W PiS trwa festiwal wzajemnych oskarżeń o złe zarządzanie niedoborem węgla w Polsce. W ostatnich dniach zaostrzyły się frakcyjne przepychanki między Jackiem Sasinem a Mateuszem Morawieckim. Gdy szef rządu zażądał od Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP) przygotowania korekty mechanizmu kalkulacji cen przez dostawców energii, resort stwierdził, że to niewykonalne, i zamiast tego publicznie ogłosił, że ma przygotowaną koncepcję daniny od nadzwyczajnych zysków. Ma ona pozwolić sfinansować ochronę taryfową dla odbiorców wrażliwych i samorządów. To nie spodobało się współpracownikom premiera.
- Nad rozwiązaniami dla odbiorców wrażliwych pracowała już minister Anna
Moskwa, ale widząc, że Sasin wyskoczył ze swoją propozycją, na razie schowała ją do szuflady, by nie zaostrzać konfliktu - słyszymy od osoby z otoczenia Mateusza Morawieckiego. Na razie pomysł Jacka Sasina, w postaci projektu założeń do ustawy o daninie od nadzwyczajnych zysków, został przyblokowany przez KPRM. - Premier też chce opodatkowania nadzwyczajnych zysków spółek, ale to trzeba zrobić mądrze, a propozycja Sasina to jakiś kosmos. Nie jest to policzone, brakuje oceny skutków regulacji, a do tego wprowadza się furtkę, wskutek której te podmioty, które odnotowują rekordowe zyski, ostatecznie tej daniny nie zapłacą - twierdzi nasz rozmówca z KPRM. Zarzuca Sasinowi również to, że sposób komunikowania koncepcji nowej daniny wywołał raptowne spadki na giełdzie.
Nasi rozmówcy z MAP odrzucają te zarzuty. - 12 dni we wrześniu było na giełdzie bardziej spadkowych niż ostatni poniedziałek, gdy wszystkie światowe wskaźniki leciały. Zresztą kolejnego dnia straty spółek na giełdzie zostały w dużej mierze już odrobione - argumentuje nasz rozmówca. Przekonuje też, że koncepcja jest przemyślana i dotyczy nadzwyczajnych marż, a więc korzystania na kryzysie energetycznym i inflacji. MAP wciąż liczy, że projekt zostanie odblokowany i że rząd weźmie go na tapet podczas dzisiejszego posiedzenia budżetowego.
Spór o kształt nowej daniny to emanacja szerszego konfliktu o sposób zarządzania kryzysem węglowym. - W rządzie pojawiły się obawy o to, czy RARS, która dostała 3 mld zł na ściągnięcie węgla z zagranicy, nie nacięła się na nieuczciwych kontrahentów - mówi osoba z kręgów rządowych. Ale w RARS słyszymy zapewnienia, że takiego zagrożenia nie ma. - Na razie nie wydaliśmy żadnych pieniędzy. Umowy mamy tak napisane, że zaliczki są wypłacane dopiero przy załadunku i po potwierdzeniu badań jakościowych. Na pewno nie grozi nam ściągnięcie trocin - twierdzi rozmówca z RARS. Przyznaje, że pierwszy pomysł sprowadzenia sortowanego węgla nie wypalił, ale obecnie niesortowany surowiec jest ładowany na statki w Kolumbii, które mają przypłynąć do Polski w październiku. Udało się też kupić inne transporty, które były już w drodze. Agencja broni się, że w całym pomyśle na rozwiązanie problemu deficytu węgla odgrywa rolę pomocniczą. - Mamy zapewnić jakieś 10-15 proc. tego, co sprowadzą spółki - zauważa jeden z naszych rozmówców. Wskazuje raczej, że problem jest po ich stronie. - Na ich placach zalega 300 tys. t posortowanego węgla, sprzedali raptem 150 tys. t - przekonuje. Zdaniem rozmówcy DGP dziś trwa proces leczenia choroby, którą samemu się wywołało. - Problem pojawił się w październiku, gdy spółki energetyczne schodziły poniżej wymaganych poziomów bezpieczeństwa. Przepalały wszystko, co miały, bo opłacało się sprzedawać za granicę energię z węgla, gdy drożał gaz - twierdzi.
Co na to spółki? Węglokoks odpowiada, że w tej chwili ma sprowadzone 300 tys. t węgla. - Pochodzi on z Kolumbii, Kazachstanu i RPA. We wtorek rozpoczęła się jego sprzedaż na składowisku w Ostrowie Wielkopolskim. Na razie oferowane są orzech i groszki z Kolumbii - mówi Jarosław Latacz z biura
marketingu i PR spółki.
W kontekście sporu o sytuację na rynku węgla nasi rozmówcy związani z MAP zwracają uwagę, że latem pojawił się pomysł, by RARS skupiła droższy importowany węgiel oraz tańszy z naszych kopalń, a następnie wymieszała i sprzedawała firmom handlującym węglem po uśrednionej cenie.
W tle tych dyskusji widać, jak rośnie polityczne napięcie w obozie rządzącym. Zdaniem części naszych rozmówców ze Zjednoczonej Prawicy i do przesilenia może dojść nawet w najbliższych dniach. Wczoraj pojawiły się spekulacje dotyczące rychłej dymisji dwóch ważnych ludzi Mateusza Morawieckiego - szefa KPRM Michała Dworczyka i szefa gabinetu politycznego premiera - Krzysztofa Kubowa. Na tym jednak te spekulacje się nie kończą, bo pewny swojej pozycji nie może być sam Morawiecki.