Zawieszenie przez brytyjski nadzór firmy ePayments pokazuje, że takie usługi powinny być wykorzystywane do obracania małymi sumami.
Niedawno brytyjski organ nadzoru finansowego (FCA) skontrolował działanie platformy płatniczej ePayments pod kątem prania pieniędzy (Anti-Money Laundering – AML). W efekcie firma została nagle zmuszona poinformować klientów, że blokuje ich konta. Środki około miliona osób zostały zamrożone i nie mogą one dokonywać żadnych operacji. Platforma zapewnia jedynie, że pieniądze są bezpieczne.
ePayments skorzystał z zapisów przewidzianych w regulaminie. Firma w każdej chwili mogła zawiesić możliwość korzystania ze swoich usług bądź rozwiązać umowę m.in. w przypadku polecenia sądu, organu regulacyjnego czy podatkowego. Według przyjętych przez nią wewnętrznych przepisów do zamrożenia konta wystarczy nawet „uzasadniona wiara, że aktywność klienta może spowodować szkody dla dobrej woli bądź reputacji firmy”.
Takie ryzyko nie dotyczyło jedynie ePayments. Podobne platformy płatnicze również zastrzegają w swoich regulaminach możliwość nierealizowania zleceń w przypadku otrzymania analogicznej decyzji nadzoru. – To standardowo zamieszczane klauzule, więc samo szczegółowe czytanie regulaminów nie ustrzeże nas od problemów – stwierdza dr Michał Mostowik, adwokat z kancelarii DLK Legal. Jak dodaje, polska ustawa o usługach płatniczych również wskazuje na taką możliwość – w art. 149 wyłącza odpowiedzialność dostawcy usług za niewykonanie operacji w przypadku siły wyższej lub gdy wynika to z przepisów.
Nie wiadomo, jak długo potrwa brytyjska procedura sprawdzająca ePayments. Tamtejszy nadzór odmówił komentarza na ten temat. W 2019 r. FCA podjęło podobną interwencję wobec Ipagoo (firma oferowała aplikację i konta dla kilku walut), bliźniacza sytuacja zdarzyła się również na Litwie. Jak dotąd nie miały jednak tak wielkiej skali.
– Działania FCA mogą się przeciągnąć nawet do kilku miesięcy. Po takim czasie reputacja fintechu będzie zdruzgotana, a zaufanie klientów ekstremalnie trudne do odzyskania – ocenia Łukasz Piechowiak, redaktor naczelny Fintek.pl.

KNF nie może pomóc

Jak podkreśla Michał Mostowik, podobne zamrożenie kont użytkowników w takiej skali w polskich warunkach byłoby niemożliwe. – Generalny inspektor informacji finansowej ma prawo zablokować rachunki, jednak, po pierwsze, tylko te, które mogą być zaangażowane w proceder prania brudnych pieniędzy, a po drugie, może to zrobić jedynie na 96 godzin. Przedłużyć ten czas może dopiero prokurator – wskazuje ekspert.
Komisja Nadzoru Finansowego reaguje bardziej powściągliwie od brytyjskiego organu. Przykładem mogą być podjęte w ubiegłym tygodniu kroki w sprawie biura usług płatniczych Super Tourist. W tym przypadku urząd zabronił firmie przyjmowania nowych środków do czasu realizacji zaległych transakcji i zalecił zgłaszanie szkód do ubezpieczyciela. W tej sprawie nie pojawił się jednak zarzut niewykonywania przepisów AML.
W ramach swobody świadczenia usług zagraniczne firmy, z których korzystają również polscy klienci, podlegają nadzorowi organów państw, w których zostały zarejestrowane i otrzymały zezwolenie na działalność. Korzystają z paszportu europejskiego i nie muszą już występować o zgodę do innych państw. A to oznacza, że KNF nie może pomóc Polakom, których środki zostały zablokowane. Rzecznik finansowy (RF) również nie jest w stanie nic zrobić.
– Nie jest to podmiot rynku finansowego w rozumieniu „ustawy reklamacyjnej” i brzmienia ustawy o usługach płatniczych – tłumaczy Marcin Jaworski z Biura RF.
Polskim organom pozostają zatem działania miękkie i nieformalne. – KNF wystosował zapytanie do FCA w celu uzyskania informacji na temat działań brytyjskiego organu nadzoru dotyczących tego podmiotu – informuje rzecznik komisji Jacek Barszczewski.

Konta nie dla dużych sum

Jak zatem wystrzec się podobnych problemów w przyszłości? Standardowym działaniem jest sprawdzenie wiarygodności podmiotu. W przypadku ePayments to jednak nie pomogło. Firma podlegała nadzorowi, uzyskała wszelkie potrzebne licencje, a na rynku działała od 2014 r.
– Klienci też muszą uważnie śledzić rynek i firmy fintech, z których korzystają – w większości przypadków da się dzięki temu przewidzieć potencjalne ryzyko, w tym dotrzeć do ostrzeżeń nadzorcy rynku lub innych sygnałów o nieprawidłowościach. Korzystanie z takich platform obarczone jest różnym stopniem ryzyka, czasem zdarzają się problemy. Pamiętajmy o tym, że nadzór jest od tego, by klienci właśnie nie tracili pieniędzy – ocenia Łukasz Piechowiak.
Eksperci zaznaczają, że zdecydowana większość platform nie ma problemów z istniejącymi regulacjami, a środki ulokowane na nich są bezpieczne. Doradzają jednak, by przede wszystkim nie traktować takich kont tak jak bankowych – nie przetrzymywać na nich zbyt dużych sum, najlepiej wpłacać środki tuż przed dokonaniem zakupu, a ewentualne nadwyżki na bieżąco wypłacać. Do przelewów dużych kwot najlepiej też wykorzystywać tradycyjne instytucje bankowe.