Transformacja energetyczna to ogromne wyzwanie dla całej gospodarki. Również dla przemysłu, który będzie potrzebował zielonej energii, by obniżyć swój ślad węglowy. Pod dużą presją pozostaną zwłaszcza firmy energochłonne, zużywające najwięcej energii. W ich przypadku dekarbonizacja będzie warunkiem zachowania konkurencyjności wobec zachodnich konkurentów. Bez atomu się nie obejdzie.

Przechodzenie z węgla na odnawialne źródła energii nie rozwiąże problemu, system energetyczny potrzebuje bowiem stabilizacji. Prąd musi płynąć bez względu na to, czy wieje wiatr i świeci słońce. Elektrownie gazowe mają stanowić rozwiązanie przejściowe, ale przecież gaz to również paliwo kopalne. Docelowo stabilność dostaw prądu zapewnić może atom, który Komisja Europejska uznała za zrównoważone źródło energii. Energetyka jądrowa w połączeniu z energią wiatrową i fotowoltaiką wydaje się optymalną ścieżką transformacji.

– By przeprowadzić dekarbonizację energetyki, będziemy potrzebować w perspektywie dwóch dekad nawet kilkunastu gigawatów mocy zainstalowanej w atomie. Program jądrowy powinien być kontynuowany – mówi Paweł Gajda z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Ostatnio pojawiły się głosy o możliwej zmianie lokalizacji pierwszej budowanej przez państwo elektrowni jądrowej, która ma powstać w nadmorskiej gminie Choczewo. Zdaniem eksperta byłby to zły pomysł. – Próba zmiany lokalizacji, technologii itd. oznaczałaby konieczność rozpoczęcia niektórych procedur od początku, a konsekwencją tego byłoby przynajmniej trzyletnie opóźnienie – mówi. Zaznacza, że dotychczasowy kierunek był dobry, choć w ciągu ostatnich lat widoczne były też chaotyczne ruchy i brak rozstrzygnięcia niektórych tak istotnych kwestii jak finansowanie projektu. Nie mamy w Polsce jednego obowiązującego programu jądrowego, lecz kilka. – Trzeba tę kwestię uporządkować. Widać, że po zmianie rządu nie ma jeszcze spójnej polityki i spójnej komunikacji, jeśli chodzi o energetykę jądrową – zaznacza.

Potrzeba jest paląca, bo w tle są wyraźne oczekiwania Unii Europejskiej, która nakreśliła już konkretne, bardzo ambitne cele w zakresie ograniczania emisji i powstrzymania globalnego ocieplenia. Osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r. wymaga podjęcia konkretnych działań, i to bezzwłocznie. Pakiet Fit for 55 wskazuje, że do 2030 r. powinna nastąpić redukcja emisji o co najmniej 55 proc. To dla kraju takiego jak Polska, którego energetyka w ponad 75 proc. oparta jest na węglu, oznacza ogromne wyzwanie.

ikona lupy />
fot. materiały prasowe

Unijne cele to niezwykle istotny argument, ale za transformacją przemawiają również konkretne przesłanki ekonomiczne. Zielona energia jest tańsza, jej ceny są bardziej stabilne. Dodatkowo odpadają koszty zakupu praw do emisji CO2, które w ostatnich latach drastycznie wzrosły. Oparcie systemu elektroenergetycznego na OZE i atomie zapewnia bezpieczeństwo energetyczne. Jak ważka to kwestia, przekonaliśmy się podczas ostatniego kryzysu energetycznego, który wywołała agresja rosyjska na Ukrainę. Sankcje nałożone na agresora odcięły Europę od kluczowych surowców energetycznych, wywołując na rynkach ogromną niepewność, która przełożyła się na wzrosty cen węgla, ropy i gazu.

Przemysł energochłonny zużywa niemal dwa razy więcej energii niż wszystkie gospodarstwa domowe. Odpowiada za około jedną czwartą całego krajowego zużycia. By zachować konkurencyjność na zachodnich rynkach, musi ograniczać koszty związane z zakupem energii, redukować wydatki na nabycie praw do emisji CO2 i skrzętnie liczyć oraz ograniczać ślad węglowy. Bez tego firmy nie będą mogły podjąć współpracy z międzynarodowymi koncernami ani z nimi skutecznie konkurować. Trudniej będzie im też pozyskiwać atrakcyjne finansowanie.

Rozwój OZE w połączeniu z atomem, szczególnie tym małym, może być odpowiedzią na bolączki przemysłu – ocenia prof. Wacław Gudowski, profesor energetyki jądrowej z Królewskiej Politechniki w Sztokholmie i NCBJ, doradca biznesu. Małe reaktory mogą być budowane w miejsce wygaszanych 300-megawatowych jednostek węglowych. – Mamy w kraju ok. 60 bloków węglowych tej wielkości, które trzeba będzie w przyszłości zamknąć. Taki reaktor jak BWRX-300, o mocy 300 MW, idealnie wpisywałby się w potrzeby krajowego systemu. Mógłby stanowić zamiennik dla elektrowni węglowych, szczególnie gdy powstawałby w tych samych lokalizacjach. Są tam już gotowe podłączenia, jest doprowadzona sieć. Wykorzystanie istniejącej infrastruktury oznaczać może oszczędności kosztowe rzędu 30 proc. – informuje prof. Gudowski.

Zwraca on uwagę, że budowa bloków jądrowych w miejscu istniejących dziś elektrowni oznaczałaby, że przemysł mógłby ze spokojem patrzeć w przyszłość. – Dlaczego Śląsk był tak świetnie uprzemysłowiony? Dlatego, że tam były ośrodki wytwarzające energię, przy nich rozbudowały się największe gałęzie przemysłu. Elektrownie są kołem napędowym, które decyduje o rozwoju całej infrastruktury. Gdyby polegać tylko na dużym atomie, który byłby zlokalizowany w trzech czy czterech miejscach, konieczna byłaby przebudowa mapy industrializacji Polski. SMR-y mogą temu zapobiec – uważa ekspert.

Małe reaktory mogą też łagodzić napięcia społeczne związane z transformacją. Przy obsłudze samej jednostki pracę może znaleźć ponad 100 osób, z czego – jak szacuje prof. Gudowski – tylko 20–30 musi mieć specjalistyczne wykształcenie związane z energetyką jądrową. Reszta może być przekwalifikowana spośród dotychczasowych pracowników bloków węglowych. Stworzenie atrakcyjnych miejsc pracy w regionach, którym grozi wzrost bezrobocia po zamknięciu starych bloków, to dodatkowy argument za rozwojem małego, rozproszonego atomu.

ikona lupy />
fot. materiały prasowe

Uczelnie już szykują ofertę dla przyszłych pracowników sektora. Na Politechnice Śląskiej został właśnie uruchomiony nowy kierunek studiów drugiego stopnia – energetyka jądrowa. To studia o profilu ogólnoakademickim, które rozpoczną się w marcu i potrwają trzy semestry. Można już aplikować na uczelnię. Wydział Inżynierii Środowiska i Energetyki zorganizował dni otwarte dla kandydatów na studia, podczas których mogli oni spotkać się z przedstawicielami instytucji, firm i ekspertami reprezentującymi branżę atomową.

Paweł Gajda potwierdza, że zasadne może być budowanie SMR-ów w miejscu wygaszanych elektrowni na węgiel. Zaznaczył jednak, że spośród technologii, które miałyby być wykorzystane w Polsce, jeszcze żadna budowa na świecie nie została rozpoczęta. Trudno więc oszacować, kiedy mogłyby one realnie powstać. – Dziś bliżej tego jest reaktor BRWX-300 GE Hitachi. Ale ciągle na tym etapie naprawdę trudno jest wskazać, jakie będą czas budowy takiego reaktora i jego koszty – zaznacza Gajda.

Podkreśla, że SMR-y mogą stanowić uzupełnienie systemu, ale nie zastąpią dużych jednostek, na których powinna opierać się w głównej mierze transformacja. – Oczywiście może być tak, że mniejszy reaktor da się zbudować w miejscu, gdzie niekoniecznie dałoby się postawić dużą elektrownię. Małe bloki mogłyby być korzystne również ze względu na dywersyfikację technologiczną w obszarze samego atomu. Jednak trzeba mieć na względzie, by nie pojawiło się zbyt wiele różnych technologii, bo to zwiększałoby koszty utrzymania, serwisowania itd. – uważa.

Jedno jest pewne – atom jest koniecznością. Bez tańszej i dostępnej energetyki jądrowej przemysł może nie przetrwać. Widać to u naszych zachodnich sąsiadów. Niemcy, które odchodząc od węgla, postanowiły jednocześnie odejść od energii jądrowej, borykają się z odpływem firm przemysłowych. Jak podawał w końcu zeszłego roku BNN Bloomberg, Francja przyciągnęła w ciągu ostatnich dwóch lat prawie 50 proc. więcej projektów bezpośrednich inwestycji zagranicznych niż Niemcy. Przedsiębiorcy zwyczajnie obawiają się transformacji energetycznej w wersji zaproponowanej przez niemieckie władze. W efekcie prawie jedna trzecia firm produkcyjnych rozważa przeniesienie produkcji za granicę lub jest w trakcie tego procesu. Tak wynika z ankiety przeprowadzonej przez Niemiecką Izbę Przemysłowo-Handlową.

Gunnar Gröbler, prezes Salzgitter, drugiej co do wielkości firmy stalowej w Niemczech, mówił pod koniec zeszłego roku w wywiadzie dla „Financial Times”, że Niemcy staną w obliczu dezindustrializacji, jeśli krajowe firmy będą nadal przenosić swoją produkcję za granicę. I dodał, że jeśli producenci materiałów dla przemysłu, w tym stali i chemikaliów, opuszczą kraj ze względu na wysokie ceny energii, istnieje ryzyko „utraty całego łańcucha wartości”.

Warto podjąć niezwłocznie działania wyprzedzające, by w przyszłości nie borykać się z podobnymi problemami w Polsce. Oparcie transformacji na odnawialnych źródłach energii w połączeniu z atomem, także tym małym, budowanym za pieniądze prywatnych inwestorów, to szansa na przejście suchą stopą przez czas zasadniczych zmian w krajowej energetyce. Trzeba jednak już dziś wyznaczyć jasny kierunek.

ms