W tle protestów społecznych wokół polityki klimatycznej prezydencja UE wznawia prace nad kontrowersyjną dyrektywą o opodatkowaniu energii, która podniesie stawki podatków dla paliw kopalnych.
Dziś w Brukseli, po ponadrocznej przerwie, unijna „27” ma podjąć na nowo prace nad projektem dyrektywy o opodatkowaniu energii (ETD). Na posiedzeniu grupy roboczej ds. podatkowych o nowej wersji propozycji opracowanej przez belgijską prezydencję dyskutować będą przedstawiciele państw członkowskich. Według naszych rozmówców w Brukseli ruch wokół tych przepisów jest zaskoczeniem. Przyjęcie reformy wymagałoby jednomyślności państw, a zmiany niemal na pewno będą niepopularne. Nie bez powodu dyrektywy nie udało się znowelizować od ponad 20 lat. Do tego trzeba dołożyć zbliżające się wybory europejskie i nasilające się niepokoje społeczne związane z kosztami transformacji.
W intencji Komisji Europejskiej zmiany miały ujednolicić zasady opodatkowania energii i produktów energetycznych w całej UE oraz dostosować je do wymogów polityki klimatycznej UE. Chodzi więc m.in. o stworzenie bodźców fiskalnych, które będą sprzyjać redukcji gazów cieplarnianych, zwiększaniu efektywności energetycznej czy rozwojowi paliw alternatywnych. Obecne przepisy uznawane są de facto za faworyzujące paliwa kopalne, które objęte są różnego rodzaju zwolnieniami i ulgami podatkowymi.
Do prac nad dyrektywą nie chce szerzej odnosić się polski resort finansów. W odpowiedzi na nasze pytania wskazano jedynie, że z uwagi na różnice interesów pomiędzy państwami członkowskimi „trudno przewidzieć, kiedy nastąpi zakończenie prac nad przedmiotowym dossier ani jakie finalnie brzmienie przyjmie projekt”. Oraz zapewniono, że Polska bierze „aktywny udział w negocjacjach”, dążąc do uwzględnienia w projekcie potrzeb wynikających m.in. z istniejącej sytuacji geopolitycznej, uwarunkowań społecznych i ekonomicznych.
DGP dotarł jednak do oceny skutków regulacji projektu, który przygotowano jeszcze w poprzednim rządzie. Jest on dla propozycji Brukseli druzgocący. Według tej opinii przyjęcie zmian w tym kształcie – bez zastosowania odpowiednich mechanizmów osłonowych – może prowadzić do „znacznego wzrostu odsetka osób dotkniętych ubóstwem energetycznym, a w ekstremalnym przypadku do znacznego zubożenia dużej części społeczeństwa”.
Wątpliwości – jak oceniono w analizie – może budzić także to, że projekt przewiduje wprowadzenie „równocześnie szeregu mechanizmów prowadzących do podwyższenia stawek podatkowych, tzn. podwyżki niektórych minimalnych stawek w porównaniu z obecną ETD, uwzględnienie inflacji, stopniowe podwyżki na wybrane paliwa w okresie przejściowym, a także ograniczenie możliwości stosowania dotychczasowych zwolnień”.
Choć rząd dostrzegł plusy unijnych propozycji – związane m.in. z poprawą stanu środowiska czy ograniczeniem poziomu zanieczyszczeń powietrza – uznano, że postulowane przez KE kierunki działań będą oznaczać „konieczność zmian wzorców konsumpcji, trybu życia i zachowań obywateli UE, a także przyczynią się do ogólnego wzrostu cen dóbr i usług”. A w konsekwencji będą grozić pogłębieniem negatywnych zjawisk społecznych: ubóstwa energetycznego, wykluczenia transportowego, nierówności i bezrobocia. Forsowanie reformy – w ocenie rządowych ekspertów – może też być groźne z punktu widzenia nastrojów społecznych wobec transformacji energetycznej czy zaufania do UE. Jako obciążone szczególnym ryzykiem wskazano m.in. transport i ogrzewnictwo – dwa sektory, które od 2027 r. mają być już obciążane dodatkowymi kosztami emisji CO2, w ramach systemu ETS 2. „Należy dążyć do tego, aby proponowane rozwiązania dotyczące zmiany zakresu obowiązywania dyrektywy energetycznej nie nakładały dodatkowych obciążeń na podmioty objęte obecnie lub w przyszłości unijnym systemem handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych” – czytamy w dokumencie.
Kolejnym sektorem, dla którego reforma opodatkowania energii może być problemem, jest według oceny poprzedniego rządu przemysł energochłonny. Bez wprowadzenia mechanizmów osłonowych osłabienie jego konkurencyjności – związane z podwyższeniem kosztów produkcji – może zagrozić w ostatecznym rozrachunku „przychodom państwa” – oceniono.
Z rządowych szacunków wynika, że w przypadku wprowadzenia postulatów KE w 2023 r. trzeba byłoby się liczyć z trzykrotnym zwiększeniem kosztu akcyzy od każdej tony węgla kamiennego do niemal 100 zł. Opodatkowanie tony LPG podwoiłoby się, sięgając niemal 1500 zł. Z kolei każde 1000 l diesla po zmianach obciążone byłoby opłatami na poziomie 1720 zł – kilkanaście procent powyżej obecnych stawek dla tego paliwa.
Zmodyfikowane przez belgijską prezydencję przepisy, do których dotarło kilka portali, m.in. Euractiv, zakładają wydłużenie z 10 do 20 lat okresu przejściowego, w którym państwa będą mogły wyłączyć opodatkowanie dla grup wrażliwych. Specjalne 20-letnie derogacje dotyczyłyby też najbiedniejszych państw członkowskich, których PKB na mieszkańca stanowi 50 proc. lub mniej unijnej średniej. To kryterium oznacza objęcie wyjątkami Bułgarii i Rumunii, ale nie Polski.
Wprowadzono też do projektu regulacje umożliwiające zawieszenie akcyzy na pół roku w sytuacji „nagłego i niespodziewanego” wzrostu cen na rynku detalicznym o 15 proc. lub więcej. ©℗
Regulacje mogą oznaczać znaczne zubożenie dużej części społeczeństwa