W kredytach konsumpcyjnych kwarantanna oznacza 40-proc. spadek popytu. W hipotekach – 20-proc.
Sprzedaż kredytów konsumpcyjnych / DGP
– W trzecim tygodniu marca, tj. w okresie od 15 do 21 marca 2020 r., liczba zapytań o kredytowe produkty detaliczne (kredyty ratalne, kredyty gotówkowe, limity kredytowe, karty kredytowe) była o 43 proc. mniejsza niż w analogicznym tygodniu ubiegłego roku. Spada więc popyt na kredyty finansujące konsumpcję – informuje Waldemar Rogowski, główny analityk Biura Informacji Kredytowej.
BIK co miesiąc podaje informacje na temat wartości i liczby sprzedanych kredytów i pożyczek zrealizowanych przez współpracujące z biurem banki, SKOK-i i firmy pożyczkowe. Tym razem dane dotyczą „zapytań”, czyli momentu, w którym kredytodawcy sprawdzają zdolność do spłaty pożyczki ze strony potencjalnego klienta. I mogą zrezygnować z umowy.
W przypadku kredytów hipotecznych liczba zapytań była o 19,9 proc. mniejsza niż w tym samym tygodniu poprzedniego roku.
Mniejsza sprzedaż kredytów na konsumpcję nie zaskakuje Waldemara Rogowskiego. Tłumaczy, że w obecnej sytuacji wydajemy głównie na zaspokojenie podstawowych potrzeb, kosztem konsumpcji dóbr wyższego rzędu. Zakupy robimy głównie w sklepach spożywczych i aptekach. – Rośnie niepewność dochodów uzyskiwanych przez przedsiębiorców i wynagrodzeń przez pracowników, co nie sprzyja bieżącej konsumpcji, a w szczególności finansowanej na kredyt. Tym bardziej że z kredytu detalicznego często korzysta konsument o dochodzie rozporządzalnym bardziej podatnym na spadek w spowolnieniu gospodarczym – wskazuje analityk. – W związku z „lockdownem” mocno ograniczona jest strona podażowa, m.in. zamknięte są centra handlowe, a rynek e-commerce nie jest w stanie w całości przejąć tradycyjnego handlu, co znacząco obniża skalę zakupów – tłumaczy Waldemar Rogowski.
Wpływ na skalę spadku w kredytach konsumpcyjnych mają też inne czynniki. Przede wszystkim to, że ten rynek hamował już wcześniej. Najpierw w firmach pożyczkowych. Pod koniec ubiegłego roku do tego trendu dołączyły banki, w które mocno uderzyło orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczące zwrotu części prowizji przy przedterminowej spłacie kredytu.
Dalszego spowolnienia można się spodziewać w najbliższych tygodniach. Znów – nie tylko z powodu mniejszego popytu ze względu na ograniczenie aktywności konsumentów, ale też ze względów regulacyjnych. W ramach przepisów wprowadzających „tarczę antykryzysową” Sejm przyjął nowe regulacje zmniejszające dopuszczalną wysokość kosztów pozaodsetkowych kredytu konsumenckiego. Zgłoszony przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów pomysł został skrytykowany zarówno przez banki, jak i przez branżę pożyczkową.
– Prezes UOKiK, argumentując propozycję obniżenia limitu kosztów pozaodsetkowych, koncentruje się wyłącznie na kosztach ponoszonych przez klientów, ale nie uwzględnia kosztów, jakie ponoszą firmy pożyczkowe. A na te składają się chociażby koszt pozyskania kapitału, koszty operacyjne czy wreszcie koszt ryzyka, które w czasie kryzysu istotnie się zwiększa – mówi Agnieszka Wachnicka, prezes Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego. Przepis dotyczący kosztów pozaodsetkowych ma obowiązywać przez rok.
W hipotekach również można spodziewać się osłabienia sprzedaży wynikającego z ostrożności samych banków. Jak mocno w gospodarkę uderzą działania, które mają na celu zapobieganie rozprzestrzenianiu się koronawirusa – nie wiadomo. Można się jednak spodziewać, że jednym z segmentów, które zostaną mocno dotknięte ich efektami, będzie rynek nieruchomości. I niektóre instytucje już zapowiadają ograniczenie dostępności do kredytów na mieszkania. Na przykład PKO BP, jak wynika z nieoficjalnych informacji od pośredników, od kwietnia obniża dopuszczalny poziom kredytowania do 80 proc. wartości zabezpieczenia (do tej pory było to 90 proc.). Będzie wymagał co najmniej 20-proc. wkładu własnego (dwa razy większego niż dotychczas).
Kryzys dotyka nie tylko klientów „kredytowych”. Po ostatniej obniżce stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego ci, którzy mają nadwyżki wolnych środków, muszą się liczyć z mniejszym oprocentowaniem depozytów. Na przykład Santander Bank Polska informuje na swojej stronie internetowej, że obniżył oprocentowanie standardowych lokat do… 0,01 proc. w skali roku (banki posługują się określeniem p.a. – per annum). Niezależnie od tego, czy depozyt jest składany na trzy miesiące, czy na dwa lata. W innych dużych bankach stawki również są niskie, choć nie aż tak. W Pekao 0,1 proc. p.a. dają zwykłe lokaty od miesiąca do trzech miesięcy, a te od roku do trzech lat: 0,3 proc. W PKO BP lokata miesięczna pozwala zarobić 0,3 proc. p.a., a najdłuższa – roczna: 0,6 proc. p.a. (otwierane przez internet dają 0,3 pkt proc. więcej).
Banki zapowiadają ograniczenie dostępności kredytów na mieszkania