Aby osiągnąć niskoemisyjność tej technologii, konieczny jest rozwój OZE lub atomu.
Czterdzieści krajów ogłosiło już swoje strategie wodorowe, inwestycje w tę technologię na świecie są liczone w miliardach dolarów, testy kolei pasażerskiej zasilanej tym paliwem trwają m.in. w Kanadzie, Japonii i Hiszpanii, o 45 proc. wzrosło w ubiegłym roku wykorzystanie wodoru w transporcie drogowym – wynika z opublikowanego w piątek raportu International Energy Agency (IEA) „Global Hydrogen Review 2023”.
– Pociąg transformacji energetycznej w Europie Zachodniej już ruszył. Orlen kupił lokomotywę wodorową, dzięki której wskoczymy na sam początek tego pociągu – mówił Grzegorz Jóźwiak, dyrektor Biura Technologii Wodorowych i Paliw Syntetycznych w Orlenie, podczas konferencji „OZE fundamentem zielonej gospodarki. Polsko-duński okrągły stół energetyczny”. Pochodząca z PESY Bydgoszcz lokomotywa rozpoczęła właśnie testy na trasie Gdynia–Hel, a docelowo ma być wykorzystywana w zakładzie koncernu w Płocku. W kilku miastach są testowane autobusy zasilane tym gazem. Wodór jest wpisany w transformację energetyczną UE i Polski. Zgodnie z krajową strategią, w 2025 r. zainstalowana moc do produkcji niskoemisyjnego wodoru ma wynieść 50 MW, a w 2030 r. – 2 GW. W 2025 r. mamy mieć 100–250 autobusów zasilanych tym gazem, a w 2030 r. nawet 1 tys. Z raportu IEA wynika, że jeśli wszystkie ogłoszone do tej pory światowe projekty zostaną zrealizowane, w 2030 r. produkcja niskoemisyjnego wodoru wyniesie 38 Mt, czyli ok. 40 proc. obecnego globalnego zużycia wodoru. Na ten moment jednak niskoemisyjność to zaleta mniej niż 1 proc. całkowitego zużycia wodoru.
Słowo „niskoemisyjność” jest kluczem. Wodór można bowiem pozyskiwać z różnych źródeł – szary i czarny pochodzi z paliw kopalnych, niskoemisyjny ma ślad węglowy poniżej 5,8 kg ekwiwalentu dwutlenku węgla na kilogram wodoru, a ten odnawialny powstaje poprzez elektrolizę wody z użyciem OZE. Obecnie prawie całość wykorzystywanego w Polsce wodoru przyczynia się więc do emisji dwutlenku węgla. Za to umożliwia opracowanie nowych rozwiązań.
– Powinniśmy zacząć od wykorzystania każdego dostępnego źródła wodoru – tak, żeby móc zbudować gospodarkę i infrastrukturę wodorową i oswoić się z nimi. Potem będziemy stopniowo zastępować wodór konwencjonalny niskoemisyjnym i odnawialnym. Nie mamy dużo czasu – zarówno ze względu na prawo europejskie, jak i na potrzebę spowolnienia zmian klimatycznych – komentuje Krzysztof Łokaj z Konfederacji Lewiatan.
Marcin Popkiewicz, autor książek o transformacji energetycznej, wskazuje, że kluczowe jest to, gdzie chcemy używać wodoru. – Dziś, przede wszystkim w przemyśle, wykorzystujemy ok. 1,3 mln ton wodoru, wytwarzając go z gazu ziemnego w wysokoemisyjnym procesie reformingu parowego. Gdy zaczniemy wytwarzać zielony wodór na większą skalę, w pierwszej kolejności powinniśmy zastąpić nim wodór obecnie wykorzystywany w sektorach, w których jest on niezbędny. Do tego będzie potrzebna ogromna nadwyżka taniej energii z OZE, której jeszcze nie mamy – mówi.
Wodór powinien być więc stosowany tam, gdzie elektryfikacja jest trudna lub niemożliwa. Jakie to sektory? – Ciężki i dalekobieżny transport. Elektryfikacja TIR-ów oznaczałaby, że 25–30 proc. masy pojazdu zajmowałaby bateria. Priorytetem są też takie procesy jak produkcja petrochemiczna, nawozów i amoniaku czy stali. W dalszej kolejności, jeśli będziemy mieć wodoru pod dostatkiem, możemy zacząć go wykorzystywać jako magazyn energii lub do produkcji ciepła – wskazuje Krzysztof Łokaj.
– Zielony wodór jest trudniejszy w wytworzeniu. Obecnie jest niemal trzykrotnie droższy niż szary wodór, jednak ta różnica będzie się zmniejszać, m.in. wraz ze zwiększeniem efektywności elektrolizerów – mówi Robert Adamczewski, dyrektor ds. rozwoju w European Energy.
Taka sytuacja zniechęca. Spółka LNVG w Dolnej Saksonii rok po uruchomieniu 14 lokomotyw wodorowych i zainwestowaniu w nie 93 mln euro zadecydowała, że postawi jednak na tańsze baterie elektryczne. – Jesteśmy dopiero na początku drogi, więc nieudane pomysły technologiczne i nietrafione inwestycje będą się zdarzały. Jest to naturalny element rozwoju nowego działu gospodarki – mówi Krzysztof Łokaj. ©℗