Omówiony wczoraj w DGP projekt Krajowego planu na rzecz energii i klimatu (KPEiK) zakłada zwiększenie tempa transformacji. Wśród ekspertów już pojawiają się jednak wątpliwości, czy zmiany idą wystarczająco daleko.
Jak wynika z nieformalnych deklaracji płynących z resortu klimatu, dokument ma wstępny charakter. Zawiera też tylko jeden z dwóch scenariuszy prognostycznych przewidzianych w unijnych regulacjach – ten bardziej zachowawczy, oparty na kontynuacji istniejących krajowych regulacji i trendów. Jak pisaliśmy wczoraj, dokument ma wydźwięk konserwatywny. Wprost artykułuje wątpliwości, czy cele UE na 2030 r. – m.in. w sektorach transportu i budynków – będą dla Polski możliwe do zrealizowania. Może to dziwić tym bardziej, że za politykę energetyczną odpowiada w kierownictwie resortu reprezentująca Zielonych Urszula Zielińska.
W toku dalszych prac, które, jak słyszymy, mogą potrwać do czerwca, projekt powinien zostać uzupełniony o drugą, bardziej ambitną wizję transformacji. Jak przyznano już we wstępie do przekazanych Brukseli materiałów, dopiero w tym scenariuszu zostaną w pełni uwzględnione cele i zobowiązania wynikające z pakietu Fit for 55. Równolegle otrzymany projekt będzie analizować KE, która sformułuje na tej podstawie swoje rekomendacje dla Warszawy.
Dopiero uzupełniony dokument – którego zapewne nie poznamy przed zakończeniem sezonu wyborczego – określi rzeczywiste ramy polityki energetycznej rządu Donalda Tuska. Jeśli zaś wziąć pod uwagę to, że znaczna część unijnych planów na 2030 r. ma już charakter wiążącego prawa, można się zastanawiać, na ile rzetelnie ten pierwszy filar KPEiK oddaje nasz dzisiejszy punkt wyjścia.
Odświeżone plany klimatyczne państwa UE miały pokazać komisarzom do czerwca 2023 r. W związku z wewnętrznymi sporami o stosunek do Europejskiego Zielonego Ładu w rządzie Mateusza Morawieckiego w naszym przypadku tak się jednak nie stało.
KPEiK świadczy o tym, że nawet konserwatywny wariant planów rządu Donalda Tuska idzie dalej niż niedoszła korekta kursu poprzedników. Ale zalążek planu jest daleki od oczekiwań wyborców wypatrujących zielonego przyspieszenia. Dość powiedzieć, że rząd proponuje podniesienie krajowego celu redukcji gazów cieplarnianych na 2030 r., zapisanego w formalnie obowiązującej wciąż polityce energetycznej z 2021 r., o zaledwie 5 pkt proc. Przed październikowymi wyborami Koalicja Obywatelska zapowiadała strategię, która umożliwiłaby w tej dekadzie obniżenie emisji o 75 proc. Polska 2050 mówiła o 45 proc. ©℗