nim firmy). Im niższy wskaźnik, tym dany indeks (rynek) bardziej niedowartościowany. Im wyższy wskaźnik, tym bardziej dany rynek przewartościowany.
Z zestawienia przygotowanego przez DGP i Idea TFI wynika, że mimo dwucyfrowych wzrostów od początku roku niedowartościowane są akcje rosyjskich i polskich spółek (wskaźnik poniżej 10). – GPW może się okazać czarnym koniem 2012 r. – uważa Adam Zaremba, analityk Idea TFI.
Dość atrakcyjne wydają się też wyceny akcji spółek hiszpańskich, francuskich, brytyjskich, brazylijskich, izraelskich i niemieckich. Jednak – jak zwraca uwagę Zaremba – warto patrzeć nie tylko na wyceny akcji, ale także na to, czy w danej gospodarce nie ma zagrożenia dla eksporterów i czy władze monetarne wciąż mogą w nią pompować tani pieniądz. – Zdrowe finanse publiczne i miejsce na obniżki stóp procentowych to przymioty krajów azjatyckich. Tylko przed Chinami gorszy okres, bo spowolnienie gospodarcze w ich przypadku staje się faktem – uważa Zaremba.
Jeśli problemy strefy euro będą rozwiązywane, w średnim terminie dobrą inwestycją może się okazać wejście na rynek niemiecki (bardzo dobre dane z gospodarki) czy brytyjski. Giełdy z Hiszpanii i Francji, zdaniem analityków, mimo atrakcyjnych wskaźników są obarczone dużym ryzykiem.
Polacy mogą inwestować w akcje zagranicznych spółek bezpośrednio i pośrednio. Największe domy maklerskie oferują usługę kupna papierów na kilkunastu najważniejszych giełdach świata. Aby jednak skorzystać z tej oferty, trzeba mieć co najmniej 50 tys. zł.
W ofercie krajowych TFI oraz międzynarodowych firm inwestycyjnych działających w Polsce (Schroders, Franklin Templeton, HSBC) znajduje się kilkadziesiąt funduszy, które pozwalają na zajęcie pozycji na wybranych rynkach w dowolnym regionie świata.
Dla lubiących ryzyko pozostają kontrakty terminowe na indeksy poszczególnych giełd. Instrumenty te pozwalają zarabiać i na wzrostach, i na spadkach indeksów, ale są bardzo ryzykowne: można stracić na nich całość zainwestowanego kapitału. Aby inwestować w kontrakty, trzeba otworzyć rachunek inwestycyjny w firmie oferującej taką możliwość (X-Trade Brokers, TMS Brokers, DM BOŚ, City Index, Admiral Markets, Easy Forex) i posiadać kilka tysięcy złotych na początkowy depozyt.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama