Dziś Komisja Europejska ma przedstawić propozycję celu klimatycznego na 2040 r. Ten preferowany przez Brukselę będzie oznaczać pozostawienie nie więcej niż 10 proc. z emisji gazów cieplarnianych, za które odpowiadały dzisiejsze kraje członkowskie UE w 1990 r., czyli – jak mówią nam eksperci – duże koszty i niemal pełną dekarbonizację wielu sektorów, na czele z energetyką. Komisja najprawdopodobniej pokaże jednak trzy warianty, z których minimalny będzie zakładał obniżenie emisji o ok. 80 proc. Z rządu, który w styczniu dementował poparcie dla celu wyrażone przez wiceministrę klimatu Urszulę Zielińską, nieoficjalnie płyną zapowiedzi „twardych negocjacji”.
Trzy scenariusze dla klimatu
Przyspieszenie o niemal 15 proc. tempa transformacji z bieżącej dekady, całkowita dekarbonizacja energetyki i ciepłownictwa systemowego oraz konieczność zaostrzenia rygorów m.in. dla rolnictwa – to niektóre z konsekwencji, z jakimi, według przeanalizowanego przez nas dokumentu Komisji Europejskiej, wiązać się będzie określenie celu redukcji emisji na koniec przyszłej dekady na poziomie co najmniej 90 proc. (w porównaniu z poziomem z 1990 r.). Taki cel wynika z ubiegłorocznej rekomendacji Europejskiej Rady Naukowej ds. Zmian Klimatu, a w październiku poparcie go obiecali eurodeputowanym kluczowi komisarze ds. Zielonego Ładu: Maroš Šefčovič i Wopke Hoekstra. I za takim właśnie pułapem – według nieoficjalnych zapowiedzi – może jeszcze dziś opowiedzieć się Bruksela.
Lata 30. będą w takim scenariuszu najbardziej wymagającą dekadą z punktu widzenia inwestycji w transformację energetyczną. Według szacunków KE w każdym roku wymagać one będą średnio 1,5 bln euro, co odpowiada 8 proc. prognozowanego PKB Unii w tym okresie. Największe nakłady – ponad 850 mld euro rocznie – powinny zostać skierowane na transport.
W ponad stustronicowym projekcie oceny wpływu projektowanego celu na unijne gospodarki Komisja analizuje też dwa alternatywne scenariusze. Jeden określa cel redukcyjny na poziomie 85–90 proc., który – jak podkreślono – stanowi odzwierciedlenie trendu wynikającego z już przyjętych regulacji. Trzeci, najbardziej zachowawczy, przewiduje redukcje w granicach 80 proc. To ścieżka, która zakłada wypełnienie unijnych celów na 2030 r. i neutralność klimatyczną w 2050 r. oraz stałe tempo dekarbonizacji w całym tym przedziale czasowym. KE odrzuciła w niej jednocześnie warianty uznane za skrajne: cel na 2040 r. niższy niż 75 proc. oraz wyższy niż 95 proc. Nawet w tym ostatnim scenariuszu przestrzeń dla emisyjnych technologii w wielu sektorach skurczy się jednak niemal do zera. Ślad węglowy energetyki i systemowego ciepłownictwa całej UE sięgnie w nim – według wyliczeń Brukseli – niecałe 120 mln t – o ponad 10 mln mniej, niż wyniosły emisje CO2 tych sektorów w Polsce w 2022 r.
Ogromne obciążenie dla Polski
– Cel redukcji emisji gazów cieplarnianych na poziomie 90 proc. będzie oznaczał ogromne obciążenia dla Polski i całej unijnej gospodarki. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy poważne trudności z osiągnięciem celu na 2030 r., zakładającego ograniczenie emisji o co najmniej 55 proc. Z naszych analiz wynika, że tak wysoko zawieszony pułap nie jest niezbędny do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 r.; cel redukcyjny rzędu 80 proc. byłby zupełnie wystarczający – mówi DGP Robert Jeszke z Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych (CAKE), działającego w ramach Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami (KOBiZE) przy Instytucie Ochrony Środowiska. Zastrzega, że kluczowe znaczenie będą miały szczegóły polityk klimatycznych na kolejną dekadę: sposób rozłożenia obciążeń pomiędzy państwa i sektory gospodarki, które będą określane dopiero na kolejnych etapach. – To jest duży problem związany ze sposobem kształtowania europejskiej polityki klimatycznej. Godzimy się na wspólne cele niejako w ciemno, nie wiedząc, z jakimi zobowiązaniami krajowymi będą się one wiązać w praktyce – ocenia Jeszke.
Jako szczególnie problematyczne ekspert wskazuje realizację nowych zobowiązań w sektorach objętych nowym systemem ETS2, czyli transporcie drogowym i budynkach, ze względu na wysokie koszty związane z eliminacją emisji. – Sama Komisja Europejska przyznaje w swoich analizach, że największe koszty np. z dekarbonizacją transportu będzie pochłaniać wymiana pojazdów na nisko czy bezemisyjne, co będzie bezpośrednio wiązało możliwości wypełnienia ambitnych celów z siłą nabywczą społeczeństwa. Dla Polski będzie więc istotne, żeby w maksymalnym możliwym stopniu zasygnalizować potrzebę uwzględnienia tych różnic już na etapie formułowania celu – dodaje.
Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform, podkreśla, że kształt propozycji, jaki wyłania się z opisywanych przez nas dokumentów, nie może stanowić zaskoczenia. – We wcześniejszych analizach i projektach dotyczących drogi do neutralności klimatycznej opracowywanych w Komisji dynamika redukcji emisji była bardzo podobna. Warto też odnotować, że z szacunków KE wynika, że same regulacje z pakietu Fit for 55 przełożą się na redukcje rzędu 88 proc. To sygnał, że nie mówimy tylko o pewnej wizji, tylko o skutkach już obowiązujących regulacji – wskazuje ekspert.
Przejście na system zeroemisyjny
Przyznaje jednocześnie, że tendencja ta oznacza dla nas rewolucyjne zmiany. – Mamy przed sobą perspektywę przejścia do niemal domkniętego systemu zeroemisyjnego. Trzeba liczyć się z uruchomieniem kolejnego, trzeciego już systemu ETS – tym razem dla rolnictwa. Dalsze funkcjonowanie energetyki węglowej oraz już dziś skrajnie nierentownego górnictwa wymagałoby niebotycznych nakładów – mówi DGP Śniegocki. Jak zauważa, szczególną rangę w analizach Komisji przyznano technologiom wychwytu, magazynowania i ponownego wykorzystania dwutlenku węgla. – Polski rząd nie ma dziś klarownej strategii w tej dziedzinie, może jednak skorzystać z licznych analiz krajowych przygotowanych w ostatnich latach, by szybko ją opracować – dodaje ekspert.
Propozycja Komisji będzie stanowić otwarcie dyskusji, której spuentowanie będzie zadaniem instytucji europejskich wyłonionych po czerwcowych eurowyborach. Tymczasem w wielu ugrupowaniach – w tym w największej centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej – widać dziś narastające obawy przed kosztami społecznymi polityki klimatycznej. Jak jednak zauważa Śniegocki, złagodzenie przepisów wymagałoby odpowiedniej większości nie tylko w Parlamencie Europejskim, lecz także w Radzie, gdzie ambitniejsze państwa mogą zorganizować „mniejszość blokującą”.
Bruksela może liczyć na wsparcie co najmniej kilkunastu państw członkowskich, w tym największych europejskich gospodarek. W styczniu 11 krajów podpisało się pod listem skierowanym do szefowej KE, w którym wzywają do przyjęcia ambitnych celów klimatycznych na 2040 r. Choć nie wskazano wprost poparcia dla celu redukcji o 90 proc., to państwa powołały się na sugestie Europejskiej Rady Naukowej ds. Zmian Klimatu, która wezwała do cięć na poziomie 90–95 proc. w stosunku do 1990 r. Pod listem podpisały się Niemcy, Francja, Holandia, Hiszpania, Dania, Austria, Finlandia, Irlandia, Luksemburg, Portugalia oraz Bułgaria, która dotychczas w wielu przypadkach sprzeciwiała się zielonej agendzie Brukseli.
W styczniu za przyjęciem celu 90 proc. opowiedziała się w Brukseli Urszula Zielińska, wiceminister klimatu i polityczka polskich Zielonych, ale musiała szybko się wycofać z tej deklaracji. Jej przełożona, szefowa MKiŚ Paulina Hennig-Kloska, zapewniła, że była to jedynie „deklaracja otwartości w negocjacjach”. O braku zgody na ambitny cel mówił wprost wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Jaki plan na negocjacje ma dziś rząd? – Polska wraca do stołu negocjacyjnego. Na pewno nie będziemy się na partnerów obrażać ani trzaskać drzwiami. Zamierzamy po prostu twardo i merytorycznie negocjować – mówi nam rozmówca z rządu. – Mamy bardziej ambitne podejście do polityki klimatycznej niż nasi poprzednicy i jesteśmy przekonani, że możemy dzięki temu dużo ugrać na arenie UE – dodaje. ©℗