Część analityków obawia się skutków nowych sankcji wymierzonych w rosyjskie rafinerie, ale Orlen uspokaja, że na stacjach rewolucji nie będzie.

Wczoraj w życie weszła kolejna transza sankcji naftowych przeciwko Rosji. Obowiązujące od grudnia unijne embargo na ropę dostarczaną tankowcami i – wprowadzony wspólnie z krajami G7 i Australią – limit cen na dostawy rosyjskiego surowca do państw trzecich, powyżej którego nie mogą one liczyć na usługi europejskich firm, zostają rozszerzone na produkty rafineryjne, w tym paliwo lotnicze i olej napędowy. To rezultat decyzji podjętych jeszcze w czerwcu ub.r., w ramach szóstego pakietu restrykcji nałożonych na Rosję.

Ograniczenie importu rosyjskich paliw, zwłaszcza diesla, wymagało po stronie krajów UE o dwa miesiące dłuższych przygotowań ze względu na trudności w zastąpieniu dostaw, które w przypadku oleju napędowego w drugim półroczu 2022 r. przekraczały w dalszym ciągu 0,5 mln baryłek dziennie z ponad 1,5 mln baryłek dziennie całego unijnego importu. Sama UE nie dysponuje wystarczającymi mocami produkcyjnymi, więc konieczne było zabezpieczenie odpowiednich zapasów paliwa i zawarcie umów z alternatywnymi dostawcami. W rezultacie, według S&P, już na początku stycznia USA sprzedawały do krajów Europy ponad 230 tys. baryłek diesla dziennie, prawie siedem razy więcej niż na początku 2022 r. Eksport do Europy mają zwiększyć też m.in. Arabia Saudyjska, Kuwejt i inne kraje Zatoki Perskiej, a nawet Chiny i Indie.

Wielu analityków uważa jednak, że napięty światowy rynek diesla nie zdoła w pełni zaspokoić europejskiego zapotrzebowania i należy w tym roku liczyć się z jego deficytem i ze wzrostem cen. Na przykład bank ameryki prognozuje wzrost cen oleju napędowego do 200 dol. za baryłkę, z obecnych stu kilkunastu (a nawet ok. 90 dol. w przypadku towaru z Rosji).

Zdaniem Komisji Europejskiej czasu było dość, by zabezpieczyć odpowiednie wolumeny diesla z alternatywnych kierunków, a dodatkowe zabezpieczenie stanowią strategiczne rezerwy paliw. O ceny na polskich stacjach jest też spokojny Orlen. Jak słyszymy, nowe sankcje nie powinny przynieść podwyżek, ponieważ brak dostaw z Rosji jest już od dawna uwzględniony w cenie oleju napędowego.

– Grupa Orlen jest w pełni przygotowana na embargo na dostawy produktów ropopochodnych z Rosji, w tym diesla. Warto pamiętać, że koncern od wybuchu wojny w Ukrainie zrezygnował z importu rosyjskiej ropy naftowej drogą morską, a także z importu rosyjskiego diesla. Tym samym Orlen już od blisko roku realizuje obostrzenia, które formalnie wejdą w życie 5 lutego br. – tłumaczy DGP Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen. – Proszę pamiętać, że Grupa Orlen zrezygnowała z zakupu diesla z Rosji – jako jedna z pierwszych spółek w Europie zdaje sobie sprawę, w jaki sposób wpływa to na koszty importu, ponieważ ponosi je od niemal roku – dodaje. Polska grupa kupuje obecnie diesla przede wszystkim z rynku ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia), na który trafia produkt z różnych kierunków, głównie z Bliskiego Wschodu, ze Stanów Zjednoczonych oraz z Chin czy Indii. – Należy podkreślić, że Orlen nie jest jedynym importerem gotowych paliw do Polski. Obecnie produkcja polskich rafinerii pokrywa ok. 70 proc. zapotrzebowania na diesla w Polsce. Około 30 proc. uzupełniane jest importem – tłumaczy Czyżewski.

Z danych Agencji Rynku Energii, która publikuje comiesięczne sprawozdania z rynku paliwowego dla rządu, wynika, że w okresie od stycznia do listopada ub.r. do Polski sprowadzono prawie 1,7 mln t oleju napędowego z Rosji, co stanowiło ponad jedną trzecią naszego importu i ponad 10 proc. krajowego zużycia dla tego okresu. W samym listopadzie sprowadzono ponad 200 tys. t rosyjskiego diesla.

Adam Czyżewski przekonuje, że – z punktu widzenia Orlenu – zagrożenia deficytem diesla na polskim rynku nie widać. – Wprowadzenie embarga na paliwa z Rosji zapowiedziano ponad pół roku temu. Był zatem odpowiedni czas, by wszystkie kraje unijne były na to przygotowane – mówi.

Przyznaje jednak, że całkowitej pewności co do tego, jak będą kształtować się ceny paliw, nie ma, ponieważ „obecnie na ceny ropy i paliw największy wpływ mają decyzje rządów UE i Stanów Zjednoczonych w kwestii sankcji oraz Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) w kwestii limitów produkcji”. – Patrząc jednak obiektywnie na aktualne czynniki ekonomiczne, czyli relację podaży do popytu, nie ma powodu spodziewać się wstrząsu cenowego, bo rynek jest zrównoważony przy aktualnej cenie – uważa Czyżewski.

Nowe sankcje mają jeszcze mocniej niż te z grudnia uderzyć po kieszeni Kreml, bo jeszcze trudniej niż w przypadku surowej ropy będzie zastąpić europejskie rynki zbytu – chętnych do radykalnego zwiększenia zakupów produktów naftowych nie znajdą w Chinach i Indiach, które wolą polegać na własnych mocach rafineryjnych i przerabianiu mocno przecenionej ropy z Rosji. Goldman Sachs szacuje, że w rezultacie przed wejściem w życie sankcji rosyjskim koncernom udało się znaleźć nabywców na zaledwie 10 proc. dotychczas kierowanych na unijne rynki dostaw, a analitycy prognozują, że produkcja rosyjskich rafinerii może spaść w najbliższych miesiącach nawet o 600 tys. baryłek dziennie. W porównaniu do poziomów sprzed wojny – jak twierdzi S&P – ubytek ten może zaś sięgnąć nawet ponad 900 tys. baryłek.

Wraz z embargiem w życie wchodzi limit cen, przy czym – podobnie jak w przypadku surowej ropy – negocjacje w sprawie jego poziomu trwały do ostatniego momentu. Dopiero w piątek wieczorem państwa członkowskie formalnie zgodziły się na zaproponowane limity, które wynieść mają 100 dol. za baryłkę w przypadku diesla i innych paliw wysokowartościowych, które stanowią główne źródło marż, i 45 dol. dla tych o wartości niższej niż ropa naftowa, takich jak oleje opałowe czy smary.

Państwa członkowskie potwierdziły również marcowy termin rewizji pułapu cenowego na ropę naftową, który obecnie wynosi 60 dolarów za baryłkę. Według naszych informacji zarówno Polska, jak i trzy kraje bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia – chciały dokonać przeglądu pułapu cenowego na ropę już teraz, a nie w połowie marca i oczekiwały obniżenia maksymalnej ceny zarówno na rosyjską ropę, jak i produkty naftowe. To było – zdaniem jednego z unijnych dyplomatów, z którymi rozmawialiśmy – powodem klinczu w rozmowach. Ostatecznie jednak Warszawa i jej sojusznicy ustąpili i zgodzili się na odsunięcie rewizji w czasie. – Liczymy na to, że nasze postulaty zostaną uwzględnione podczas marcowego przeglądu i że co do zasady przeglądy te będą następowały nieco szybciej – powiedział nam dyplomata z państwa bałtyckiego. Według innego rozmówcy DGP podczas spotkania ambasadorów padło zapewnienie, że marcowy przegląd pułapu na ropę będzie pierwszym z cyklu stałych przeglądów, które mają następować regularnie co 2 miesiące.

Wszystkie pułapy związane są z embargiem na rosyjską ropę nałożonym przez państwa G7 jeszcze w grudniu ubiegłego roku. W wyniku tych sankcji zachodnie firmy ubezpieczeniowe i przewoźnicy nie mogą finansować, ubezpieczać, pośredniczyć czy handlować rosyjską ropą naftową lub produktami naftowymi sprzedawanymi powyżej ustalonych pułapów. Wyjątkiem są produkty naftowe transportowane drogą morską, które zostały zakupione i załadowane przed niedzielą – na nie będzie obowiązywał 55-dniowy okres przejściowy. Bruksela przekonuje, że ten krok nie wpłynie obecnie w znaczącym stopniu na europejski rynek, bowiem – jak przekonują unijni urzędnicy – obecne zapasy chociażby oleju napędowego są wystarczające, ponieważ importerzy przygotowali się na wejście w życie sankcji.

©℗