Ograniczenia produkcji mogłyby być mniejsze, gdyby nie dominujące w systemie elektrownie węglowe.
Polskie Sieci Energetyczne – operator sieci przesyłowej – już po raz drugi w ostatnim czasie zaleciły ograniczenie pracy instalacji fotowoltaicznych. W efekcie zrobiło się głośno o instrumentach nierynkowej redyspozycji mocy. Na czym polega to zjawisko? Chodzi o nadwyżki prądu produkowanego w sprzyjających warunkach pogodowych przez źródła słoneczne i wiatrowe, na które nie ma zapotrzebowania w kraju, a jednocześnie nie są ich w stanie przyjąć kraje sąsiednie. W rezultacie operator jest zmuszony interweniować i nakazuje wytwórcom zawodowym wstrzymanie produkcji. Dwa komunikowane ostatnio zarządzenia PSE oznaczały wypadnięcie z systemu prawie 18 GWh dostępnej energii elektrycznej.
Jak zauważa Międzynarodowa Agencja Energii, częstotliwość zjawiska rośnie w wielu gospodarkach wraz ze wzrostem znaczenia źródeł zależnych od pogody w miksach wytwórczych. Szczególnie tam, gdzie za rozwojem farm wiatrowych i fotowoltaiki nie nadążają inwestycje w sieci elektroenergetyczne, magazyny i rozwój narzędzi zwiększania elastyczności systemu. Siłę korelacji między stanem sieci a redukcjami pracy OZE najlepiej ilustruje przypadek Chin, gdzie uruchomienie wielkich inwestycji w infrastrukturę przesyłową i dystrybucyjną – o wartości dziesiątek miliardów dolarów rocznie – pozwoliło obniżyć w ciągu dekady skalę zarządzanych wyłączeń z ok. 16 proc. do niecałych 3 proc. rocznej generacji źródeł pogodozależnych. A wszystko to w okresie bezprecedensowej rozbudowy OZE.
W tym samym czasie w Państwie Środka przyłączono do sieci ponad 300 GW mocy wiatrowych i ponad 385 GW słonecznych, zwiększając ich łączny potencjał 10-krotnie. Ich udział w miksie sięgnął 13,5 proc. w porównaniu z 2 proc. w 2012 r. Na tym tle skala zjawiska redukcji pracy OZE w Polsce była do niedawna marginalna. Szacunki mówią, że w 2022 r. było to zaledwie kilka setnych procenta rocznej produkcji źródeł pogodozależnych. Ich częstotliwość rośnie jednak wraz z rozwojem fotowoltaiki. Zarazem ograniczenia produkcji mogłyby być mniejsze, gdyby nie mało elastyczny charakter dominujących wciąż w systemie elektrowni węglowych. W rezultacie tylko dwie tegoroczne interwencje operatorskie przyniosły wynik już o rząd wielkości wyższy.
Co warto podkreślić, zarządzenia PSE nie dotyczą instalacji prosumenckich, w tym przydomowych paneli słonecznych, tylko profesjonalnych farm OZE. W przypadku tych pierwszych możliwość sterowania przez operatora pojawia się dopiero wtedy, gdy zostaną przekroczone określone parametry napięcia dla sieci. Z punktu widzenia producentów energii konieczność zahamowania produkcji może się jawić jako strata. A z punktu widzenia konsumentów – jako marnotrawstwo taniej energii, która mogłaby trwale obniżyć ceny rynkowe. Dla systemu elektroenergetycznego wyłączenia to ostateczność, ale także niezbędne narzędzie pozwalające na stabilizację sieci w interesie wszystkich użytkowników.
Skalę ograniczeń wymuszanych przez operatora zmniejszą najprawdopodobniej czekające na wejście w życie zmiany przepisów, które odbiorą wytwórcom możliwość ubiegania się o rekompensaty wyliczane na podstawie rynkowej wartości energii. Jak słyszymy od osoby związanej z operatorem sieci, obecnie wypłacane z tego tytułu kwoty mogą sięgać dziesiątek milionów złotych rocznie. Z punktu widzenia kosztów całego systemu to niewiele, ale procedury związane z rozliczeniami są uciążliwe dla PSE. I – jak przekonuje nasz rozmówca – nie mają sensu.
– Operator nie musiałby interweniować, gdyby po prostu regulował to rynek. Cena energii powinna spadać wraz z zapotrzebowaniem w systemie, a w ekstremalnych przypadkach to jej wytwórca powinien dopłacać do możliwości kontynuowania produkcji. To działałoby jako zachęta, by się samoograniczyć – tłumaczy. Problem nadwyżek mają docelowo rozwiązać wodór i magazyny energii. Do ograniczenia marnotrawstwa mają też przyczynić się instrumenty rynkowe, takie jak elastyczne ceny, które będą zachęcać do zwiększania zużycia energii w okresach jej największej dostępności i do obniżania w momentach niedoborów. Ale zdaniem wielu ekspertów nie ma na razie technologii ani regulacji, które w systemach zdominowanych przez OZE w pełni wyeliminowałyby systemowe ograniczenia produkcji. ©℗