Wbrew żywionym przed laty nadziejom, że tanie kredyty hipoteczne dadzą mniej zamożnym szanse na własne mieszkanie, kredyty walutowe stały się produktem wysoce problematycznym, zarówno dla kredytobiorców, jak i dla banków.

Dodatkowo pandemia zwiększa ryzyko ograniczenia zarobków kredytobiorców, co może doprowadzić do problemów ze spłatą rat. Dla banków natomiast, przy wysokim obecnie obciążeniu sektora, niemal zerowych stopach procentowych, a także inflacji, widmo recesji oznacza pogłębienie się negatywnego wpływu na jakość całego portfela kredytowego, zwłaszcza kredytów hipotecznych. Weszliśmy więc w okres, w którym problem frankowy – tak skrzętnie zamiatany przez ostatnie lata pod dywan – zaczyna odbijać się poważną czkawką dla Kowalskiego, sektora bankowego, a także dla… całego państwa. I ten stan, w obliczu kryzysu gospodarczego, będzie się coraz bardziej pogłębiał.
Dlaczego państwo powinno zaangażować się w rozwiązanie problemu kredytów frankowych? Wystarczy spojrzeć na dwa główne powody. Po pierwsze – nie trzeba być prawnikiem, by zauważyć coraz większą liczbę sądowych spraw frankowych. Kredytobiorcy, będąc przez cały czas pod wpływem agresywnej kampanii kancelarii prawnych i odszkodowawczych, uwierzyli, że sądy zwolnią ich z zadłużenia, a co więcej, że w wyniku wzajemnych rozliczeń, niesymetrycznych okresów przedawnienia roszczeń, ich dług zostanie znacznie zredukowany, nawet do zera. Z kolei banki zdają się nie przejmować sytuacją, chociaż obciążenia regulacyjne dla kredytów walutowych generują im duże i zupełnie niepotrzebne koszty, co w sytuacji recesji nabiera jeszcze większego znaczenia.
Być może mają rację, bo tradycyjnie słabo wydolny polski system sądownictwa padnie pod ciężarem tysięcy pozwów, a rozpatrzenie każdego z nich wymagać będzie indywidualnego podejścia. Każdy kredyt bowiem, każdy przypadek, będzie inny i sami prawnicy mówią, że nie da się tu zastosować standardowego podejścia. Ponadto uważna lektura orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz słynnej dyrektywy 93/13/EWG wraz z załącznikiem nakazywałaby ostudzić nadmierny entuzjazm, jaki demonstrują kredytobiorcy i ich kancelarie prawne. I wreszcie, już w marcu, w sądach warszawskich rozprawy dotyczące kredytów w CHF stanowiły drugą po rozwodach kategorię spraw, a ten tłok pogłębi jeszcze wymuszoną pandemią przerwę w funkcjonowaniu całej machiny sądowniczej.
Dodatkowo saga związana z procesami sądowymi zaczyna wzbogacać się o nowy wątek. Prezes PKO BP poinformował niedawno, że bank otrzymał pierwszy pozew kwestionujący funkcjonowanie kredytu hipotecznego w złotych. Jak nieoficjalnie podaje jedno z mediów, sprawa dotyczy klienta, który podważa umowę pod względem braku informacji dotyczących sposobu ustalania stawki WIBOR 3M.
Istnieje też drugi, znacznie istotniejszy powód, dla którego w interesie państwa leży skuteczne włączenie się w proces rozwiązania problemu kredytów frankowych. Gdyby sądy zaczęły zasądzać na rzecz kredytobiorców żądane przez nich kwoty, bardzo szybko okazałoby się, że wyroki te niebezpiecznie osłabiają system bankowy, zagrażając jego stabilności. Tymczasem wszelkie światowe instytucje oceniające szanse poszczególnych krajów na wyjście z załamania gospodarki zwracają baczną uwagę na odporność systemu bankowego, bez którego nie ma szans powrotu do stanu sprzed pandemii.
Do powyższych powodów dochodzi jeszcze logika rozumiana jako ciągłość odpowiedzialności władz za wcześniej podejmowane decyzje. Trzeba bowiem pamiętać, że przygotowywana w latach 2005‒2007 wprowadzająca ostrzejsze zasady udzielania kredytów walutowych rekomendacja S, mimo poparcia ze strony nadzoru, banku centralnego oraz Związku Banków Polskich, była bardzo mocno atakowana przez instytucje państwa oraz niektóre media. Stawano w roli obrońcy uboższych kredytobiorców, których stać na zakup mieszkań wyłącznie dzięki kredytom walutowym. Gdyby nie ta dezorientacja, zapewne część obecnie pokrzywdzonych zaciągnęłaby kredyty w złotych.
Odpowiedzialność państwa w tej sprawie zaczynają zauważać frankowicze, którzy niedawno złożyli pozew przeciwko Skarbowi Państwa. Według nich, mimo dostrzeganej potrzeby ograniczenia sprzedaży kredytów i pożyczek objętych ryzykiem walutowym oraz wielokrotnie docierających do strony pozwanej sygnałów i ostrzeżeń na temat niebezpieczeństw wynikających z takich umów dla konsumentów, organy administracji państwowej nie podjęły żadnych skutecznych działań interwencyjnych, ostrzegawczych albo chociaż informacyjnych.
Powyższa konstatacja dowodzi, iż współpraca z bankami i kredytobiorcami przy tworzeniu warunków do skutecznej likwidacji portfela kredytów walutowych jest w żywotnym interesie państwa. Po pierwsze, kłótnie i procesy straciłyby rację bytu. Po drugie, wypracowany przez obie strony (a dokładnie trzy strony) mechanizm dotyczyłby wszystkich kredytobiorców w taki sam sposób. Odciążone zostałyby sądy. Ale przede wszystkim państwo byłoby zainteresowane takim rozwiązaniem, przy którym znika zagrożenie stabilności systemu bankowego. Bo jeśli tego nie dopilnuje, koszty ratowania sektora bankowego musiałyby być pokryte przez państwo właśnie.

Trzeba pamiętać, że wprowadzająca ostrzejsze zasady udzielania kredytów walutowych rekomendacja S, mimo poparcia ze strony nadzoru, banku centralnego oraz Związku Banków Polskich, była bardzo mocno atakowana przez instytucje państwa