Wycofanie ostatnich reaktorów z nawiązką miał zrekompensować rozwój OZE, w praktyce w miksie rośnie na razie udział węgla i gazu.

W pierwszym tygodniu po wygaszeniu ostatnich trzech bloków jądrowych udział opalanych paliwami kopalnymi źródeł w miksie energetycznym wyniósł 37 proc. i był nieznacznie wyższy niż w tym samym czasie w roku ubiegłym – wynika z danych Instytutu Fraunhofera przeanalizowanych przez DGP. Było tak, chociaż rozbudowa źródeł odnawialnych pozwoliła – mimo pożegnania z 4 GW w atomie – zwiększyć potencjał niskoemisyjnych źródeł w porównaniu z rokiem 2022.

Według orędowników atomu skutkiem zakończenia pracy trzech reaktorów – w Emsland, Isar i Neckarwestheim – miał być wzrost udziału w miksie pochodzącego z importu węgla kamiennego i tym samym zwiększenie emisyjności niemieckiej energetyki. W świetle danych z ostatniego tygodnia nie jest to pewne. Nieznaczne zwiększenie udziału paliw kopalnych z punktu widzenia emisji obciążających każdą kilowatogodzinę wyprodukowanej energii może zniwelować niższy udział w generacji najbardziej emisyjnego z nich – węgla brunatnego. W dłuższej perspektywie przedterminowe wyłączenie reaktorów niemal na pewno przełoży się jednak na relatywne spowolnienie dekarbonizacji energetyki i wzrost kosztów tego procesu. Podwyżki w Nadrenii Północnej-Westfalii – na poziomie ok. 45 proc. – ogłosił już Eon, który był operatorem nieczynnej już elektrowni Isar. Na niekorzystny efekt dotychczasowego procesu wygaszania atomu z punktu widzenia emisji CO2 i cen wskazywali już wcześniej badacze m.in. z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, według których każde wyłączenie reaktora wiąże się ze zwiększeniem o ok. 15 proc. generacji konwencjonalnych elektrowni cieplnych, zwiększeniem importu energii oraz podniesieniem cen hurtowych (o ok. 4 proc.). Skutki podjęcia analogicznych decyzji w USA przeanalizowali też badacze z MIT. Z ich wyliczeń wynika, że wyłączenie amerykańskich reaktorów przyniosłoby koszty rzędu co najmniej 50 mld dol. i dziesiątki tysięcy nadmiarowych zgonów związanych z podwyższonymi emisjami.

Plany wygaszenia reaktorów jądrowych – zainicjowane przez rząd Gerharda Schrödera, a ostatecznie zatwierdzone po katastrofie w Fukushimie przez ekipę Angeli Merkel – przez lata były w Niemczech przedmiotem szerokiego politycznego konsensusu. A jednak w momencie wygaszenia w poprzedni weekend ostatnich trzech reaktorów likwidacji atomu towarzyszyły duże kontrowersje, a w następstwie trwającego od jesieni 2021 r. kryzysu energetycznego i zakłóceń dostaw gazu wywołanych przez Gazprom zmieniły się nastroje społeczne.

Na kilka dni przed wyłączeniem z eksploatacji ostatnich działających bloków w sondażu pracowni INSA dla „Bilda” decyzja ta cieszyła się poparciem już tylko 37 proc. badanych, a 52 proc. uznało ją za błąd. Osłabienie przeciwników atomu było jeszcze wyraźniejsze w kwietniowym sondażu YouGov. Natychmiastowe wygaszenie reaktorów poparło tylko 26 proc. ankietowanych. Zdaniem 32 proc. rząd powinien znowu przesunąć termin ich wyłączenia z eksploatacji (pierwotne plany zakładały wygaszenie ostatnich reaktorów do końca 2022 r., ale w związku z obawami o stabilność dostaw energii w sezonie zimowym rząd zezwolił na nieznaczne wydłużenie pracy), a kolejna jedna trzecia opowiedziała się za tym, by pozostały częścią systemu energetycznego bezterminowo. Według badania zrealizowanego na zlecenie publicznej sieci ARD negatywnie decyzję o wygaszeniu ostatnich reaktorów ocenia niemal 60 proc. Niemców.

Za rewizją jądrowego exitu i utrzymaniem atomu przynajmniej w energetycznej rezerwie opowiedzieli się także politycy opozycyjnej chadecji oraz liberalnej FDP (junior partnera w rządzie Olafa Scholza), a także część biznesu. Postulatom tym stanowczo sprzeciwili się jednak Zieloni, którzy kierują w rządzie kluczowymi ministerstwami z punktu widzenia transformacji energetycznej – superresortem klimatu i gospodarki oraz ministerstwem środowiska. Szefowa tego ostatniego resortu Steffi Lemke przekonywała, że starzejące się reaktory pozostają jednym z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa Europy. Z kolei wicekanclerz Robert Habeck tłumaczył, że rząd jest prawnie zobowiązany do doprowadzenia do końca procesu wygaszania atomu, i zapewniał, że atom nie jest potrzebny do zagwarantowania dostaw energii. Bezpieczeństwo energetyczne ma zapewnić – według niego – rozwój OZE, sieci energetycznych i infrastruktury do importu skroplonego gazu ziemnego (LNG). ©℗

ikona lupy />
Jak zmieniał się niemiecki miks / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe