- Perspektywa ewentualnego wycofania dotacji dla pieców gazowych wywołuje niezadowolenie i niepewność - mówi Dorota Zawadzka-Stępniak prezes Zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).
Dorota Zawadzka-Stępniak: Proszę o to pytać moich poprzedników. Oczywiście pamiętam obietnice poprzedniego rządu, jednak w żadnych dokumentach nie wskazano, jak miałby wyglądać montaż finansowy tego programu. Myślę, że nikt takiego biznesplanu nie przygotował.
Pracujemy jednak nad tym, żeby znaleźć nowe źródła finansowania programu i zapewnić stabilność finansową m.in. z wykorzystaniem środków unijnych w ramach programu FEnIKS. Jesteśmy operatorem Funduszu Modernizacyjnego, a w Ministerstwie Klimatu i Środowiska trwają prace nad zmianą ustawy o systemie handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych (ETS), dzięki której ma powstać Fundusz Transformacyjny. W ramach Europejskiego Zielonego Ładu powstanie z kolei Społeczny Fundusz Klimatyczny, który ma pomóc krajom takim jak Polska w transformacji. Potencjalnych źródeł jest więc dużo, ale nie mamy jeszcze gotowego planu na to, skąd wziąć 90 mld zł. To bardzo ambitne zadanie, biorąc pod uwagę wielkość tej kwoty.
Od samego początku tego programu nie było zapewnionego stabilnego i długoterminowego źródła jego finansowania. Z tego wynikał problem z wypłatą pieniędzy pod koniec poprzedniego i na początku tego roku.
Środki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), które wspierają nas w realizacji programu, nie są optymalnym źródłem finansowania – nie jesteśmy w stanie dokładnie powiedzieć, kiedy konkretna zaliczka zostanie nam wypłacona.
Chcemy wykorzystać środki unijne z programu FEnIKS, czyli funduszy europejskich na infrastrukturę, klimat i środowisko. W ramach tego programu budżet programu „Czyste powietrze” będzie zasilony kwotą 6,4 mld zł oraz rezerwą o wartości 1,4 mld zł. Planujemy, żeby wszystkie wnioski złożone po 22 kwietnia br. były finansowane już z tego programu. To zapewni jasną sytuację dla wszystkich nowych osób składających wnioski.
Ta kwota zmienia się codziennie i zależy od tego, czy mówimy o zaległościach NFOŚiGW w stosunku do wojewódzkich funduszy ochrony środowiska (WFOŚiGW), które odpowiadają za dalszą dystrybucję środków, czy o zaległościach WFOŚiGW w wypłatach dla beneficjentów końcowych. Na 12 kwietnia br. NFOŚiGW nie miał zaległości w stosunku do wojewódzkich funduszy, jednak przez cały czas spływają do nas kolejne wnioski. Z kolei wobec beneficjentów końcowych wojewódzkie fundusze miały 250 mln zł zaległości na 5 kwietnia br.
Od początku roku podjęliśmy działania, żeby usprawnić ten proces. Przeznaczyliśmy na ten cel ponad 860 mln zł z KPO i 397 mln zł z budżetu NFOŚiGW. W ostatnich trzech tygodniach do wojewódzkich funduszy trafiło 335 mln zł. Teraz przygotowujemy kolejną płatność na 185 mln zł. Czekamy na kolejną zaliczkę z KPO. Naszym priorytetem jest możliwie szybkie rozliczenie zaległości.
Program jeszcze nie uległ zmianie w tym zakresie, ale rozważamy taką opcję. Dla mnie najważniejsze jest to, żebyśmy jako instytucja kreująca zmiany na rynku odpowiadali na wyzwania wynikające z legislacji polskiej i unijnej. Biorąc pod uwagę daty wynikające z unijnych aktów prawnych (w tym dyrektywy EPBD), decyzja o dalszym dofinansowaniu pieców gazowych będzie musiała zostać podjęta w 2024 r. Zdajemy sobie sprawę, że perspektywa ewentualnego wycofania dotacji dla pieców gazowych wywołuje niezadowolenie i niepewność zarówno wśród producentów kotłów gazowych, jak i ich użytkowników. Musimy jednak zastanowić się, czy jest sens finansować technologię, która od lat jest określona jako ta, od której będziemy odchodzić – czy nie lepiej skupić się na rozwiązaniach, które mają przyszłość. Kotły gazowe stanowią 35,5 proc. źródeł ciepła wskazywanych jako docelowe we wnioskach o dofinansowanie, co przekłada się na ponad 242 tys. sztuk od początku realizacji programu.
Wykorzystanie biomasy oznacza spalanie paliwa, czyli emisje zanieczyszczeń. Nie nazwałabym ich więc innowacyjnym źródłem, mimo że kotły nowej generacji są bardziej efektywne.
Myślę, że popularność kotłów na biomasę wynika z tego, że mieszkańcy poszukują alternatyw do pomp ciepła i pieców gazowych. W programie nie wskazujemy najlepszego źródła, wyboru dokonuje beneficjent. Z naszej perspektywy dla rynku korzystna jest dywersyfikacja rodzajów technologii. Nie istnieje jedno idealne rozwiązanie – wszystko zależy od miejsca zamieszkania i lokalnych uwarunkowań oraz od rodzaju i stanu technicznego budynku. Argumentem może być też dostępność urządzeń. Mamy w tym zakresie technologie polskie, więc narodowy łańcuch dostaw także może mieć znaczenie, choć oczywiście polskie firmy produkują też pompy ciepła, które nie powodują emisji.
Popularność biomasy może wynikać też z negatywnych doniesień o kosztach związanych z użytkowaniem pomp ciepła, które zaobserwowałam w ostatnim czasie. Część z pojawiających się w mediach informacji nie była jednak jednoznaczna, ponieważ pompy ciepła mają różną jakość i efektywność. Powinniśmy jasno mówić, że obniżka rachunków przez pompę ciepła jest możliwa tylko dla odpowiednio ocieplonych budynków, a rachunek jest jeszcze lepszy przy instalacji fotowoltaiki. Takiej kompleksowej rady często brakowało w ostatnich latach.
W tym roku chcemy wprowadzić takie zmiany w programie „Czyste powietrze”, żeby przy wymianie źródła ciepła w pierwszej kolejności wspierać termomodernizację. Chodzi o to, żeby nie finansować urządzenia, które jest niedostosowane pod względem wielkości czy typu do zapotrzebowania na energię cieplną budynku, który przez brak termomodernizacji generuje wysokie straty energii. Dysponujemy środkami publicznymi, które powinniśmy wydawać w sposób jak najbardziej efektywny. W przypadku programu „Czyste powietrze” mam spore wątpliwości, czy do tej pory tak było – jeśli mieszkaniec chciał wymienić źródło ciepła, to mógł to zrobić niezależnie od tego, jaki był stan jego budynku.
W zeszłym tygodniu mieliśmy długą dyskusję na ten temat. Na razie zdania są podzielone, pracujemy nad zapisami, które to przesądzą. Chciałabym jednak, żeby program jednoznacznie motywował do kompleksowej, głębokiej termomodernizacji. Nie powinniśmy przeznaczać środków publicznych na inwestycje, które wpędzają mieszkańców w nadmierne koszty ogrzewania – szczególnie w momencie, w którym w wielu regionach Polski mamy do czynienia ze zjawiskiem ubóstwa energetycznego, czyli ludzi nie stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb energetycznych.
Mamy pewne spostrzeżenia, jak to może wpłynąć na rynek, ale nie chcemy tego ogłaszać i spekulować, ile urządzenia o określonych parametrach powinny kosztować.
Chcemy, żeby pieniądze były wydatkowane tylko na te pompy, które są efektywne. Dlatego wpisanie urządzenia na listę ZUM wymaga wykonania badania w akredytowanym laboratorium, co potwierdzi jego jakość. Z naszego doświadczenia wynika, że na rynku były pompy, które nie spełniały żadnych wymagań technicznych i narażały mieszkańców na bardzo wysokie koszty eksploatacji. Zmiany zostały wypracowane drogą pewnego konsensusu z izbami producentów i importerów urządzeń, choć oczywiście na rynku są też grupy, które nie zgadzają się z tymi zmianami.
Tak. Nie chcemy jednak rezygnować z takiej listy ani ze sposobu, w jaki urządzenia mogą się na nią dostać. Robimy to, aby chronić obywatelki i obywateli przed złymi inwestycjami i w celu jak najlepszego wydatkowania pieniędzy publicznych, którymi dysponujemy.
Na budżet programu „Mój prąd” należy patrzeć całościowo, gdyż były to środki przeznaczone na lata 2021 –2023, w łącznej kwocie ok. 2 mld zł. Środki na ten cel były przesuwane pomiędzy naborami, tak aby zapewnić płynność finansowania i efektywność ich wydatkowania. Budżet wynika przede wszystkim z dostępnych źródeł finansowania programu zobowiązania wieloletniego „OZE i efektywność energetyczna”, a następnie podlegały lub będą podlegać refundacji ze środków unijnych, tj. POIiŚ 2014–2020 czy FEnIKS 2021–2027. Obecnie pracujemy nad pozyskaniem środków w ramach FEnIKS, jako że nasze krajowe są dość ograniczone.
Należy mieć na uwadze, że obecnie priorytetem jest ocena ponad 32 tys. wnios ków, które czekają do podjęcia do rozpatrzenia z piątej edycji programu. Chcemy je jak najszybciej ocenić, żeby pieniądze popłynęły do beneficjentów. Dopiero wtedy planujemy wystartować z szóstą edycją – wbrew różnym informacjom, które pojawiają się na rynku, nie będzie to więc w II kw.
Raczej w III lub IV.
Jest to program, który będzie finansowany z Funduszu Modernizacyjnego, którego jesteśmy operatorem. To środki, które są sprzedawane przez Europejski Bank Inwestycyjny na aukcji. Program „Moja elektrownia wiatrowa” został przez EBI zaakceptowany, a z rynku otrzymywaliśmy sygnały o potrzebie stworzenia alternatywy dla programów wspierających inne źródła energii, takie jak fotowoltaika.
Mamy świadomość tego, że jest to program prekursorski. Programy NFOŚiGW często tworzą nowe rynki i stanowią bodziec do rozwoju nowych obszarów. Ważne w tym przypadku jest wpływanie w ten sposób na lokalny rynek dostaw, jako że wykonawcami instalacji będą w większości małe polskie firmy. ©℗