Przyszły minister do spraw europejskich poinformował, że "dzisiaj ta sprawa (planowana budowa Nord Stream 2) ma charakter absolutnie kluczowy i wykracza dalece poza kwestie energetyczne, ponieważ handel gazem w naszej części Europy ma konsekwencje strategiczne. W tym wypadku te pieniądze, które potencjalnie mogą trafić do rosyjskiego budżetu, trafiają bezpośrednio do sektora zbrojeniowego. Dlatego to nie jest bagatelny, energetyczny kontrakt.

Jak zaznaczył, drugim problemem, który jest kluczowy z punktu widzenia Brukseli i Komisji Europejskiej, jest fakt, że realizacja Nord Stream 2 oznacza, iż europejski rynek gazu w naszej części Europy byłby tylko na papierze.

- Co prawda mielibyśmy infrastrukturę, mielibyśmy możliwości prawne, by budować konkurencyjny rynek gazu, jednak w każdym miejscu moglibyśmy handlować paliwem pochodzącym tylko i wyłącznie od jednego producenta, który byłby pozbawiony tym samym presji konkurencyjnej. To rozwiązanie idzie w poprzek dotychczasowym oczekiwaniom Brukseli w zakresie rynku gazu. Będziemy te argumenty podnosili - zapowiedział Szymański.

Jego zdaniem jest to obecnie jedna z najważniejszych rzeczy w agendzie unijnej z polskiego punktu widzenia. Jak dodał, UE jest wyposażona w instrumenty prawne, by "uniemożliwić rentowną realizację tego rozwiązania". "Mam na myśli instrumenty polityki konkurencji. Będziemy oczekiwali, by Komisja Europejskiej wykonywała w tej sprawie swoje obowiązki" - oświadczył.

O planach budowy dwóch nitek gazociągu od wybrzeża Rosji przez Morze Bałtyckie do wybrzeża Niemiec Gazprom poinformował w czerwcu. Dał wówczas do zrozumienia, że faktycznie chodzi o ułożenie dwóch nowych nitek magistrali Nord Stream (Gazociąg Północny), którą od 2011 roku gaz z Rosji po dnie Bałtyku płynie bezpośrednio do Niemiec.

Nord Stream 2 ma pomóc Rosji w zaprzestaniu tranzytu gazu do Unii Europejskiej przez Ukrainę, co koncern chce uczynić do 2020 roku. W 2014 roku Gazprom przesłał przez Ukrainę 62 mld metrów sześc. surowca.

Budowie Nord Stream 2 sprzeciwiła się już Ukraina. Przeciwko tej inwestycji wystąpiły też inne kraje, w tym Polska, Słowacja, Litwa i Łotwa. Komisja Europejska zapowiedziała na początku października, że dokona rygorystycznej oceny planów rozbudowy gazociągu Nord Stream, który będzie musiał być w 100 procentach zgodny z unijnymi przepisami.

Rosyjskie MSZ zapewniło pod koniec października, że budowa gazociągu Nord Stream 2 nie jest wymierzona przeciwko Polsce ani żadnemu innemu państwu. "W Rosji nie przedsiębierzemy niczego przeciw Polsce czy jakiemuś innemu państwu. Zapewniam, że tak jest. Nie sposób żyć obawami i fobiami. Istnieje coś takiego, jak konstruktywna współpraca, więc współdziałajmy" - oświadczyła wtedy rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa. Była to jej odpowiedź na pytanie przedstawicieli polskich mediów w związku z obawami Warszawy z powodu budowy nowej nitki gazociągu Nord Stream.

Na początku września przedstawiciele Gazpromu, niemieckich firm E.On i BASF-Wintershall, brytyjsko-holenderskiego Royal Dutch Shell, austriackiego OMV i francuskiego Engie (dawniej GdF Suez) podpisali prawnie obowiązujące porozumienie akcjonariuszy w sprawie budowy Nord Stream 2, nowej dwunitkowej magistrali gazowej o przepustowości 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie. Nord Stream 2 budzi też obawy m.in. prezydenta Andrzeja Dudy, który uważa, że jest to inwestycja wątpliwa ekonomicznie, ale ma poważny wymiar polityczny. W jego opinii może stanowić zagrożenie m.in. dla Polski, Ukrainy czy Słowacji.