Przyszłoroczny deficyt budżetowy Rosji może przekroczyć planowane 2 proc. PKB - przyznał wczoraj rosyjski minister finansów Anton Siluanow. Limity cenowe - jak mówił polityk - będą oznaczać dla Moskwy m.in. zwiększone koszty logistyki związane z koniecznością zmiany kierunków eksportu.
Przyszłoroczny deficyt budżetowy Rosji może przekroczyć planowane 2 proc. PKB - przyznał wczoraj rosyjski minister finansów Anton Siluanow. Limity cenowe - jak mówił polityk - będą oznaczać dla Moskwy m.in. zwiększone koszty logistyki związane z koniecznością zmiany kierunków eksportu.
Ostatni tydzień przyniósł także osłabienie rubla do poziomów niewidzianych od wiosny. Za 1 dol. można było w ostatnich dniach kupić ponad 70 rubli. Rosyjski rząd przekonuje jednak, że słabsza waluta będzie korzystna dla Rosji w realiach obniżonych dochodów eksportowych.
Alternatywnym źródłem finansowania wydatków budżetu mają być rezerwy zgromadzone w Funduszu Dobrobytu Narodowego i zadłużenie. Już w mijającym roku Kreml miał zaczerpnąć z funduszu prawie 30 mld dol. i na początku grudnia jego wartość wynosiła już tylko ok. 7,6 bln rubli (ok. 108 mld dol.). A w przyszłym roku planuje się sięgnięcie po kolejne ok. 2,9 bln rubli (41 mld dol.). Posiłkowano się także emisją obligacji skarbowych, której wartość tylko w ostatnich miesiącach sięgnęła 3 bln rubli, czyli ok. 2 proc. rosyjskiego PKB. Niemal pewna jest także głębsza niż zakładana w projekcie budżetu recesja. Gospodarka ma się skurczyć nie o ok. 1 proc., jak przyjęto w dokumencie, ale co najmniej o 3 proc.
Projekt przyszłorocznego budżetu, którego wypełnienie zakwestionował Siluanow, zakładał już obniżenie dochodów sektora naftowo-gazowego o ponad 20 proc. Równocześnie dokument oparty był na prognozie, zgodnie z którą średnia cena rosyjskiej ropy wyniesie w 2023 r. 75 dol. za baryłkę. Oczekiwania te legną najprawdopodobniej w gruzach za sprawą sankcji obowiązujących od 5 grudnia: unijnego embarga na import rosyjskiej ropy drogą morską oraz limitu cenowego 60 dol. za baryłkę dla rosyjskiego surowca transportowanego, ubezpieczanego i sprzedawanego z udziałem europejskich firm. Przyjęty pułap jest dynamiczny i ma być dostosowywany do cen rynkowych rosyjskich paliw - tak aby przyjęte maksimum było o co najmniej 5 proc. niższe niż średnia notowań Urals. Najbliższą okazją do obniżenia limitu może być styczniowe spotkanie przedstawicieli koalicji.
W efekcie wejścia w życie tych przepisów notowania rosyjskiej ropy Urals spadły do poziomów niewidzianych od pandemicznego dołka, kiedy to po raz pierwszy w historii ceny ropy na światowych rynkach osiągnęły wartości ujemne. Już po tygodniu obowiązywania limitu cenowego średni koszt rosyjskiej baryłki, jeszcze w listopadzie oscylujący w granicach 60-70 dol., zjechał w rejony 50 dol. za baryłkę. Wzrósł także dyferencjał, czyli różnica dzieląca notowania Urals od indeksu dla ropy Brent, która po raz pierwszy od sierpnia sięgnęła ponad 30 dol. za baryłkę. Na tym konsekwencje dla rosyjskiej gospodarki się nie skończą, bo na początku lutego zakaz importu do UE oraz limity cenowe mają objąć także produkty naftowe, w tym diesla (pułap cenowy dla tych towarów nie został jeszcze określony).
Już w zeszłym tygodniu Moskwa zasygnalizowała, że skutkiem zachodnich sankcji mogą być cięcia rosyjskiej produkcji naftowej i trwałe ograniczenie eksportu. Już w pierwszych miesiącach przyszłego roku skala ograniczeń miałaby sięgnąć 5-7 proc. lub 500-700 tys. baryłek dziennie. Groźba obniżenia podaży na światowym rynku paliw zaniepokoiła rynki i - wraz z sygnałami z Chin, gdzie łagodzenie covidowych restrykcji rodzi oczekiwania zwiększonego zapotrzebowania na paliwa - przyczyniła się do wzrostu cen ropy. W kulminacyjnym momencie dnia wczorajszego notowania Brent sięgały 85 dol. za baryłkę - w porównaniu z ok. 81 dol. w przedświąteczny czwartek. Podniosły się także notowania Urals - w poniedziałek na moskiewskiej giełdzie baryłka tego typu kosztowała prawie 57 dol.
Przygotowując się do wejścia w życie sankcji naftowych, Rosja miała pozyskać ponad 100 używanych tankowców, które miały umożliwić jej realizowanie dostaw bez udziału firm europejskich. Jak wynika z doniesień światowych agencji, mimo to sforsowanie limitu cenowego okazało się dla Moskwy kłopotliwe. W pierwszych tygodniach obowiązywania restrykcji, według Bloomberga, eksport realizowany drogą morską miał spaść nawet o więcej niż 50 proc., do czego przyczyniło się nie tylko unijne embargo, lecz także komplikacje w związane ze znalezieniem chętnych do transportowania wschodniosyberyjskiej ropy z portów na Pacyfiku, której ceny przekraczały 60 dol. za baryłkę. A najważniejsi klienci, którzy zastępują Rosji europejskie rynki zbytu - Chiny, Indie i Turcja - woleli kupować mocniej przecenioną ropę Urals wysyłaną z portów bałtyckich.
Wczoraj minister Siluanow przyznał, że konsekwencje zmian mogą się odbijać na upustach cen rosyjskich paliw. Jeszcze w piątek Aleksander Nowak, wicepremier Rosji, przekonywał jednak, że rabaty spadną, gdy tylko ustabilizują się na nowo łańcuchy dostaw.
Mimo upływu ponad trzech tygodni od wejścia w życie limitu naftowego Kreml w dalszym ciągu nie ogłosił jeszcze, jak odpowie na bolesne dla siebie restrykcje Zachodu. Przed świętami Aleksander Nowak poinformował jedynie, że prezydencki dekret w tej sprawie jest już „niemal w pełni uzgodniony”. Kontrsankcje mają odciąć od rosyjskich paliw kraje i firmy, które przystąpiły do mechanizmu cenowego i wymagają cen zgodnych z ustalonym przez koalicję limitem. Nie jest jednak jasne, jaki będzie poziom uznaniowości mechanizmu i w jakim stopniu będzie on mógł objąć także pośrednich beneficjentów limitu cenowego, przede wszystkim z krajów azjatyckich, którzy będą naciskać na upusty nieformalnie lub wybierać na rynku dostawy mieszczące się w pułapie wyznaczonym przez koalicję.
Wśród pytań, które zadają sobie komentatorzy, jest to, czy Moskwa zdecyduje się na uderzenie w - nieobjęte sankcjami - dostawy lądowe do Europy, realizowane rurociągiem Przyjaźń. W ten sposób rosyjski surowiec pozyskują m.in. rafinerie węgierskie, słowackie, czeskie, polskie i niemieckie. ©℗
Eksport rosyjskiej ropy realizowany drogą morską miał spaść nawet o 50 proc.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama