Rząd pracuje nad przyspieszeniem procesu wydawania pozwoleń. Trzeba nadrobić poślizg wynikający z zablokowania unijnych pieniędzy.
Wstępna wersja aktualizacji Krajowego planu na rzecz energii i klimatu (piszemy o nim obok), którą rząd wysłał do Brukseli, zakłada, że do końca dekady odnawialne źródła energii mają odpowiadać za mniej więcej połowę produkcji energii elektrycznej, a szczególną rolę mają pełnić m.in. morskie elektrownie wiatrowe.
W scenariuszu bazowym, opartym na już działających rozwiązaniach i instrumentach, zakłada się, że turbiny na Bałtyku mają zacząć funkcjonować w 2026 r., a w 2030 r. osiągnąć 5,9 GW mocy za instalowanej. Jest to zgodne z tym, co w zeszłym roku przesłał do prekonsultacji ze stroną społeczną poprzedni rząd.
Spóźnione pieniądze
Branża morskiej energetyki wiatrowej będzie jednym z głównych beneficjentów uwolnienia pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. W lutym resort aktywów państwowych przedstawił warunki wsparcia finansowego tego typu projektów ze środków KPO w ramach inwestycji REPowerEU G3.1.5, w której ustanowiono Fundusz na rzecz Morskiej Energetyki Wiatrowej z budżetem 4,785 mld euro. Jednocześnie w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej został przygotowany projekt zmian legislacyjnych umożliwiający wypłatę ze środków z KPO pożyczek na budowę morskich farm wiatrowych.
Zdaniem Patrycji Rapackiej, redaktor naczelnej branżowego portalu Offshore Wind Poland, bez pieniędzy z KPO realizacja inwestycji może być problemem. – Z uwagi na koszty rozwoju projektów offshore wind, każde wsparcie jest kluczowe. Pamiętajmy również, że w ramach KPO są przewidziane środki dla portów serwisowych, bez których nie powstaną farmy na Bałtyku – mówi ekspertka.
Kłopoty i terminy
Opóźnienie odblokowania środków europejskich już się przełożyło na poszczególne projekty. Farma Baltic II o mocy 350 MW, nad którą pracuje RWE, według pierwotnych planów miała zostać uruchomiona w 2027 r. Teraz koncern podaje, że zgodnie z nowym harmonogramem termin ten został przesunięty „na koniec dekady”. Oficjalne powody to wojna w Ukrainie i związany z nią wzrost inflacji, który przełożył się na koszt materiałów budowlanych.
Podobne zagrożenia widzi Polenergia, choć oficjalnie nie mówi jeszcze o opóźnieniach. Firma pracuje nad dwiema morskimi farmami wiatrowymi, Bałtyk II i Bałtyk III, o łącznej mocy 1,44 GW. Spółka obserwuje „zakłócenia w łańcuchach dostaw dla morskiej energetyki wiatrowej, w tym powodowane odpływem i tak ograniczonych zasobów kadrowych i sprzętowych z sektora morskich farm wiatrowych do innych sektorów, co może skutkować koniecznością zmiany w harmonogramach budowy projektów morskich farm wiatrowych”. Planowany termin ich oddania to 2027 r.
Polska Grupa Energetyczna i duński Ørsted zapewniają nas, że ich wspólne projekty Baltica 2 i 3 (o łącznej mocy 2,55 GW) zostaną uruchomione zgodnie z harmonogramem, czyli w 2027 r. Spółki te miały jednak korzystać z portu instalacyjnego w Gdańsku, którego rozbudowa została opóźniona m.in. przez zablokowanie KPO. Aby zdążyć na czas, przy wyborze portu była potrzeba sięgnięcia po „opcję awaryjną”. Nie wiemy jednak oficjalnie, z którego obiektu będą budowane farmy PGE.
Natomiast Orlen, który inwestuje w swój własny port instalacyjny w Świnoujściu, przekazuje DGP, że obiekt ma zostać ukończony w 2025 r. Dzięki temu projekt Baltic Power (1,2 GW) jest jedynym, którego harmonogram pozostaje w pełni niezależny od KPO. Ma powstać zgodnie z harmonogramem, czyli w 2026 r.
Sygnał dla inwestorów
– Pewne opóźnienia w realizacji projektów offshore byłyby dla polskiego systemu energetyki poważną stratą, ale nie katastrofą. Najważniejsze, by projekty pierwszej fazy były kontynuowane. Czarnym scenariuszem byłoby odstąpienie od realizacji inwestycji, co miało miejsce ostatnio np. w Stanach Zjednoczonych – mówi nam Michał Smoleń, kierownik programu badawczego Energia i Klimat w Fundacji Instrat. Dodaje, że opóźnienie w USA było jednak związane m.in. ze zbyt niskimi cenami przyszłej sprzedaży energii w kontraktach zawieranych przed zawirowaniami z ostatnich lat, które przełożyły się na znaczny wzrost kosztów inwestycyjnych. W Polsce nie widzi na razie takiego ryzyka.
Podkreśla za to, że kluczowe jest potwierdzenie przez państwo ambitnych celów dotyczących rozwoju offshore w strategicznych dokumentach, takich jak aktualizowany KPEiK. – Będzie to sygnał zarówno dla inwestorów, jak i dla dostawców, którzy na tej podstawie mogą podejmować decyzje związane np. z budowaniem nowych zakładów produkcyjnych. Przewidywane duże krajowe zapotrzebowanie tworzy podatny grunt dla rozwoju rynku towarów i usług, które Polska mogłaby następnie eksportować – mówi Michał Smoleń.
Kosztowne procedury
Inwestorzy zwracają uwagę, że największą barierą są długotrwałe procedury związane z uzyskiwaniem pozwoleń i decyzji budowlanych. Takie sygnały słyszymy zarówno od Ocean Winds, jak i od PGE oraz Ørsted. Orlen tłumaczy, że uzyskanie niezbędnych zgód i pozwoleń trwa z reguły minimum pięć lat.
– Skrócenie procesu inwestycyjnego przełożyłoby się na ograniczenie jego kosztów, o co obecnie stara się branża. Rosnące koszty projektów to zdecydowanie największe ryzyko. Inflacja i rosnące ceny materiałów na rynku globalnym powodują, że jest to jeden z czynników, które wpłynęły na decyzje niektórych inwestorów o wycofaniu się z realizacji projektów, np. w USA – mówi Patrycja Rapacka.
Zapytaliśmy Ministerstwo Klimatu i Środowiska o prace legislacyjne mające na celu przyspieszenie tego procesu. Resort zapewnił, że podejmuje w tym celu wiele działań. „Pakiet przygotowywanych zmian będzie m.in. doprecyzowywał obecne przepisy tak, aby były one w pełni klarowne i nie powodowały problemów z interpretacją, co często przekłada się na wydłużenie postępowania” – przekazał nam resort.
Budowa wiatraków to nie wszystko. Michał Smoleń podkreśla, że wraz z rozwojem morskiej energetyki wiatrowej konieczne będzie przygotowanie systemu energetycznego nie tylko do podłączenia nowych mocy OZE, lecz także do sensownego przesyłu i wykorzystywania dużych wolumenów czystej energii. – Potrzebujemy kompleksowego podejścia, uwzględniającego rozwój sieci elektroenergetycznych, magazynów energii, a także bardziej elastycznego popytu na prąd. Niestety do tej pory mało ambitne strategie rządowe nie tworzyły odpowiednich ram dla systematycznych przygotowań do zmierzenia się z problemami, które napotkamy, gdy udział OZE w produkcji energii elektrycznej w Polsce przekroczy najpierw 50 proc., potem 60 proc. i więcej – stwierdza. ©℗