Koreański koncern KHNP ma być zaangażowany w budowę elektrowni atomowej w Koninie we współpracy z Polską Grupą Energetyczną (PGE) i Zespołem Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (ZE PAK). Trudno jednak się spodziewać, by wizyta Dudy w Seulu przyniosła przełom. – Więcej do powiedzenia ma tu premier – ocenia Adam Błażowski, wiceprezes Fota4 Climate i ekspert od energetyki jądrowej.
– Z jednej strony projekt konińskiego projektu został zawarty w Krajowym planie na rzecz energii i klimatu – to dobra wiadomość, ale tak naprawdę nie jest on niepewny. Mówi się, że jest to projekt czysto biznesowy, ale mamy też do czynienia ze sporami właścicielskimi po stronie ZE PAK. To nie pomaga całemu przedsięwzięciu – uważa ekspert.
Dla Polskiej Grupy Energetycznej ten projekt jądrowy jest szansą, by dalej liczyć się na rynku. – Po ewentualnym wydzieleniu aktywów węglowych z największego polskiego koncernu energetycznego może stać się mniejszym od ZE PAK. Dlatego z punktu widzenia ich strategii musi się zaangażować w atom – mówi.
Wiceminister aktywów państwowych Robert Kropiwnicki odniósł się do senackiej interpelacji ws. zaangażowania PGE w koniński atom: „proces przygotowania i budowy elektrowni jądrowej wymaga przeprowadzenia szerokiego spektrum badań terenowych na lokalizacji, na które składają się w szczególności badania geologiczne, inwentaryzacja przyrodnicza, ciągły monitoring stanu środowiska (np. sejsmiczny, meteorologiczny, hydrologiczny, hydrogeologiczny)”. „Dodatkowo, na podstawie uzyskanych wyników z badania lokalizacji, wymagane jest przeprowadzenie wielu skomplikowanych analiz technicznych (zarówno dla samej elektrowni jądrowej jak również infrastruktury towarzyszącej) w tym również modelowań, np. rozprzestrzeniania się radionuklidów czy też studium chłodzenia, transportu gabarytów ponadnormatywnych” – przekazał wiceminister Kropiwnicki. Dopiero otrzymane wyniki stanowić mogą podstawę do przygotowania dokumentacji, na podstawie której uzyskiwane są poszczególne pozwolenia i zezwolenia w procesie inwestycyjnym. „Równolegle, niezbędne jest przygotowanie studium wykonalności' – podaje wiceminister aktywów państwowych.
Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operator krajowego systemu przesyłowego energii elektrycznej, na razie nie skupia się na konińskim projekcie, bo „nie wpłynął do niego żaden wniosek o wydanie warunków przyłączenia dla dużych bloków jądrowych innych niż te powstające w ramach tzw. pierwszej lokalizacji”. Głównym zmartwieniem operatora jest zresztą to, ile mocy dyspozycyjnych, czyli niezależnych od pogody, zostanie włączonych do systemu w ciągu pięciu–sześciu lat. Tymczasem dokładny harmonogram konińskiego projektu wciąż nie jest znany. Jeśli chodzi o atom, w planach rozwoju sieci poważnie brany jest więc pod uwagę jest tylko projekt na Pomorzu.
Mimo to władze Konina patrzą na prywatny projekt jądrowy z nadzieją, ale jednocześnie z rezerwą. Paweł Adamów, zastępca prezydenta miasta ds. gospodarczych, zauważa w rozmowie z DGP, że zmiana rządu oznacza dla projektu koreańskiego atomu w Koninie nowe otwarcie. – Poprzedni rząd, kończąc swoją kadencję, wygłaszał w tej sprawie wiele deklaracji, czego nie może robić nowy rząd, który ma całą kadencję przed sobą – ocenia.
Władze miasta są w stałym kontakcie ze stroną koreańską. – Często spotykamy się z przedstawicielami spółki, wspólnie organizujemy warsztaty dla mieszkańców. Koreańczycy podeszli do projektu bardzo odpowiedzialnie. Nasza społeczność lokalna pozytywnie podchodzi do samego pomysłu budowy elektrowni jądrowej i współpracy z KHNP. Póki co Polska Grupa Energetyczna wstrzymała się z deklaracjami, natomiast spółka PGE ZE PAK Elektrownie Jądrowe cały czas działa, są tam zatrudnieni specjaliści i menedżerowie, którzy pracowali przy projekcie na Pomorzu. Temat nie umarł – zapewnia Paweł Adamów. ©℗
Głównym zmartwieniem PSE jest to, ile mocy niezależnych od pogody zostanie włączonych do systemu w ciągu pięciu–sześciu lat