Musimy wybrać drogę, która pogodzi wymogi regulacyjne nasze i UE, potrzeby inwestycyjne i uwarunkowania polityczne. Karkołomne zadanie
Na pozór cel stojący przed branżą jest prosty – produkować i sprzedawać prąd po cenach, jakie umożliwiłyby branży rozwój, ale też zapewniły gospodarce konkurencyjność. Jednak choć w odniesieniu do energii mówimy o rynku, to wiadomo, że o przyszłości tego sektora przesądzą regulatorzy i politycy. Tu kończy się biznesowa kalkulacja, zaczynają grać hasła i emocje.
Naszemu systemowi energetycznemu zdarza się jechać po bandzie. W sierpniu 2015 r. przypomnieliśmy sobie, co znaczą komunikaty o stopniu zasilania: konieczności wielkich inwestycji w nowe moce. Trzeba tylko odpowiedzieć na pytanie: jakie? Rząd stawia na węgiel, a UE wywiera presję na odejście od tego surowca i chce do 2030 r. ograniczyć emisje CO2 w stosunku do poziomu z 1990 r. Cel ambitny, ale kosztowny. Zgodnie z szacunkami Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej redukcja emisji do 2030 r. będzie kosztowała ok. 240 mld zł. Ponadto nie wiadomo, czy poniesienie tych nakładów coś zmieni.
– Walka z globalnym ociepleniem jest sprawą globalną, nie tylko europejską. Nawet najbardziej ambitne zamierzenia UE nie przyniosą efektów, jeśli inne kraje nie nałożą sobie podobnych limitów – twierdzi były wicepremier Janusz Steinhoff. – Od kiedy uczono mnie w szkole komunizmu, nie widziałem koncepcji bardziej oderwanej od rzeczywistości, aż do momentu, gdy zobaczyłem wspólną politykę energetyczną UE – mówił podczas posiedzenia sejmowej komisji energii i skarbu wiceminister energii Andrzej Piotrowski.
Jest więc pytanie, jak dostosować ambitny program inwestycyjny (ciągle trwają budowy nowych bloków w Opolu, Kozienicach i Jaworznie) do unijnych wymogów. A nieznane są jeszcze inne czynniki – pojawiają się np. głosy, by zredukować emisję o 40 proc., wciąż trwają negocjacje dotyczące kształtu nowego systemu rozdziału emisji EU-ETS, by wspomnieć najważniejsze zagrożenie. A przecież mamy jeszcze regulacje dotyczące poziomu emisji pyłów. Każda decyzja w tej sprawie może oznaczać dodatkowy koszt dla branży liczony w miliardach złotych.
To może postawić na odnawialne źródła energii? Ale tu rodzi się kolejne pytanie – wiatraki czy biogazownie, geotermia czy panele słoneczne. A może elektrownie wodne? Na te pytania muszą odpowiedzieć politycy, modyfikując założenia polityki energetycznej do 2050 r. – to branża, w której trzeba planować z wyprzedzeniem. Już obecna wstępna wersja dokumentu pokazuje, jak wielkim ryzykiem obarczone są te przewidywania. Przedstawiony do konsultacji w sierpniu 2015 r. (ale bazowano na danych wcześniejszych) projekt PEP 2050 prognozował ceny węgla na poziomie 100 dol. za tonę w dłuższym terminie. – Nie wiemy, jak będzie wyglądał rynek energii za kilkanaście lat. Zmiany następują tak szybko – przyznaje wiceminister energii Andrzej Piotrowski i nie wyklucza, że za kilkanaście lat cena energii będzie np. wliczana do ceny urządzenia elektrycznego, a miesięczne rachunki znikną.
Polityka energetyczna to temat rzeka. Dyskusji na ten temat nie może również zabraknąć podczas tegorocznej edycji Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, który rozpocznie się 18 maja. Debaty na ten temat nigdy nie były łatwe, ale obecnie – ze względu na szczególny moment, w jakim znajduje się polska i europejska energetyka – szukanie optymalnych rozwiązań może być wyjątkowo trudne.