"Dziś mamy taką sytuację, że przemysł musi nieustannie dobiegać do jakichś celów. W 2016 r. mamy cele, które wynikają z jednej legislacji, w 2020 r. z drugiej regulacji. Jest bardzo poważny problem do czego przemysł się ma dostosowywać i w jakim czasie" - mówił dziennikarzom Korolec po spotkaniu.
Podporządkowywanie się unijnym wymogom to ogromne koszty inwestycyjne dla polskich firm. Według nieoficjalnych szacunków, tylko Polska Grupa Energetyczna (PGE) na spełnienie wymogów związanych z dyrektywą ws. emisji przemysłowych musi wydać do 2016 r. 3 miliardy euro.
Problem w tym, że po 2016 r. zaczną obowiązywać kolejne przepisy, które również będą nakładały na przemysł i firmy energetyczne nowe restrykcje związane z ochroną środowiska. Korolec zwracał uwagę Timmermansowi, który w KE odpowiada za lepsze stanowienie prawa, że sprawę emisji w przemyśle reguluje 6 różnych unijnych aktów prawnych.
"Mamy dyrektywę dot. ETS, czyli systemu handlu emisjami, dyrektywę dot. emisji przemysłowych, mamy wskazane przez prawo europejskie najlepsze technologie, które powinny być używane w obszarze środowiska, wreszcie mamy nałożone na to regulacje dotyczące efektywności energetycznej" - wymieniał Korolec. Zwrócił uwagę, że sprawa emisji przemysłowych jest decydowana w KE przez dyrekcję ds. środowiska, dyrekcję ds. klimatu oraz dyrekcję ds. energii.
Jego zdaniem należy pracować z Komisją nad takim prawem, które z jednej strony będzie zapewniało ochronę środowiska naturalnego, ale z drugiej, będzie umożliwiało rozwój gospodarczy. Korolec zaproponował m.in. Timmermansowi, by wprowadzać ostre regulacje środowiskowe, ale w stosunku do nowych graczy pojawiających się na rynku.
Polska proponuje też zmianę w systemie darmowych emisji pozwoleń na emisję gazów cieplarnianych. Teraz przydzielane są one na podstawie historycznych danych. Jeśli jakaś, np. elektrownia zużyje ich dużo w 2013 r., to dostanie ich też dużo w 2015. Problem polega na tym, że przemysł nie zawsze zużywa ich tyle samo, a przydzielona nadwyżka pozwoleń może być sprzedana przez firmę. Zdaniem Korolca może być to formą niedozwolonej pomocy publicznej. Dlatego nasz rząd chciałby, aby pozwolenia trafiały do przemysłu na podstawie faktycznego ich zużycia.
Jeszcze nie wiadomo jak do tego pomysłu odniosą się inne kraje, ponieważ dotyczy on reformy systemu ETS po 2020 r. "To początek dyskusji" - przyznał pełnomocnik ds. polityki klimatycznej.
Korolec rozmawiał w KE też o mającej powstać rezerwie dla unijnego rynku pozwoleń na emisję CO2 (ETS). Parlament Europejski chce by powstała ona do 31 grudnia 2018 r., a nie w 2021 r., jak proponowała KE. Dla Polski to niekorzystna decyzja, ponieważ oznacza wyższe koszty dla naszej gospodarki.
"Dziś ta dyskusja jest w Radzie i decyzja będzie podejmowana między państwami członkowskimi. W związku z tym stanowisko Komisji będzie potrzebne na dalszym etapie, jak przejdziemy do tzw. trylogów, czyli dyskusji w trójce: Rada, Parlament i KE. Mam nadzieję, że w Radzie (czyli wśród państw członkowskich) będziemy w stanie obronić to pierwotne stanowisko" - zaznaczył pełnomocnik rządu ds. polityki klimatycznej.
W ubiegłym tygodniu list w tej sprawie do KE wysłała premier Ewa Kopacz. Zwróciła się ona o trzymanie się przez Komisję swojej pierwotnej propozycji. Polska wraz z innymi państwami, głównie naszego regionu ma mniejszość, by zablokować decyzje w tej sprawie.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)