Mateusz Morawiecki chwilowo zastopował pomysł Jacka Sasina na wprowadzenie daniny od nadzwyczajnych zysków spółek. Napięcie w obozie władzy związane z zarządzeniem kryzysem węglowym znów rośnie. Mimo nacisków ze strony szefa MAP projekt założeń jego najnowszego pomysłu nie był przedmiotem obrad ostatniego posiedzenia Stałego Komitetu Rady Ministrów. Jak słyszymy, to efekt oporów, jakie koncepcja wzbudziła w kancelarii premiera (KPRM). Jednocześnie zaostrza się konflikt w obozie rządzącym – na tyle, że znów spekuluje się w nim o dymisjach. Mimo wcześniejszych zapewnień Jarosława Kaczyńskiego pewny swojej pozycji nie może być nawet sam premier Morawiecki.

W PiS trwa festiwal wzajemnych oskarżeń o złe zarządzanie niedoborem węgla w Polsce. W ostatnich dniach zaostrzyły się frakcyjne przepychanki między Jackiem Sasinem a Mateuszem Morawieckim. Gdy szef rządu zażądał od Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP) przygotowania korekty mechanizmu kalkulacji cen przez dostawców energii, resort stwierdził, że to niewykonalne, i zamiast tego publicznie ogłosił, że ma przygotowaną koncepcję daniny od nadzwyczajnych zysków. Ma ona pozwolić sfinansować ochronę taryfową dla odbiorców wrażliwych i samorządów. To nie spodobało się współpracownikom premiera.
- Nad rozwiązaniami dla odbiorców wrażliwych pracowała już minister Anna Moskwa, ale widząc, że Sasin wyskoczył ze swoją propozycją, na razie schowała ją do szuflady, by nie zaostrzać konfliktu - słyszymy od osoby z otoczenia Mateusza Morawieckiego. Na razie pomysł Jacka Sasina, w postaci projektu założeń do ustawy o daninie od nadzwyczajnych zysków, został przyblokowany przez KPRM. - Premier też chce opodatkowania nadzwyczajnych zysków spółek, ale to trzeba zrobić mądrze, a propozycja Sasina to jakiś kosmos. Nie jest to policzone, brakuje oceny skutków regulacji, a do tego wprowadza się furtkę, wskutek której te podmioty, które odnotowują rekordowe zyski, ostatecznie tej daniny nie zapłacą - twierdzi nasz rozmówca z KPRM. Zarzuca Sasinowi również to, że sposób komunikowania koncepcji nowej daniny wywołał raptowne spadki na giełdzie.
Nasi rozmówcy z MAP odrzucają te zarzuty. - 12 dni we wrześniu było na giełdzie bardziej spadkowych niż ostatni poniedziałek, gdy wszystkie światowe wskaźniki leciały. Zresztą kolejnego dnia straty spółek na giełdzie zostały w dużej mierze już odrobione - argumentuje nasz rozmówca. Przekonuje też, że koncepcja jest przemyślana i dotyczy nadzwyczajnych marż, a więc korzystania na kryzysie energetycznym i inflacji. MAP wciąż liczy, że projekt zostanie odblokowany i że rząd weźmie go na tapet podczas dzisiejszego posiedzenia budżetowego.
Spór o kształt nowej daniny to emanacja szerszego konfliktu o sposób zarządzania kryzysem węglowym. - W rządzie pojawiły się obawy o to, czy RARS, która dostała 3 mld zł na ściągnięcie węgla z zagranicy, nie nacięła się na nieuczciwych kontrahentów - mówi osoba z kręgów rządowych. Ale w RARS słyszymy zapewnienia, że takiego zagrożenia nie ma. - Na razie nie wydaliśmy żadnych pieniędzy. Umowy mamy tak napisane, że zaliczki są wypłacane dopiero przy załadunku i po potwierdzeniu badań jakościowych. Na pewno nie grozi nam ściągnięcie trocin - twierdzi rozmówca z RARS. Przyznaje, że pierwszy pomysł sprowadzenia sortowanego węgla nie wypalił, ale obecnie niesortowany surowiec jest ładowany na statki w Kolumbii, które mają przypłynąć do Polski w październiku. Udało się też kupić inne transporty, które były już w drodze. Agencja broni się, że w całym pomyśle na rozwiązanie problemu deficytu węgla odgrywa rolę pomocniczą. - Mamy zapewnić jakieś 10-15 proc. tego, co sprowadzą spółki - zauważa jeden z naszych rozmówców. Wskazuje raczej, że problem jest po ich stronie. - Na ich placach zalega 300 tys. t posortowanego węgla, sprzedali raptem 150 tys. t - przekonuje. Zdaniem rozmówcy DGP dziś trwa proces leczenia choroby, którą samemu się wywołało. - Problem pojawił się w październiku, gdy spółki energetyczne schodziły poniżej wymaganych poziomów bezpieczeństwa. Przepalały wszystko, co miały, bo opłacało się sprzedawać za granicę energię z węgla, gdy drożał gaz - twierdzi.
Co na to spółki? Węglokoks odpowiada, że w tej chwili ma sprowadzone 300 tys. t węgla. - Pochodzi on z Kolumbii, Kazachstanu i RPA. We wtorek rozpoczęła się jego sprzedaż na składowisku w Ostrowie Wielkopolskim. Na razie oferowane są orzech i groszki z Kolumbii - mówi Jarosław Latacz z biura marketingu i PR spółki.
W kontekście sporu o sytuację na rynku węgla nasi rozmówcy związani z MAP zwracają uwagę, że latem pojawił się pomysł, by RARS skupiła droższy importowany węgiel oraz tańszy z naszych kopalń, a następnie wymieszała i sprzedawała firmom handlującym węglem po uśrednionej cenie.
W tle tych dyskusji widać, jak rośnie polityczne napięcie w obozie rządzącym. Zdaniem części naszych rozmówców ze Zjednoczonej Prawicy i do przesilenia może dojść nawet w najbliższych dniach. Wczoraj pojawiły się spekulacje dotyczące rychłej dymisji dwóch ważnych ludzi Mateusza Morawieckiego - szefa KPRM Michała Dworczyka i szefa gabinetu politycznego premiera - Krzysztofa Kubowa. Na tym jednak te spekulacje się nie kończą, bo pewny swojej pozycji nie może być sam Morawiecki.